Im nie jest wszystko jedno

„Gazeta Wyborcza” i Gazeta.pl cenzurują wpisy na forach

– Wiele razy nie mogłem polubić komentarzy krytykujących dziennikarzy Agory lub takich, które szły w poprzek ich linii redakcyjnej – twierdzi Mateusz z Warszawy

„Gazeta Wyborcza” i Gazeta.pl cenzurują na swoich forach wpisy czytelników. Nie tylko nienawistne, lecz również te krytyczne wobec redakcji.

Mateusz, 30-latek z Warszawy, nie ukrywa, że ma mocno lewicowe poglądy. Nie rozumie głosujących na Konfederację, zwłaszcza młodych kobiet, jest aktywistą, chodzi na protesty. Jednak od początku października 2023 roku najbardziej żyje doniesieniami z wojny Izraela z Palestyną. Kompulsywnie wchodzi na Wyborcza.pl i Gazeta.pl, by czytać newsy z Gazy i często dostaje od nich białej gorączki. – Zauważam, że dziennikarze Agory manipulują czytelnikami już na poziomie doboru słów. Gdy opisują śmierć Izraelczyków, to piszą: „zostali zamordowani”. Gdy izraelska bomba zabija palestyńskich cywilów, w „Wyborczej” czytam: „zginęli w wyniku eksplozji”.

Do niedawna swoje krytyczne uwagi wpisywał w komentarzach pod tekstami na Gazeta.pl. – Lubię zrobić fact checking, więc często wytykałem błędy dziennikarzom. Nigdy jednak moje wpisy nie zawierały przekleństw ani nikogo nie obrażały – zapewnia.

Moderatorom komentarzy na Gazeta.pl jego fact checking nie bardzo się jednak podobał. – Najpierw ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie widzę komentarzy, które napisałem jakiś czas temu. Gdy pierwszy raz mój komentarz w ogóle zniknął, pomyślałem, że to jakaś pomyłka. Przecież nikogo nie obrażałem. Ale wkrótce okazało się, że to nie pomyłka, a norma. Moje wpisy znikały jeden po drugim. Nie wiedziałem, że i tak powinienem się cieszyć, bo nadal mogłem komentować – opowiada.

– Któregoś dnia chciałem napisać komentarz, ale moje konto nie działało. Zbanowali mnie tak, żebym nie mógł dodawać nowych treści o dramacie Palestyńczyków. Najlepsze, że nienawistnych prawicowych komentarzy było tam nadal pełno.

Mateusz dziwi się, że robi to Agora, wydająca „Gazetę Wyborczą”, która lubi zapewniać, jak wielką wartością jest dla niej wolność słowa. – A sami stosują cenzurę wobec poglądów własnych czytelników – komentuje Mateusz.

PROCEDURY NA EPOZNAN.PL

Redakcję Wyborcza.pl finansowo wspierają komentujący jej teksty, bo możliwość umieszczania wpisów pod nimi mają tylko ci, którzy wykupią płatną subskrypcję Wyborcza.pl. – To benefit dla tych, którzy zdecydowali się wykupić prenumeratę elektroniczną. Dzięki temu nasze artykuły komentują ci, którzy mogą przeczytać je w całości, a nie tylko tytuły i leady – wyjaśnia Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.

Przescrollowanie artykułu jest na Wyborcza.pl warunkiem niezbędnym, ale niewystarczającym. By komentarz przetrwał na stronie, a czasem nawet tylko po to, by się na niej znalazł, dobrze jest mieć pasujące redakcji poglądy i używać dozwolonych słów. I wcale nie chodzi o te uznawane za wulgarne czy obraźliwe. Pokazuje to przypadek opisany przez poznański portal lokalny.

Zaczęło się od tego, że Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, w sobotę 2 grudnia 2022 roku na spotkaniu ze swoimi zwolennikami w Legnicy przytoczył anegdotę, która miała świadczyć o tym, że nie jest omnipotentny.

Kaczyński tak opowiadał legniczanom: „Pewien znany dziennikarz, całkowicie po naszej stronie, prowadził, jak to się mówi, dla grosza, jakiś program satyryczny w telewizji kablowej, małej telewizji w jednym osiedlu w Poznaniu. W pewnym momencie uznał, że to nie ma już dla niego sensu i zrezygnował. Po ostatniej audycji wracał przez osiedle i zaczepili go, jak to się dzisiaj mówi, blokersi i mówią: »Co, Kaczor ci zakazał?«. Ja, proszę państwa, nigdy o tym programie nawet nie słyszałem” – zapewniał Kaczyński. „To oczywiście tylko anegdota, ale pokazująca, jak ukształtowano świadomość tych ludzi” – mówił prezes PiS w Legnicy.

Pięć dni później „Gazeta Wyborcza Poznań” publikuje artykuł, który na Wyborcza.pl ma tytuł „Kaczyński zmyślił anegdotę o dziennikarzu i blokersach? W PiS konsternacja”. Autor Tomasz Cylka pytał polityków PiS z Poznania o wypowiedź Kaczyńskiego w Legnicy. Wszyscy odpowiadali, że nie słyszeli o zdarzeniu z poznańskim dziennikarzem i nie wiedzą, o kogo chodzi. Poznańska „GW” zasugerowała więc, że Kaczyński zmyślił całą historię.

Tymczasem lokalny serwis ePoznan.pl w reakcji na artykuł „GW” napisał, że anegdota Kaczyńskiego jest prawdziwa, a dziennikarz, o którym mówił prezes PiS, to Piotr Lisiewicz z „Gazety Polskiej” i Telewizji Republika, który prowadził dawniej w regionalnej telewizji WTK program satyryczny „Ósmy dzień tygodnia”. Lisiewicz serwisowi ePoznan.pl potwierdził, że spotkanie z blokersem, o którym wspominał Kaczyński, opisał w „Gazecie Polskiej”.

Gdy czytelnik serwisu ePoznan.pl chciał pod tekstem na Wyborcza.pl dodać komentarz: „epoznan.pl napisał, że chodzi o Lisiewicza i WTK”, serwis „Wyborczej” jego komentarza nie przyjął, wyświetlając komunikat: „Komentarz zawiera niedozwoloną treść!”.

ePoznan.pl opisał tę sprawę: „Czytelnik zmieniał treść komentarza, próbując go dodać ponownie, a ten wszedł dopiero, gdy zmienił »epoznan.pl« na »epoznan«. Sprawdziliśmy. Faktycznie, cały portal Wyborcza.pl blokował dodawanie komentarzy, które zawierałyby w sobie »epoznan.pl«.

Agata Staniszewska, ówczesna rzeczniczka Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej”, tak tłumaczyła tę sprawę: „W przeszłości fraza ta [epoznan.pl – przyp. red.] została umieszczona we wpisach niezgodnie z zasadami komentowania i w związku z tym możliwość jej stosowania była ograniczona. To wszystkie informacje, jakie możemy udzielić w tej kwestii – sprawa dotyczy bowiem procedur wewnętrznych i zabezpieczeń serwisu internetowego”.

Po interwencji redakcji poznańskiego serwisu zapis na wspominanie o portalu epoznan.pl został zdjęty. Ale jakie to wewnętrzne procedury i na czym polegają zabezpieczenia serwisu – tego się od Agory nie dowiemy. Biuro prasowe koncernu nie odpowiedziało na nasze pytania.

Witold Kundzewicz, redaktor naczelny ePoznan.pl, skomentował sprawę w swoim serwisie: „Koncepcja, że cytowanie ePoznan.pl przez forumowiczów GW zagrażało bezpieczeństwu serwisów »Gazety Wyborczej« nie jest dla mnie zrozumiała. Myślę, że po prostu komuś w Agorze się nie podobało, gdy forumowicze powoływali się w komentarzach na nasz serwis i być może uznano, że lepiej to wyciszyć. Szanujemy koleżanki i kolegów z »Gazety Wyborczej«, a także cenimy wolność słowa, dlatego cieszymy się, że blokada została zdjęta”.

KOMENTARZE W SITACH MODERACJI

Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego „GW”, zapewnia, że nie przypomina sobie historii z blokadą na komentarze zawierające frazę „ePoznan.pl”, która nie była wulgaryzmem i nie naruszała zasad obowiązujących na Wyborcza.pl.

Imielski wyjaśnia, że mógł przeoczyć sprawę, bo tekst i komentarze pod nim zostały opublikowane na internetowych stronach lokalnego oddziału „GW” w Poznaniu. Przy czym dodaje, że w oddziałach lokalnych „GW” nie ma oddzielnych zespołów zajmujących się moderowaniem komentarzy. – Generalnie w Agorze jeden team zajmuje się kontrolowaniem i moderowaniem treści publikowanych przez wszystkich użytkowników na Wyborcza.pl i Gazeta.pl – mówi Imielski.

Kierownictwo redakcji „GW” zapewnia, że moderowanie komentarzy jest u nich najbardziej demokratyczne i liberalne wśród polskich serwisów, które nadal umożliwiają komentowanie swoich artykułów. Wiele portali zablokowało bowiem taką możliwość.

– Zgodnie z przepisami, również Unii Europejskiej, jesteśmy odpowiedzialni za opublikowane komentarze użytkowników – Roman Imielski z „GW wskazuje powód moderowania dyskusji pod tekstami.

Na Wyborcza.pl teoretycznie usuwane są tylko wpisy naruszające „Zasady zamieszczania komentarzy w serwisach grupy Wyborcza.pl”, które akceptuje każdy, kto publikuje wpisy pod artykułami. Wpisy nie mogą zawierać m.in. „treści bezprawnych”, „treści obraźliwych”, „wzywających do nienawiści rasowej” czy treści o „charakterze terrorystycznym”.

W praktyce pierwszym sitem, przez które przechodzą komentarze, jest program komputerowy, który wychwytuje „zakazane” słowa, np. wulgaryzmy, ale też wprowadzone do programu inne słowa lub frazy. Jeżeli program wychwyci „niedozwolone treści”, wstrzyma wyświetlanie komentarza.

„Nie prowadzimy systematycznego monitoringu komentarzy ani nie weryfikujemy rzetelności zamieszczanych w nich informacji. Jednocześnie możemy wykorzystywać zautomatyzowane narzędzia, które rozpoznają treści Komentarzy niezgodne z Zasadami (np. zawierające wulgaryzmy)” – czytamy w zasadach komentowania na Wyborcza.pl.

Już na tym zautomatyzowanym etapie może dochodzić do wycinania zupełnie niewinnych treści. – Do grupy blokowanych wulgaryzmów ktoś dopisał „chuje”, ale nie oznaczył odpowiednio tego słowa, żeby program blokował wpisy, w których użyto dokładnie takiego słowa. System wycinał więc wszystko, gdy pojawiały się też wyrazy „zakochuje”, napisane z błędem „abstrachuje”czy „odkochuje” – opowiada Anna Maria Siwińska, która przez 11 lat kierowała zespołami moderującymi serwisy Agory.

Kolejną linią obrony Agory przed niedozwolonymi komentarzami czytelników są osoby z zespołu odpowiadającego za media społecznościowe, które nadzorują komentarze nie tylko na Wyborcza.pl, ale też w innych serwisach wydawnictwa, m.in. Gazeta.pl.

To ci ludzie decydują, czy zablokować komentarz, który sami zauważą lub który wskaże im inny użytkownik strony.

Moderatorzy w Agorze wyczuleni są na obrażanie prezydenta RP, bo jest to prawnie zabronione. – Znalazł się jednak użytkownik, który napisał: „prezydent pewnego kraju w Europie Środkowej jest ulepiony z lepkiej, brązowej substancji pochodzenia organicznego”. I co z takim robić? Narusza regulamin, czy nie? – pyta Anna Maria Siwińska. W tym przypadku z wolnością słowa wygrała obawa o przegrane procesy sądowe i wpisy użytkownika zostały usunięte.

Decyzje osób odpowiadających za blokowanie wpisów mogą mieć przykre konsekwencje dla czytelników. Jeżeli moderatorzy przez pół roku zablokują komuś 10 komentarzy, to po kolejnych trzech blokadach zawiesza mu się możliwość publikowania wpisów na pół roku.

NAMIERZANIE NIEPRAWOMYŚLNYCH

To nie był przypadek Jerzego Sawki, byłego wieloletniego redaktora naczelny oddziałów „Gazety Wyborczej” we Wrocławiu i Szczecinie. Sawka, nadal współpracuje z „Gazetą Wyborczą”, ceni ją i czasem komentował jej artykuły. Robił to na Wyborcza.pl pod wymyślonym nickiem. Na przełomie sierpnia i września ub.r. napisał, co sądzi o jednym z artykułów. Komentarz został usunięty. Napisał więc w kolejnym, m.in. „Ponieważ mój post został zdjęty przez admina, co jednoznacznie uznaję za cenzurę, napiszę jeszcze raz, z pamięci: i powtórzył swój wpis: „Co Czytelników GW obchodzi wojna dziennikarsko-dziennikarska. To są takie szczegóły i nieznane nazwiska, że tego się nie da czytać”.

Ten niewinny komentarz został usunięty, ale na tym się nie skończyło. – Pod moim usuniętym wpisem ukazał się post, w którym autor najwyraźniej pił do mnie. Zrozumialem: namierzyli mnie. Nie myliłem się. Redakcja dowiedziała, że za tym nickiem kryję się ja. Wkurzyłem się i zażądałem od administrujących, by usunęli tego nicka i wprowadzili moje prawdziwe dane. Po co mi nick, skoro gazetowe Wąsiki śledzą swoich czytelników, wiedzą, kim jestem i jeszcze do mnie piszą?”.

Sawka napisał do moderatorów na Wyborcza.pl: „Od tej pory będę występował pod nazwiskiem. Dlaczego? Ponieważ Wyborcza.pl naruszyła zasadę anonimowości. Nie chce mi się walczyć o to prawo. Nie mam na to czasu. Nie pisałem żadnych przestępczych treści. Wasze działania w tej materii są godne Wąsika”.

Zastępca naczelnego „GW” Roman Imielski przypadku Jerzego Sawki też sobie nie przypomina. Wskazuje tylko, że pod artykułami na Wyborcza.pl można znaleźć wiele krytycznych komentarzy użytkowników i nikt ich nie usuwa. – Krytykowani są, czasami bardzo ostro, nasi autorzy. Jeżeli dotyczące ich wpisy nie naruszają prawa lub nie są jawnie obraźliwe, nikt ich nie rusza – zapewnia mnie Imielski.

ŁAPKI W DÓŁ

Wyborcza.pl i Gazeta.pl zapewniają też, że umożliwiają składanie skarg i reklamacji dotyczących usuwania wpisów. W takim przypadku trzeba wysłać odwołanie na maile podane w serwisach. „Reklamacje są rozpatrywane z udziałem człowieka. Odpowiedź na reklamację zostanie wysłana w terminie 14 dni od otrzymania reklamacji” – czytamy w regulaminie na Wyborcza.pl. Dalej napisano, że „W wyniku należycie uzasadnionej reklamacji dotyczącej usunięcia Komentarza Użytkownika (…) Komentarz zostanie niezwłocznie przywrócony”.

Faktycznie, znikające z Wyborcza.pl czy Gazeta.pl komentarze czasami ponownie się pojawiają. Jednak nie zawsze dlatego, że poinformowani o swojej cenzorskiej nadgorliwości moderatorzy przyznają użytkownikowi rację, że popełnili błąd, przepraszają i przywracają wpis. Sam się o tym przekonałem.

Pod artykułem „Izraelczycy wrzucają do sieci zdjęcia upokarzanych Palestyńczyków. »To może być zbrodnia wojenna«” widzę, że mimo iż tekst dotyczy znęcania się żołnierzy izraelskich nad palestyńskimi jeńcami, zdecydowana większość komentarzy ma wydźwięk proizraelski. Prowokacyjnie zamieszczam więc tam 26 maja wpis mający sprawdzić odporność moderatorów: „Żydowscy mordercy, którzy z Holokaustu zrobili sobie tarczę, która ma ich chronić przed krytyką. Żydów nie można krytykować bo od razu oskarżają o antysemityzm”. Wpis natychmiast znika.

Wysyłam więc e-mail z prośbą o przywrócenie wpisu, argumentując, że nie narusza on zasad publikowania komentarzy na forum Wyborcza.pl. Już na drugi dzień odpowiada mi Agnieszka Brzeska z Centrum Wsparcia Użytkownika: „Otrzymałam informację, że Pana komentarz, który został zamieszczony 26 maja 2024 r. o godz. 18:05 nie został usunięty, jest cały czas widoczny pod wymienionym artykułem”.

Otwieram tekst i ze zdziwieniem znajduję pod nim swój wpis. Widnieje on jako pierwszy w sekcji „Najnowsze”. Został przywrócony, bo nie ma możliwości, żebym go wcześniej tam przeoczył, a sprawdzałem to kilkukrotnie.

Na dodatek mój komentarz, który podobno nie był usuwany, różni się od innych tym, że nie został przez nikogo ani polubiony, ani oceniony negatywnie. A to wobec bulwersujących treści nigdy się nie zdarza.

– Przy ocenianiu wpisów za pomocą łapek od dawna dzieją się dziwne rzeczy – potwierdza mi Mateusz z Warszawy, który interesuje się konfliktem izraelsko-palestyńskim. Wiele razy nie mogłem polubić komentarzy krytykujących dziennikarzy Agory lub takich, które szły w poprzek ich linii redakcyjnej. A wiele razy widziałem, że wpisy chwalące „Gazetę” po kilku minutach, w dziwny sposób mają nagle po kilkadziesiąt kciuków górę – relacjonuje.

Jako dowód manipulacji administratorów „Gazety” przysyła mi filmik, na którym zarejestrował, jak próbuje kliknąć symbol wyrażający poparcie dla propalestyńskiego wpisu innego użytkownika, ale system nie rejestruje jego działania.

Po moim wpisie na forum o „żydowskich mordercach” zastanawiam się, czy moderatorzy na Wyborcza.pl mogli w jakiś sposób zorientować się, kim jestem i że zbieram informacje do tekstu na temat stosowanych przez nich praktyk. – Tak, jasne: współpracujemy z Mossadem, CIA i innymi najlepszymi służbami specjalnymi na świecie – ironizuje Roman Imielski z „GW”.

Jednak Mateusz z Warszawy opowiada mi, że jego jakoś rozpoznają. – Że coś jest nie tak, zorientowałem się, gdy kupiłem nowy telefon. Zanim zalogowałem się w tych samych sieciach wi-fi co zawsze, mogłem przez krótki czas publikować na nowo wpisy na Gazeta.pl. System mnie nie rozpoznał. Skończyło się szybko, gdy przestałem korzystać z publicznych hot spotów. System Gazeta.pl zidentyfikował mnie i zablokował moje komentarze. Może nie są tak technologicznie rozwinięci, jak twórcy Pegasusa, jednak potrafią mnie namierzyć na bezpłatnym portalu, pewnie po modelu telefonu, sieciach wi-fi, adresie IP, ciasteczkach. No bo skąd mogą wiedzieć, że to ja? – opowiada.

Na Gazeta.pl to bardziej skomplikowane, ale namierzenie płacącego czytelnika Wyborcza.pl jest banalnie proste. – Identyfikujemy ich za pomocą ich loginów, jakie założyli przy rejestracji – zdradza Roman Imielski.

OŚLA ŁAWKA DLA UŻYTKOWNIKÓW

W portalu Gazeta.pl wpisy na forum dyskusyjnym mogą publikować wszyscy użytkownicy, nie tylko ci, którzy wykupują subskrypcję „GW”. Z ich relacji wynika, że wcale nie trzeba się szczególnie starać, żeby ich komentarze znikały. Zwłaszcza gdy dotyczą one tematów, na które media Agory są wyczulone.

– Na forum dyskusyjnym Gazeta.pl uprawiane jest coś w rodzaju donosicielstwa – tłumaczy mi jeden z użytkowników, który jednak prosi, żeby nie podawał nawet jego nicku, pod którym zamieszcza posty, gdyż obawia się, że zostanie na trwałe zablokowany. – Niektórzy czytelnicy sami poczuwają się tam do roli administratorów i pilnują prawomyślności tego, co piszą inni. Wprawdzie nie mają możliwości blokowania nikogo, ale zgłaszają „nieprawomyślne” posty zespołowi moderatorów w Agorze, który kasuje ich wpisy, a nawet blokuje możliwość dodawania nowych postów – opowiada użytkownik.

Co ostatnio wylatuje najczęściej? Drażliwym tematem okazuje się np. unijny program Zielony Ład. „Moderator kategorii, działu Unia Europejska, przekracza już wszelkie granice prawa, łamiąc wolność słowa i wypowiedzi, kasując bezpodstawnie i samowolnie wszystko, co mu się podoba względnie jest niezgodne z lewacką i prounijną orientacją właścicieli forum” – skarży się na Gazeta.pl użytkownik występujący tam pod nickiem „leslawgzp”.

Newralgiczna jest też m.in. tematyka dotycząca migrantów i migracji. „Czy Gazeta kasuje po cichu wątki niepoprawne? Niepoprawne politycznie w sensie. Bo miałem taki wątek, opisujący poczynania sprowadzających się do Europy »sił fachowych«, mocno opalonych. Wątek zwał się »Lepszy faszysta niż islamista«. Było tam sporo wpisów. Nie mogę znaleźć. Albo jestem gapa, co całkiem możliwe, albo trzeba uwierzyć w teorie spiskowe. Czy ktoś gdzieś ten wątek widział?” – pyta użytkownik „leziox”. Korzystający z forum Gazeta.pl szybko ustalili, że po wątku na forum został tylko komunikat, który się wyświetla zamiast jego wpisu: „Wiadomość o podanym numerze nie istnieje lub została skasowana”.

Portal Gazeta.pl utworzył w ramach swojego forum Oślą Ławkę, czyli miejsce, do którego – jak tłumaczy portal – „przenosimy wątki łamiące Regulamin. Wątki znajdujące się na Oślej Ławce są automatycznie kasowane po stosownym czasie”. Można tu trafić – jak np. użytkownik „taki-sobie-nick” – za nazwanie przedstawicieli środowisk LGBT „osobami z zaburzeniami”. A można też zostać posądzonym o rosyjską propagandę czy dezinformację. Żeby się znaleźć na cenzurowanym, wystarczy – tak jak użytkowniczka „senioryta13” – założyć wątek, w którym zauważała, że pomoc Zachodu dla walczącej z Rosją Ukrainy okazuje się niewystarczająca, a „Premier Węgier Viktor Orbán zapowiedział protest przeciwko naruszaniu przez UE suwerenności narodowej i dążeniu do wojny z Rosją”. W innym wpisie, ale w tym samym wątku, „senioryta13” zacytowała innego użytkownika, który podważał zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w pomoc Ukrainie, pisząc: „Norwegia z 5,5 mln ludzi, przekazała na pomoc Ukrainie już 8 mld USD. Gdyby USA przekazały Ukrainie taki sam odsetek swojego PKB, przekazałyby Ukrainie 514 mld”.

Niewinnie wyglądające wpisy wzbudziły czujność moderatorów. „Proszę o wytłumaczenie, dlaczego ten post zniknął bez śladu? Już nie wspomnę, że z tego wątku, z 33 postów zostało tylko 6. Co się z nimi stało i dlaczego nie ma śladu? Zostały usunięte w niedzielę rano. Jak można prowadzić dyskusje?” – pytała „senioryta13”.

Pewnie nie czytała „Roku 1984” i nie wie, że Policja Myśli musi czuwać 24 godziny na dobę. Przynajmniej w tak ważnym miejscu jak agora Agory.

***

Ten tekst Mariusza Kowalczyka pochodzi z magazynu „Press”.