Po ujawnieniu przez „Gazetę Wyborczą” filmu z incydentu, do jakiego doszło na granicy polsko-białoruskiej, jest oczywiste, że wersja przedstawiona w artykule Onetu o tych wydarzeniach jest nieprawdziwa. Autorzy Onetu bronią się, że opisywali fakty w takim kształcie, w jakim znali je w momencie publikacji.
Chodzi o artykuł z 5 czerwca pt. „Polscy żołnierze zakuci w kajdanki na granicy z Białorusią. W wojsku wrze” autorstwa Marcina Wyrwała i Edyty Żemły. Onet relacjonował wtedy, że Żandarmeria Wojskowa zatrzymała żołnierzy, którzy mieli użyć broni wobec uzbrojonej w niebezpieczne narzędzia grupy uchodźców. Tekst wywołał powszechną krytykę kierownictwa MON i rządu, uznano, że ŻW zdradziła żołnierzy, a PiS grzmiał, że „Tusk stoi po stronie migrantów”. Tekst ukazał się tuż przed wyborami do europarlamentu.
Czuchnowski: „To nie jest wina dziennikarzy”
Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” opisał w zeszłym tygodniu, co zawiera krótki film nagrany przez kamerę obserwacyjną. Wynika z niego, że nie doszło wtedy do napaści na żołnierzy. „Żołnierze z patrolu, który strzelał, w żadnym momencie nie byli zagrożeni, byli daleko od miejsc przygotowanych do przejścia zapory i strzelając w stronę uchodźców, strzelali też w kierunku swoich kolegów. Dokładnie na wprost, a potem też przez zaporę, w stronę Białorusi, strzelał jeden żołnierz, jego kolega oddawał strzały w górę, potem używał miotacza gazu” – można przeczytać w „Gazecie Wyborczej”.
Autor tekstu Wojciech Czuchnowski ocenił w TVN 24: „Przede wszystkim uważam, że ten film powinien zostać pokazany dziennikarzom Onetu, zanim napisali o tej sprawie. Być może nie doszłoby do tego nieporozumienia”. I dodał: „To nie jest wina dziennikarzy, że tego filmu nie widzieli. Powinien zostać pokazany wtedy, kiedy wybuchła ta afera, a teraz już zdecydowanie powinien być udostępniony opinii publicznej. To, że my teraz jako niezależne media docieramy do tego filmu na zasadzie takiej, że albo rozmawiają z nami ludzie, którzy go widzieli, albo nam go wreszcie pokazują, to też nie jest normalne. Wszyscy powinni to zobaczyć, dlatego że to jest zbyt poważna sprawa, wywołała zbyt poważne konsekwencje”.
Z kolei Bartosz T. Wieliński, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”, w komentarzu na Wyborcza.pl napisał: „Z opublikowanego dwa tygodnie temu, tuż przed wyborami europejskimi, materiału portalu Onet wynikało, że na żołnierzy z kompanii wsparcia 1. Brygady Pancernej im. Tadeusza Kościuszki napadli migranci, którzy nielegalnie sforsowali ogrodzenie. Żołnierze bronili się, oddając strzały ostrzegawcze w powietrze i ziemię. W konsekwencji zostali zatrzymani przez Żandarmerię Wojskową, zakuci przy kolegach w kajdanki i postawieni w stan oskarżenia. Politycy PiS podnieśli wówczas niewiarygodny jazgot, zacierając ręce, że po miesiącach niefartu trafiło im się wreszcie »polityczne złoto«, które odwróci niekorzystne sondaże”. I konkluduje w kontekście ujawnionego filmu: „Politycy PiS powielali kłamstwo, licząc, że ciemny lud, który hodowali przez osiem lat, je kupi. Zostali ostatecznie zdemaskowani”.
„Robimy swoje i spokojnie czekamy na finał”
Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk i jego zastępca Paweł Ławiński byli dla nas od soboty nieosiągalni.
Autorzy artykułu Onetu Marcin Wyrwał i Edyta Żemła do zarzutów odnieśli się w komentarzu na Onet.pl. „Kryzys i dramatyczna sytuacja żołnierzy, strażników granicznych i policjantów na granicy rozgrywany jest przez polityków. Do tej rozgrywki włączają się komentatorzy. Po naszym tekście wielu z nich podkreślało, że nasz artykuł ukazał się przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, co mogło wpłynąć na wyniki wyborów. Ten wątek jest też w artykule »GW«. Nasz sposób działania zawsze jest ten sam, co zresztą nakazuje nam Ustawa prawo prasowe. Po uzyskaniu i zweryfikowaniu informacji publikujemy ją tak szybko, jak to możliwe. O tym drobnym fakcie zapominają pogrążeni w polityczno-terminowych dywagacjach komentatorzy” – napisali.
I dodali: „Jako dziennikarze opisujemy fakty w takim kształcie, w jakim je znamy w momencie publikacji. Nie interesują nas polityczne terminy. Nie wcielamy się też w biegłych i prokuratorów, których rolą jest interpretacja wydarzeń w szerokim kontekście. Dlatego nie mamy zamiaru udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. Robimy swoje i spokojnie czekamy na finał tej sprawy”.
Ich zdaniem w tekście „Gazety Wyborczej” nowe jest to, że nadbiegający żołnierz strzela w sytuacji, w której nie musiał się bezpośrednio bronić. „Opis sugeruje, że działał dosyć panicznie” – napisali, podkreślając jednak, że sami nie widzieli tego filmu.
Czy Onet powinien wprowadzić zmiany?
– Sprawa nie jest prosta, bo w pogoni za newsami dziennikarze będą wypuszczać informacje, które nie zawsze są pełne, zwłaszcza jeśli to wydarzenie będzie związane z ważna kwestią, jak migranci, wojna czy wcześniej epidemia – mówi „Presserwisowi” dr hab. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zdaniem Szynola redakcje mogłyby czasem poczekać dobę lub dwie, zanim opublikują podobną informację. – Tu jednak widzimy, że ten czas byłby jeszcze dłuższy. Choćby dlatego, że decydenci polityczni muszą najpierw zdecydować, czy i ile z tego można przekazać opinii publicznej. To naraża dziennikarzy na to, że muszą poczekać z opublikowaniem dokładniejszej wersji wydarzeń – mówi.
Według Szynola poza wytłumaczeniem opinii publicznej, dlaczego wersja ostateczna tak bardzo różni się od tego, co podawano, redakcja Onetu powinna zastanowić się, czy nie wprowadzić zasady double czy triple check. Chodzi o dodatkowe sprawdzanie szczególnie ważnych informacji np. przez kolejne osoby decyzyjne.