To, że prokuratura wniosła w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego, potwierdziła Polskiej Agencji Prasowej prok. Ewa Bialik, rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej.
Natomiast prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, poinformował, że w kasacji zarzucono Sądowi Okręgowemu, że wydając prawomocny wyrok uniewinniający Piotra Najsztuba, dopuścił się naruszenia prawa procesowego poprzez nierzetelną kontrolę odwoławczą. Chodzi m.in. o pominięcie rozważenia wszystkich zarzutów odwoławczych skierowanych zarówno przez prokuratora (będącego w tej sprawie oskarżycielem publicznym), jak i pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych.
Piotr Najsztub uniewinniony w obu instancjach sądowych
Piotr Najsztub usłyszał zarzuty dotyczące wypadku, do którego doszło na początku październiku 2017 roku w Konstancinie-Jeziornie. Dziennikarz, jadąc samochodem bez ważnego ubezpieczenia OC i przeglądu technicznego i nie mając prawa jazdy, potrącił 77-letnią kobietę. Poszkodowana trafiła do szpitala z urazem żeber.
W czerwcu 2018 roku Prokuratura Rejonowa w Piasecznie skierowała akt oskarżenia, Najsztubowi postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego, za co grozi do 3 lat więzienia (tak stanowi art. 177 Kodeksu karnego).
Miesiąc później Sąd Rejonowy w Piasecznie w trybie zaocznym uznał Najsztuba za winnego. W wyroku nakazano dziennikarzowi. zapłatę 6 tys. zł grzywny (to 200 stawek dziennych określonych na 30 zł), 10 tys. nawiązki dla poszkodowanej w wypadku oraz 5 942 zł kosztów postępowania.
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, ocenił, że taka kara jest niewspółmierna do winy, i zapowiedział odwołanie od wyroku. W efekcie jesienią 2018 roku sprawa wróciła do sądu, a w trakcie procesu powołano biegłych.
W czerwcu ub.r. Sąd Rejonowy w Piasecznie uniewinnił Piotra Najsztuba. Według relacji Najsztuba biegli, których powołała prokuratura, ocenili, że w momencie wypadku zachował odpowiednią ostrożność i szybkość jazdy (ok. 20 km/h). – Sąd, kiedy rozstrzygał tę sprawę, nie ustalił ponad wszelką wątpliwość, z jaką prędkością ta pani weszła na pasy – zaznaczył dziennikarz w „Dzień dobry TVN”. – Jechałem ok. 20 km/h, padał deszcz, pasy były niedoświetlone, nie miałem szans zahamować – wyliczył.
– Przejście było oświetlone lampami ozdobnymi. Dopiero dwa miesiące później zamontowano nowe lampy. Pokrzywdzona stała z parasolem na tle krzaków. Była czarna na czarnym tle… Ubolewam do dziś nad tym, co się stało, ale naprawdę nie miałem szans na reakcję – dodał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Prokuratur odwołał się od tego wyroku, a w listopadzie Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelację, podtrzymując wcześniejsze orzeczenie. Sędzia uzasadnił, że biegli nie ustalili dowodów, na podstawie których można by zrekonstruować przebieg wypadku.
Najsztub ukarany na wniosek policji, odzyskał prawo jazdy
Z kolei policja z Konstancina-Jeziorny skierowała do sądu wniosek o ukaranie Piotra Najsztuba za naruszenie Kodeksu wykroczeń poprzez prowadzenia pojazdu bez ważnych badań technicznych, obowiązkowego ubezpieczenia OC oraz wymaganych uprawnień. Za pierwsze dwa wykroczenia grozi kara grzywny, a za jazdę bez uprawnień – dodatkowo zakaz prowadzenia pojazdów.
We wrześniu 2018 roku Sąd Rejonowy w Piasecznie wydał wyrok w tej sprawie, bez udziału stron postępowania. Najsztub został uznany za winnego zarzucanych mu wykroczeń, wymierzono mu grzywnę wysokości 3 tys. zł. Ponadto obarczono go 370 zł z tytułu zryczałtowanych kosztów postępowania i opłaty.
W „Dzień dobry TVN” Piotr Najsztub poinformował, że ponownie odbył kurs na prawo jazdy i zdał egzamin, więc znów może jeździć samochodami.
Najsztub stracił program w Onecie, bez zmian w TOK FM
Po tym jak w październiku 2017 roku media poinformowały o wypadku z udziałem Piotra Najsztuba, Grupa Onet-RAS Polska zrezygnowała ze współpracy z dziennikarzem przy programie „Czas na zasady”. Ostatecznie gospodarzem tego cyklu został Filip Chajzer.
Natomiast Najsztub bez przerwy prowadził cotygodniową audycję „Prawda nas zaboli” w Radiu TOK FM. – Postawiono mi zarzut o czyn nieumyślny, a to jest jednak różnica – tak dziennikarz tłumaczył portalowi Wirtualnemedia.pl, dlaczego zdecydował się kontynuować tę współpracę.