Rządowe konferencje od kilku tygodni, z powodu epidemii koronawirusa, odbywają się bez obecności dziennikarzy. Ci mogą wysłać pytania przed konferencją albo w jej trakcie. Są informowani, że jeśli odpowiedź nie padnie na konferencji, otrzymają ją mailem.
– Doceniam to, że tych pytań odczytywanych jest więcej. Wcześniej na konferencjach w KPRM zasada była taka, że były 3-4 pytania dziennikarzy. Ale sytuacja jest nadzwyczajna i oczekiwałbym odpowiedzi na większą liczbę pytań. Niepokoi mnie, że pytania są selekcjonowane – opowiada Patryk Słowik. Pierwsze pytanie Słowika, które nie zostało odczytane, zadał w połowie marca. – Ani nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie w trakcie konferencji, ani odpowiedź nie przyszła mailem – mówi dziennikarz „DGP”.
W czwartek Patryk Słowik zadał pytanie o podejście policji do zakazów, w tym o wrzucanie przez rzecznika prasowego Komendy Głównej Policji filmów z brutalnymi interwencjami w innych państwach. „Kolejny raz jednak pytanie na konferencji nie zostało odczytane. Są odczytywane wybiórczo” – napisał na Twitterze.
– Warto byłoby pomyśleć nad możliwością dopytywania, zadawania pytań, tak jak na konferencji. Przesłanie pytań wcześniej powoduje, że można je w jakiś sposób selekcjonować – mówi Patryk Michalski z RMF FM. W środę wysłał trzy pytania do premiera. – Moje drugie pytanie zostało połączenie z pytaniami innych dziennikarzy. Pierwsze nie zostało zadane – opowiada. Na Twitterze Michalski wskazał: „@PremierRP uniknął pytania, czy uważa, że wybory 10 V to zagrożenie dla zdrowia i życia, co miał przyznać J. Gowinowi”.
Dziennikarze podkreślają, że nie mają w ostatnich tygodniach problemu z uzyskiwaniem odpowiedzi na pytania od ministerstw i instytucji. – W ostatnich dniach ku swojemu zdziwieniu otrzymałam pierwszy raz od bardzo dawna odpowiedzi na przykład z KPRM. KPRM nie zwykł odpowiadać na moje pytania – opowiada Bianka Mikołajewska, wicenaczelna OKO.press. Dodaje, że pytała m.in. o tarczę antykryzysową i obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej.
– Uzyskiwanie odpowiedzi idzie łatwiej i sprawniej. Wielu polityków przestało odsyłać do biur prasowych, tylko udziela odpowiedzi bezpośrednio – przyznaje Patryk Słowik z „Dziennika Gazety Prawnej”. Dla niego – jako dziennikarza prawnego – głównym kontaktem są najczęściej wiceministrowie. – Wśród wiceministrów – także tych, którzy nie byli chętni do wypowiadania się telefonicznie – obawy są mniejsze – przyznaje Słowik.
Niewykluczone, że dziennikarze mogą mieć problem z uzyskiwaniem odpowiedzi w ramach dostępu do informacji publicznej.
Tymon Radzik, były doradca ministra cyfryzacji, w mediach społecznościowych zauważył, że zgodnie ze specustawą ds. przeciwdziałania COVID-19 w okresie stanu zagrożenia epidemicznego i stanu epidemii w przypadku terminów procesowych i sądowych w postępowaniach sądowych, w tym sądowoadministracyjnych, a także innych postępowaniach prowadzonych na podstawie ustaw (np. na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej) ich bieg nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega zawieszeniu na ten czas.
„Zapisy tarczy antykryzysowej spowodują, że urzędy będą mogły ignorować pytania bez obawy, że jakiś sąd pociągnie je za to do odpowiedzialności. Urzędnicy i kierujący nimi politycy będą mogli bezkarnie ukrywać informacje ważne dla opinii publicznej” – napisał redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk w komentarzu opublikowanym w portalu.
Dr hab. Jerzy Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Patrykiem Słowikiem w „Dzienniku Gazecie Prawnej” zaznaczył, że „wyłączenie biegu terminów nie oznacza, że organy zostały zwolnione z obowiązku udzielania informacji publicznej”. „Wciąż ma on zastosowanie. Prawo do informacji publicznej jest konstytucyjnym prawem obywateli (art. 61 konstytucji) i chociażby z samego tego tytułu nie może zostać wyłączone” – przypomniał konstytucjonalista.