Monika Andruszewska doznała obrażeń wskutek rosyjskiego ataku pociskami Iskander na hotel w Kramatorsku, we wschodniej części Ukrainy. Atak miał miejsce z nocy z soboty na niedzielę. Jedna z rakiet wybuchła w pobliżu auta, w którym jechała Andruszewska.
– Iskander tuż obok. Trochę pocięło mi tatuaż na prawej ręce, gdzie mam namalowane chabry przeplatane z kłosem zboża, nieprzypadkowo w kolorach ukraińskiej flagi – opisała dziennikarka na Facebooku, zamieszczając zdjęcie siebie i wnętrza samochodu po wybuchu pocisku.
– Tak może wyglądać każda możliwa osoba, w dowolnym miejscu Ukrainy, gdzie Rosjanie akurat postanowią uderzyć rakietą. Nie po linii frontu – po prostu po mieście w obwodzie donieckim, gdzie na przekór ludobójczym działaniom Rosji, wciąż trwa życie, pracują kawiarnie, salony piękności, dzieci bawią się na placach zabaw. Po prostu jedziesz po mieście. Po prostu żyjesz. Po prostu oddychasz. Rosjanom to wystarczy, by próbować cię zabić i walnąć Iskanderem tuż obok drogi, którą akurat jedziesz autem, zresztą po obiekcie cywilnym znajdującym się ze 20 metrów dalej – dodała.
Andruszewska zapewniła, że jej obrażenia nie są poważne. – Skaleczenia opatrzę, to drobnostki. Tatuaż poprawię. Wyciągnę szkło z włosów i ręki. Auto trudno, wstawi się nowe szyby, w końcu nie pierwszy raz. I dalej będę pomagać ZSU (Siłom Zbrojnym Ukrainy – przyp.) – zapowiedziała.
Zachęciła do wsparcia internetowej zbiórki, którą wspólnie z pisarzem Szczepanem Twardochem prowadzi na zakup dronów FPV i zagłuszarek dla ukraińskich żołnierzy (wpłacono jak na razie ponad 760 tys. zł).
Szczepan Twardoch na platformie X opisał, że „Monika Andruszewska oberwała Iskanderem w centrum Kramatorska i trochę popsuli źli Kacapowie samochód, który Monice służył do zbierania świadectw rosyjskich zbrodni, ewakuacji ukraińskich cywilów i (oczywiście) ratowania psów ze schronisk, a który okazyjnie kupiłem dla Moniki i jej ukraińskich współpracowników z funduszy z naszej zrzutki, skoro Rzeczpospolita Polska jakoś nie wykazuje przesadnej ochoty do poważnej wsparcia tej mrówczej i ważnej pracy Moniki”.
– W planach było przekazanie tego auta ZSU, kiedy tylko Polska pójdzie po rozum do głowy, czy pójdzie, to się okaże, auto naprawimy i do wojska trafi tak czy inaczej, a Andruszewskiej trzeba kupić kolejne i to szybko, skoro państwo polskie tutaj nie dowozi, to my dowieziemy – zaznaczył.
Monika Andruszewska konflikt na Ukrainie relacjonuje od 10 lat. Obecnie pracuje w Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina przy Instytucie Pileckiego. Publikuje w mediach społecznościowych, wcześniej współpracowała m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym”.