Dziennik jako pierwszy poinformował, że Jacek Kurski spóźnił się w konkursie na prezesa Telewizji Polskiej. Gazeta napisała, że dokumenty złożył po godz. 16.20, a czas miał do o godz. 16. Ponadto pracownica Wydziału Podawczego Sejmu stemplowała Kurskiemu puste koperty, do których dopiero później trafiły dokumenty.
Za ladą obok pracownicy wydziału stał też mężczyzna, którego początkowo identyfikowano jako funkcjonariusza BOR. W środowym wydaniu „Rzeczpospolita” informuje, że był nim Naczelnik Wydziału Podawczego Biura Prawnego i Spraw Pracowniczych Kancelarii Sejmu.
Cytowane przez „Rz” Centrum Informacyjne Sejmu wyjaśnia, że obecność naczelnika „nie miała charakteru zdarzenia nadzwyczajnego”, bo nadzór nad pracą urzędu i zatrudnionych tam osób należy do jego obowiązków.
Dziennik podkreśla, że naczelnik nie tylko obserwował pracę swojej podwładnej, ale też pomagał Kurskiemu w kserowaniu dokumentów oraz wychodził z pomieszczenia, podobnie jak jego podwładna, aby zatelefonować.
Sprawę prowadzi prokuratura. W poniedziałek stawił się w niej Jacek Kurski, w czwartek ma być przesłuchiwany naczelnik Wydziału Podawczego.