Okładkowy artykułu najnowszego wydania tygodnika „Do Rzeczy” (Orle Pióro) autorstwa Marcina Skalskiego, związanego z serwisami szerzącymi rosyjską propagandę Wprawo.pl i Xportal, ostrzega przez rzekomą ukrainizacją Polski.Wcześniej Skalski pisał »o konieczności wymazania z mapy Republiki Litewskiej«, a także, że jest »zwolennikiem porozumienia polsko-rosyjskiego na trupie państwa ukraińskiego«. Oprócz tego przekonywał, że Polacy ratujący Żydów podczas II wojny światowej nie powinni być wzorem dla społeczeństwa”.
„Polacy nie będą mieli swojego państwa na wyłączność, a być może już go nie mają” – ostrzega w leadzie okładkowego tekstu „Do Rzeczy” Marcin Skalski. Wywodzi też, że proces „ukrainizacji” Rzeczypospolitej „już zaszedł, niemniej nie przybrał on jeszcze finalnej postaci”. Zdaniem autora artykułu w wyniku ukraińskiej imigracji Polacy przestają być wyłącznymi gospodarzami własnego kraju. „»Ukrainizacja« Polski nie tyle się więc dokonała, ile wciąż dokonuje” – czytamy w „Do Rzeczy”.
W ocenie dra Michała Marka, założyciela Fundacji Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, artykuł jest napisany w sposób przemyślany, tak aby oddziaływać podprogowo pod pozorem materiału posiadającego naukowy charakter. – To przekaz realizujący cele Federacji Rosyjskiej, ale dostosowany do odbiorcy, który odrzuciłby bezpośrednią w formie rosyjską propagandę – tłumaczy ekspert.
Michał Marek zauważa też, że Marcin Skalski powołuje się na nieaktualne dane. – Autor artykułu w „Do Rzeczy” nie uwzględnił zasadniczych zmian, które nastąpiły w ukraińskim społeczeństwie po 2022 roku – mówi Marek. – Publikacja ma charakter manipulacji, podprogowo promującej tezy de facto fałszujące obraz współczesnej ukraińskiej tożsamości narodowej. Promuje przy tym przekaz kreujący Ukraińców na zagrożenie dla Polaków. Równolegle państwo polskie ukazywane jest jako wyrwane z rąk Polaków – dodaje.
Jednak jego głównym zarzut do okładkowego artykułu „Do Rzeczy” to promowanie hasła o ukrainizacji Polski, szerzone przez rosyjską propagandę. – Samo sformułowanie celowo odwołuje się do skojarzeń z germanizacją czy rusyfikacją. Jak powszechnie wiadomo, nie jesteśmy zmuszani do nauki ukraińskiego, tożsamość polska nie jest zagrożona przez Ukraińców. Wskazane hasło o dezinformacyjnych charakterze służy stymulowaniu niechęci do Ukraińców oraz sił politycznych popierających ideę okazywania Kijowowi dalszego wsparcia. Publikacja jednoznacznie, choć w sposób podprogowy, promuje przekaz zbieżny z celami Kremla w Polsce – mówi Michał Marek.
Okładkowy artykuł „Do Rzeczy” skrytykował nawet m.in. prawicowy portal Niezależna.pl. „Marcin Skalski, autor głośnego okładkowego tekstu »Do Rzeczy« o »ukrainizacji« Polski, wcześniej pisał m.in. »o konieczności wymazania z mapy Republiki Litewskiej«, a także, że jest »zwolennikiem porozumienia polsko-rosyjskiego na trupie państwa ukraińskiego«. Oprócz tego przekonywał, że Polacy ratujący Żydów podczas II wojny światowej nie powinni być wzorem dla społeczeństwa” – czytamy w tekście Huberta Kowalskiego, opublikowanym w serwisie Niezależna.pl.
– Marcin Skalski to osoba dobrze znana w środowisku zajmującym się przeciwdziałaniem dezinformacji, która w sposób trwały angażuje się formułowanie przekazów, które są zbieżne z dezinformacją Federacji Rosyjskiej – mówi Michał Marek. – W mediach społecznościowych, portalach, takich jak Wprawo.pl, czy na zablokowanym najpewniej na wniosek ABW Xportalu.pl, krytykował państwo polskie i Polaków za przyjęcie proatlantyckiego kursu w polityce zagranicznej. Forsował pogląd, według którego Polska powinna się otworzyć na Federację Rosyjską – dodaje.
W ocenie eksperta redakcja „Do Rzeczy” miała świadomość, komu udostępnia swoje łamy. – Wystarczy wpisać nazwisko Marcina Skalskiego w Google czy serwis X, aby nie mieć wątpliwości, z kim mamy do czynienia – mówi Marek. – Naturalnie, nie mamy informacji pozwalających na odpowiedź, dlaczego tygodnik opinii, jakim jest „Do Rzeczy”, udostępnił łamy tak kontrowersyjnej postaci. Kontrowersje podnoszą poziom czytelnictwa, generują zyski. Ale redakcje powinny mieć świadomość odpowiedzialności za publikowane materiały – zauważa ekspert.
Z Pawłem Lisickim, redaktorem naczelnym „Do Rzeczy”, ani z jego zastępcą Piotrem Gabryelem nie udało się nam wczoraj skontaktować.