Dziennikarstwo interwencyjne ma się dobrze w mediach lokalnych i regionalnych

Interwencyjny dział prowadzi m.in. "Kurier Podlaski"

Dziennikarstwo interwencyjne wciąż jest istotne dla mediów lokalnych i regionalnych. – Sekcja interwencyjna to oczywiście esencja dziennikarstwa regionalnego i lokalnego – uważa Marek Twaróg, redaktor naczelny Polska Press.

Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”, ocenia, że w jego gazecie teksty interwencyjne to nawet połowa zawartości. – To najczęstsza forma, a jednocześnie nasza misja. Jesteśmy najbliżej naszych czytelników, a oni zwykle domagają się dziennikarskiej interwencji – wyjaśnia Jurecki.

Ogólnopolskie media dawno odpuściły?

Zgłaszane sprawy są zwykle proste: dziura w drodze niezałatana od lat, cieknący wodociąg, uciążliwi sąsiedzi. – Ale czasem z tych interwencyjnych zgłoszeń robią się teksty śledcze. A tym żyje prasa lokalna – zauważa wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”.

Zdaniem Jureckiego ogólnopolskie media dawno odpuściły sobie tę gałąź dziennikarstwa. – A jeżeli to robią, to często dla interesów własnych albo swoich właścicieli – twierdzi.

Andrzej Andrysiak, wydawca „Gazety Radomszczańskiej” i prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, ocenia zawartość tekstów interwencyjnych w swojej gazecie na 15 proc. – To sporo. Uruchomiliśmy nawet „Punkt interwencyjny” dostępny na naszej stronie przez telefony – mówi. Zakładka interwencyjna pojawiła się na stronie Radomszczańska.pl półtora roku temu.

Według Andrysiaka lokalne dziennikarstwo interwencyjne to nie tylko teksty. – To budowanie pozycji marki i jednocześnie budowanie relacji z czytelnikami. To oni muszą wiedzieć, że do gazety można przyjść z trudną i nierozwiązywalną zwykłymi metodami sprawą – tłumaczy wydawca „Gazety Radomszczańskiej”.

Pasmo w Radiu Szczecin „bije rekordy”

„Kurier Podlaski” wciąż utrzymuje dział łączności z czytelnikami – „Pocztę redakcyjną” – kiedyś obowiązkowy w każdej lokalnej czy regionalnej gazecie. Co prawda dział tworzą, jak w przypadku innych mediów lokalnych z niewielkimi redakcjami, wszyscy dziennikarze tytułu, ale czytelnicy mają pewność, że zgłoszone przez nich problemy zostaną przeczytane.

Na dziennikarstwo interwencyjne stawiają też media regionalne. Przykładem jest Radio Szczecin, które ma w ramówce interwencyjne pasmo południowe „Czas reakcji”. – Słuchają go wszyscy urzędnicy. Żaden nie wie, do kogo za chwilę zadzwonimy z prośbą o wyjaśnienia – mówi Sebastian Wierciak, redaktor naczelny Radia Szczecin. – Pasmo bije rekordy słuchalności – chwali się Wierciak.

– W ramach wielkiego powrotu do normalnego dziennikarstwa w Polska Press koncentrujemy się na wyciągnięciu dziennikarzy zza biurek, za którymi utknęli w czasach pandemii, a zaraz potem erze pisowskiej propagandy. Staramy się też wyzwolić część z nich z wieloletniego nawyku jedynie karmienia algorytmów, a nie kierowania się interesem czytelników – mówi Marek Twaróg.

– Sekcja interwencyjna to oczywiście esencja dziennikarstwa regionalnego i lokalnego i każda nasza redakcja w jakiejś formule realizuje takie materiały. Niektóre nawet w sporym wymiarze. ⁦Nowiny24.pl⁩ z Rzeszowa, najsilniejszy brand medialny w tym mieście, ma całą sekcję „Interweniujemy” na stronie głównej serwisu. Z tego typu regularnych materiałów kojarzone jest też ⁦Echodnia.eu⁩ z Kielc – wskazuje Twaróg.

Marek Twaróg: „To duże wyzwanie dla każdej redakcji”

W gazetach Polska Press przez lata funkcjonowały działy łączności z czytelnikami. Zostały potem rozwinięte do działów interwencji, ale ich rolę w pewnym momencie sprowadzono do publikacji prokonsumenckich.

– Musimy pamiętać – już tak patrząc z lotu ptaka – że ta niezwykle ważna część dziennikarskiej roboty jest jednocześnie najbardziej kosztochłonna. To duże wyzwanie dla każdej redakcji i każdego wydawcy – tłumaczy Twaróg.

– Dziennikarstwo interwencyjne to esencja tego, co robimy lokalnie – nie ma wątpliwości Alicja Molenda, wydawczyni „Przełomu” w Chrzanowie. – Był moment, kiedy odpuściliśmy, ale zdajemy sobie sprawę, że to najważniejsza część naszej pracy, i odbudowujemy ten dział. A co do kosztów – może z warszawskiej perspektywy jest drogo – trzeba człowieka wysłać w teren, nie zrobi nic innego. A lokalnie dziennikarz, który jedzie na interwencję, wraca z kolejnymi czterema tematami. Ekonomia nie jest tu wyjaśnieniem – dodaje Molenda.

Jednak ogólnopolskie media również sięgają po tematy interwencyjne, choć rzadziej. Sztandarowym przykładem jest program Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”, emitowany w Telewizji Polskiej od 1983 roku. Jaworowicz wielokrotnie zarzucano stronniczość czy nieumiejętne dobieranie ekspertów i komentatorów. Krytyka osiągnęła szczyt, gdy w swoim programie zaczęła gościć gwiazdy muzyki disco polo.

„Jawny Lublin istotą mediów lokalnych”

Dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik przyznaje, że odrzuca 95 proc. zgłoszeń interwencyjnych, które trafiają na jego skrzynkę mailową. – Ale to zgłoszenia od kilkuset osób dziennie. Taki efekt umieszczania naszych adresów mailowych pod tekstami – mówi. Część tych zgłoszeń Słowik przekierowuje do innych dziennikarzy, ale zdarza mu się odrzucać tematy warte opisania. – To zwykle tematy, które obroniłyby się w mediach lokalnych i regionalnych, ale nie na dużym ogólnopolskim portalu. Ale część tych tematów odpada ze zwyczajnego braku czasu – wyjaśnia dziennikarz WP.

– Funkcjonujemy w świecie, gdzie większość tematów pochodzi od czytelników. Wiadomo – wybieramy najmocniejsze. Zwykle są osobiste, ale kiedy się w nie wgryźć, mogą skutkować nawet odwołaniem ministra – mówi Słowik. Jego zdaniem problemem dla dziennikarstwa interwencyjnego jest słabość mediów lokalnych. – Nie tylko są bite na głowę przez media samorządowe, ale poszły w sprawozdawczość. A kogo interesuje koncert na dniach gminy sprzed tygodnia? – pyta.

– Jakiś czas temu zakazałam takiej sprawozdawczości. Nie przegonimy w tym urzędników gminnych, którzy zawsze mają wiadomości z pierwszej ręki i ścigają się na szybkość opublikowanych zdjęć. Dlatego stawiamy na interwencje – mówi Alicja Molenda.

Patryk Słowik przyznaje, że są jeszcze lokalne tygodniki i portale, które stawiają na jakość i interwencje. – Jawny Lublin jest najlepszym przykładem. Jest istotą mediów lokalnych – wskazuje.

Molenda podsumowuje: – Dziś bez dziennikarstwa interwencyjnego możemy się zwijać. Ale to nie może być dziennikarstwo robione po urzędniczemu: z jednej strony mamy problem, z drugiej dodajemy urzędnicze wytłumaczenie. Z każdego takiego problemu można zrobić reportażową perełkę. Tylko trzeba chcieć.