Firmy edukacyjne grożą „Gazecie Radomszczańskiej” pozwem na 5 mln zł. „Typowy SLAPP”

"Gazeta Radomszczańska" opisała nieuczciwe działania firm szkoleniowych w sierpniu

Dziesięć firm kształcących dorosłych zagroziło „Gazecie Radomszczańskiej” pozwami, których łączna wysokość wynosi 5 mln zł. – To typowy SLAPP – mówi wydawca gazety Andrzej Andrysiak.

„Radomszczańska” w sierpniu, w materiale „Szkolna farma z Alej Jana Pawła” opisywała proceder szkoleń dla dorosłych.

Firmy domagają się usunięcia tekstu

Jak ustaliła gazeta, w Radomsku w jednym stumetrowym lokalu zarejestrowanych było 10 takich firm.

„Wszystkie to placówki kształcenia ustawicznego. Nazywają się NWP, Centrum Doskonalenia Zawodowego – CDZ, Centrum Doskonalenia Zawodowego E-Edukator, IDSW, Krajowy Instytut Medyczny, Centrum Doskonalenia Zawodowego, Polski Instytut Dietetyki, Polska Akademia Kultury i Sportu, Krajowa Izba Księgowych. Jest jeszcze spółka ISE oddział w Radomsku, prowadząca stronę kkz.edu.pl, która oferuje kursy zawodowe” – pisała gazeta.

Opisała też, w jaki sposób ich klienci byli naciągani na udział w płatnych szkoleniach, które nie gwarantowały zdobycia uprawnień zawodowych. Jedna z firm zapewniała, że po jej kursie można uprawiać zawód opiekuna medycznego, choć faktycznie takie uprawnienia daje dopiero odpowiedni egzamin i wpis na listę.Teraz wszystkie przysłały wydawcy wezwania do „zaprzestania naruszania dóbr osobistych i usunięcia skutków naruszeń”.

– Firmy domagają się usunięcia tekstu z portalu i usunięcia informacji na Facebooku – mówi Andrzej Andrysiak i dodaje, że jeżeli tego nie zrobi, każda z opisanych w gazecie firm grozi wydawnictwu wystąpieniem o „wypłatę zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny (…) na poziomie nie niższym niż 500.000 zł” i odszkodowanie na zasadach ogólnych, dla każdej firmy osobno. Jak nietrudno policzyć to minimum 5 mln zł, kwota nierealna w przypadku lokalnego wydawcy.

„Chodzi o to, by przestraszyć redakcję”

– To klasyczny SLAPP, czyli strategiczne powództwa zmierzające do stłumienia debaty publicznej. Chodzi o to, by przestraszyć redakcję i wywołać w dziennikarzach efekt mrożący – wyjaśnia Andrysiak.

Zwraca też uwagę, że jak zwykle w podobnych wypadkach roszczenia wysuwane wobec redakcji są absurdalne i mają wystraszyć dziennikarzy przed możliwymi wysokimi kosztami procesu.

– Nawet, gdyby sąd odrzucił roszczenia zawarte w ewentualnych powództwach i tak poniosę wydatki na prawników i stracimy czas na rozprawach. A na takie koszty nie stać żadnego małego wydawnictwa w Polsce – mówi Andrysiak.

Z możliwością złożenia pozwów w sądzie się liczy. Właściciel wszystkich dziesięciu firm ma na to środki.