Cała Polska żyje tragiczną powodzią w południowo-zachodniej Polsce. W terenie ciężko pracują lokalni dziennikarze, którzy są dla mieszkańców zalewanych terenów jednym z najważniejszych w tych dniach źródłem niezbędnych informacji. – Pracujemy nieustannie od piątku, praktycznie 24 godziny na dobę. Czytelnicy, internauci chwalą nas, że jesteśmy jednym miejscem, gdzie mogą dowiedzieć się, gdzie szukać pomocy – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Agnieszka Groń, dziennikarka „Nowin Nyskich”.
Wielka powódź nawiedza południowo-zachodnią Polskę – bardzo mocno dotknięte są miejscowości przy granicy z Czechami, Dolny Śląsk i Opolszczyzna. Z skutkami wielkiej wody walczą tysiące strażaków, wojsko i obrona terytorialna. Na przyjście fali powodziowej przygotowują się mieszkańcy Oławy, Brzegu i Wrocławia.
Sytuację mieszkańców na bieżąco relacjonują media ogólnopolskie – stacje telewizyjne i radiowe wysyłają w teren dodatkowych korespondentów, ekipy delegują też niektóre portale internetowe. W weekend część ramówek uległa zmianie, publicystyka ustąpiła miejsca relacjom na żywo.
W tej sytuacji rzetelne, wiarygodne informacje są dosłownie na wagę życia i śmierci. W mediach społecznościowych nie brakuje rozsiewanych fake newsów, na przykład o wyłączeniach z użytku mostów czy odcięciu wody (Wrocław, informacja szybko zdementowana). Mieszkańcy dotknięci sytuacją powodziową mogą liczyć na lokalne media, które potrafią szybko i w zgodzie z faktami informować np. o aktualnym stanie wód i infrastruktury, a także gdzie dostać pitną wodę czy pomoc w ewakuacji.
Dziennikarze walczą o ciągłość wydawniczą
– Pracujemy nieustannie od piątku, praktycznie 24 godziny na dobę. Czytelnicy, internauci chwalą nas, że jesteśmy jednym miejscem, gdzie mogą dowiedzieć się, gdzie szukać pomocy, co się dzieje, jaki jest spust wody – relacjonuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Agnieszka Groń, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowin Nyskich”, regionalnego tygodnika z Nysy i okolic.
– Niestety takich informacji nie otrzymują od władz. My od osób na miejscu wiemy, jak wyglądają zniszczenia na naszym terenie. Otrzymujemy informacje od czytelników za pośrednictwem Messengera – dodaje dziennikarka.
Agnieszka Groń pytana o trudności w funkcjonowaniu redakcji, bez wahania wskazuje na problemy z infrastrukturą i z wydaniem papierowej wersji tygodnika. – W poniedziałek mieliśmy składać kolejny numer. Niestety, mamy problemy z powodu przerw w dostawie i ogólnej sytuacji w Nysie. Mamy nadzieję, że wydamy w tym tygodniu numer. Cały czas ludzie tu się boją bo nie wiedzą, co ich czeka za moment. Napływa do nas kolejna fala z Kozielna, z Jeziora Otmuchowskiego… – urywa redaktorka „Nowin Nyskich”.
Dziennikarze lokalni godzą pracę z ratowaniem domów
Tomasz Kontek, redaktor serwisu kłodzkiego Doba.pl, w rozmowie z naszym portalem stara się zachować optymizm i ducha walki – przyznaje jednak, że stracił część dobytku potrzebnego na co dzień w pracy. – Moja osobista sytuacja jest taka, że mam zalane mieszkanie. Nie mam pojęcia jak otworzę swój warsztat dziennikarza, bo to jednak komputer, drukarka, skaner, aparat… – mówi.
O sytuacji w Kłodzku: – Mam do obsługi jeden powiat – kłodzki. Tam się działo w ciągu ostatniego tygodnia tysiąc rzeczy. Nie do „obrobienia” zupełnie. Władze lokalne kompletnie nie panują nad informowaniem społeczności. Ludzie są kochani, pomocni, ale nie znają się na różnych rzeczach, przeinaczają. Dla mediów lokalnych najważniejszym newsem było to, że przyjechał minister Siemoniak i uspokajał, a potem przyjechał premier i już mniej optymistycznie uspokajał – opowiada Tomasz Kontek.
Wielkim wyzwaniem dla regionalnych mediów, zwłaszcza digitalowych, są wspomniane już przerwy w dostawach prądu i internetu. Serwery nie wytrzymują wzmożonego ruchu użytkowników. Zmieniająca się dynamicznie sytuacja utrudnia przygotowywanie bieżących relacji.
– W Bardzie, gdzie mieszkam, dzięki sprawnie działającemu samorządowi, akcja ewakuacyjna przebiegała sprawnie. Chciałem zrobić z tego materiał, ale nie zdążyłem, bo pojechałem przygotować relację z Lądka. W Bardzie bardzo źle zaczęło dziać się w sobotę po 22:00. Wtedy pracownicy urzędu chodzili, prosili, udało im się prawie wszystkich namówić do ewakuacji. Wcześniej, uwaga, strażacy z lokalnym zakładem komunalnym sami od domu do domu chodzili i pomagali układać worki z piaskiem itd. To ostatecznie nic nie dało, bo woda była za duża. I jak ja mam tutaj oddzielić pracę dziennikarza od bohatera tych wydarzeń? – mówi nam Tomasz Kontek z lokalnego portalu Doba.pl.
W związku z powodzią w poniedziałek rząd ogłosił stan klęski żywiołowej na 30 dni. Obowiązuje na obszarze części województw dolnośląskiego, opolskiego oraz śląskiego. Fala zmierza do Opola i Wrocławia. Mieszkańców śląskiej Nysy z powodu ryzyka przerwania wałów pilnie wezwano do ewakuacji.
Na Dolnym Śląsku żywioł najbardziej dotyka powiaty: kłodzki, karkonoski z Jelenią Górą, ząbkowicki, wałbrzyski z Wałbrzychem oraz kamiennogórski.