Cztery europejskie organizacje wydawców prasy we wspólnym oświadczeniu zaapelowały do władz Unii Europejskiej o przyjęcie w obecnej formie dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Google zasugerował, że jeśli to nastąpi, może przestać prezentować w swoich serwisach treści od małych wydawców. – Nie należy się dziwić, że rośnie sprzeciw Google’a wobec tego prawa, bowiem ich model biznesowy opiera się na swobodnym i nieskrępowanym ponownym wykorzystywaniu cennych treści wydawców i innych podmiotów, dyktując im jednocześnie swoje warunki i zasady – oceniają organizacje prasowe.
W tym tygodniu odbywają się kluczowe rozmowy dotyczące przejętego we wrześniu przez Parlament Europejski projektu dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. W środę nad przepisami dyskutowali przedstawiciele wszystkich krajów członkowskich UE, a na czwartek zaplanowano spotkanie trójstronne przedstawicieli Parlamentu Europejskiego, Rady Europy i Komisji Europejskiej.
Dyrektywa ma na celu ochronę praw autorskich przy obecnym poziomie zaawansowania technologicznego mediów, przede wszystkim internetu.
Co może zmienić dyrektywa?
W dyskusjach nad dyrektywą najwięcej uwagi poświęca się dwóm przepisom: art. 11 i art. 13. Ten pierwszy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), co może mocno zmienić model biznesowy większości agregatorów treści i aplikacji informacyjnych.
Z kolei artykuł 13 mówi o monitorowaniu treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników.
Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy za drugim podejściem, w lipcu go odrzucił.
Google: wskutek dyrektywy może być mniej treści na YouTubie i w naszej wyszukiwarce
Dyrektywę od wiosny br. krytykuje wiele podmiotów internetowych. Swój sprzeciw wobec regulacji wyraziły m.in. Fundacja Mozilla (wzywała użytkowników, żeby apelowali w tej sprawie do europosłów), Wikipedia (zamknęła na dobę kilka wersji językowej swojego serwisu) i Wykop.
Z kolei Google na YouTubie prowadzi akcję „#SaveYourInternet”. – Popieramy cele artykułu 13, ale jego obecna wersja napisana przez Parlament Europejski może spowodować poważne, niezamierzone konsekwencje, które mogą zupełnie zmienić oblicze internetu – czytamy w opisie akcji. Susan Wojcicki, dyrektor wykonawcza YouTube’a, pod koniec października w liście otwartym wezwała youtuberów, by sprzeciwili się wprowadzeniu dyrektywy. – Ta regulacja stanowi zagrożenie zarówno dla waszej możliwości utrzymywania się, jak dzielenia się swoim głosem ze światem – oceniła.
W listopadzie kilkudziesięciu polskich twórców youtube’owych i menedżerów współpracujących z nimi firm marketingowych we wspólnym liście do posłów Parlamentu Europejskiego zaprotestowało przeciw artykułowi 13 dyrektywy. – W praktyce oznacza to znaczące ograniczenie możliwości publikacji treści w internecie i stanowi bezpośrednie zagrożenie dla artystów, ich widowni i skupionej wokół nich branży – stwierdzili.
Google w swoim stanowisku szczegółowo wyliczyło zastrzeżenia do proponowanej dyrektywy. – Rozumiemy potrzebę aktualizacji i dostosowania tych przepisów do realiów ery internetu. Jednak proponowana dyrektywa Unii Europejskiej dotycząca praw autorskich może mieć niezamierzone konsekwencje, prowadzące do ograniczenia różnorodności informacji dostępnych online – zaznaczyła firma.
Jej zdaniem dyrektywa może ograniczyć ofertę treści na jej dwóch platformach: YouTubie i wyszukiwarce. – Każdy usługodawca hostujący treści, w tym YouTube, od momentu ich otrzymania będzie ponosić odpowiedzialność za wszelkie naruszenia praw autorskich. Aby uniknąć odpowiedzialności prawnej, usługodawcy mogą być zmuszeni do blokowania w Unii Europejskiej dotychczasowe i nowo przesłane filmy, do których prawa autorskie są nieznane lub są przedmiotem sporu – prognozuje Google.
I podaje dla przykładu, że zeszłoroczny hit „Despacito”, obecny na YouTubie także w wielu przeróbkach, jest objętych szeregiem praw autorskich. – Choć YouTube ma zawarte umowy licencyjne z licznymi podmiotami, to wielu posiadaczy praw do treści pozostaje nieznanych. Ta niepewność oznacza, że możemy być zmuszeni do blokowania filmów takich jak Despacito, by uniknąć odpowiedzialności z tytułu artykułu 13 – stwierdza koncern.
Może niektórym marzy się internet, w którym informacje są na licencje. Ale w mediach powinny być różne głosy i opinie-a tych w temacie dyrektywy o prawach autorskich na łamach Rzeczpospolitej na próżno szukać. Dlatego stanowisko Google można poznać tutaj:https://t.co/x5TMzOF6dS
— Marta Poslad (@MartaPoslad) 11 grudnia 2018
W przypadku wyszukiwarki zdaniem Google’a konsekwencje wprowadzenia nowej dyrektywy mogą dotyczyć przede wszystkim mniejszych wydawców. Firma zaznacza, że obecnie prezentuje linki do treści od ponad 80 tys. podmiotów.
– Wersja prawa autorskiego proponowana przez Parlament Europejski wymagałaby od wyszukiwarek uzyskania licencji, co mogłoby zmusić dostawców tych usług do wybierania, które materiały będą dostępne w wynikach wyszukiwania, a które nie. Na tym najprawdopodobniej skorzystają więksi wydawcy, natomiast w przypadku mniejszych ruch zostanie ograniczony, co utrudni małym, niszowym i nowym publikacjom znalezienie odbiorców i generowanie przychodów – prognozuje Google.
Wydawcy zarzucają Google’owi, że straszy i nadużywa pozycji dominującej
Zupełnie inną opinię o dyrektywie mają cztery europejskie organizacje wydawców prasowych: EMMA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Czasopism) ENPA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet), EPC (Europejska Rada Wydawców) oraz NME (News Media Europe. W środę opublikowały wspólny komunikat prasowy, w którym apelują do europejskich władz o przyjęcie projektu dyrektywy w wersji przegłosowanej we wrześniu przez Parlament Europejski.
– Wydawanie wiadomości w Europie jest zróżnicowane pod względem treści, opinii, kultury, języka i szczególnych zainteresowań. Zapewnia szeroką paletę wiadomości, rozrywki, komentarzy i śledztw. Wszyscy cenimy sobie niewiarygodną różnorodność naszej niezależnej prasy i jej rolę, jaką odgrywa w naszej demokracji. Jednak bez funkcjonalnego Prawa Pokrewnego dla Wydawców będziemy widzieć świat tylko przez pryzmat Google’a. Dlatego wzywamy państwa członkowskie do przyjęcia prawa pokrewnego dla wydawców zgodnie z propozycją przegłosowaną przez Parlament Europejski trzy miesiące temu – stwierdził rzecznik wydawców.
Organizacje skrytykowały stanowisko Google’a w tej sprawie. – Nie należy się zatem dziwić, że rośnie sprzeciw Googla wobec tego prawa, bowiem ich model biznesowy opiera się na swobodnym i nieskrępowanym ponownym wykorzystywaniu cennych treści wydawców i innych podmiotów, dyktując im jednocześnie swoje warunki i zasady. Nie kryli oni swojego sprzeciwu wobec tego prawa, które po prostu zapewnia wydawcom ich prawną pozycję poprzez wyłączne prawo do negocjacji z tymi, którzy chcą ponownie wykorzystać ich treści indywidualnie lub zbiorowo – czytamy w apelu.
Według wydawców sugestie Google’a, że po wprowadzeniu dyrektywy firma nie ze wszystkimi z nich zawrze umowy dotyczące udostępniania treści, na czym stracą ci mniejsi, to „najlepszy przykład rażącego nadużywania pozycji dominującej”. – Sama możliwość, że Google może być zmuszony płacić za swoje obecne praktyki biznesowe – model biznesowy, który w rzeczywistości opiera się na monetyzacji treści wytwarzanych przez inne podmioty w ekosystemie – sprawił, że zaczęli grozić małym wydawcom, ekosystemowi internetu i odbiorcom – skomentowały organizacje wydawców.
– Ponadto żądanie Google, aby prawo było „zbywalne” i mogło być licencjonowane „za darmo”, jest oburzającą próbą otwarcia dla nich furtki, aby uniknąć obowiązku negocjowania licencji lub warunków dystrybucji treści wydawców. Wszystkie wyłączne prawa są z natury rzeczy zbywalne, więc proszą o coś, czego w rzeczywistości nie potrzebują – oceniły w apelu.
– Mówiąc wprost, poszukują oni luk prawnych w celu wzmocnienia swojej dominującej pozycji, która pozwoli im w przyszłości nadal dyktować warunki dystrybucji treści dziennikarskich w internecie – podsumowały.
Przypomnijmy, że pod konie listopada trzy organizacje ENPA, EMMA i polska Izba Wydawców Prasy we wspólnym liście otwartym zaapelowały do rządów krajów Unii Europejskiej o przyjęcie dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. – Obecna reforma musi zniwelować istniejącą nierównowagę polegającą na słabej pozycji negocjacyjnej prasy względem wielkich platform internetowych – podkreśliły. List zamieszczono m.in. w tytułach prasowych niektórych wydawców należących do IWP.
Z kolei w połowie września, tuż przed głosowaniem w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą, Rzeczpospolita”, „Parkiet”, „Puls Biznesu” i „Dziennik Gazeta Prawna” ukazały się z pustymi pierwszymi stronami. Celem było podkreślenia, jak potrzebne jest przyjęcie tych przepisów.