W III RP długo uchodził za jedną z najbardziej wpływowych osób lewicy, ale potrafił się dogadywać z ludźmi z przeciwnych obozów politycznych.
Z wykształcenia był ekonomistą. Zaraz po studiach zatrudnił się jednak w radiu, bo – jak mówił – dziennikarstwo było jego największą pasją. W 1969 roku został sekretarzem Edwarda Gierka, w tamtym czasie rządzącego województwem katowickim (był szefem Komitetu Wojewódzkiego PZPR).
Zarzycki był świadkiem zdarzeń, których finałem było objęcie przez Gierka władzy w Polsce. Opowiedział o tym w spisanej przez Jana Dziadula, a wydanej na początku tego roku książce „Moja melodia PRL-u”. Czarnym bohaterem tej książki jest Zdzisław Grudzień, a pozytywnie zostali przedstawieni m.in. Gierek i Jerzy Ziętek.
Michał Smolorz o Kazimierzu Zarzyckim: Był doskonałym menedżerem
Gdy Gierek wyjechał do Warszawy, Zarzycki pozostał w Katowicach. W latach 70. był naczelnym „Wieczoru”, następnie krótko wicenaczelnym „Trybuny Robotniczej”, a przez rok – do ogłoszenia stanu wojennego – szefem TVP Katowice. Stracił pracę, bo nie podpisał przedstawionej mu przez władze listy 111 osób do zwolnienia.
Michał Smolorz wspominał, że Zarzycki, którego załoga telewizji witała zrazu z nieufnością jako „przyniesionego w teczce” spoza branży, okazał się doskonałym menedżerem i otwartym na zmiany redaktorem.
W 1983 r. został redaktorem naczelnym założonego przez siebie tygodnika „Tak i nie”. Jak na lata 80. pismo było odważne, uchodziło za próbę pomostu między komunistyczną władzą a opozycją. W 1990 r. Zarzycki zajął się biznesem, od 1994 roku zasiadł w Radzie Banku Śląskiego (to za jego czasów wzniesiono biurowiec tego banku przy ul. Chorzowskiej w Katowicach).
Do polityki wrócił w 2001 r., został posłem z listy SLD i przez pewien czas był szefem jej struktur wojewódzkich na Śląsku. Kilkanaście lat temu ostatecznie się wycofał z życia publicznego, ale nie przestał przyglądać się temu, co się wokół niego dzieje. Z przyjaciółmi grywał w brydża. Kiedyś zdobył w tej dyscyplinie wicemistrzostwo Polski dziennikarzy.