Kadrowe tsunami

Pracę w mediach w ostatnim czasie zmieniło kilkaset osób

Skala odejść pracowników z mediów prywatnych i związane z tym perturbacje miały doprowadzić do nieformalnych rozmów szefów stacji prywatnych z publicznymi

W ciągu kilku miesięcy pracę w mediach zmieniło w Polsce kilkaset osób. Najwięcej od 1989 roku.

Znów potwierdziło się stare powiedzenie: „Zwalniają? Będą zatrudniać!”.

Zatrudniają więc w Krakowie na kopcu Kościuszki oraz w oddziale RMF FM w Warszawie. Ta stacja przeżyła niedawno spore turbulencje. W ciągu ostatnich trzech miesięcy odeszło z niej co najmniej 17 osób, w tym wieloletni, doświadczeni pracownicy.

Ssanie pracowników do elektronicznych mediów publicznych po zmianie władzy nałożyło się na kryzys w RMF, związany z toksycznymi warunkami pracy w tej stacji.

Najpierw trwały kilkumiesięczne działania wewnętrznej komisji, które zdaniem spółki „nie potwierdziły zarzutu mobbingu w rozumieniu Kodeksu pracy. Miały jednak miejsce zachowania, które zostały uznane za naruszenie kodeksu postępowania”. W wyniku działań komisji ze stacją rozstał się Marek Balawajder, szef informacji, wobec którego padło najwięcej zarzutów.

Dziennikarze z RMF FM odchodzili już w trakcie prac komisji – jeszcze na początku lutego RMF tłumaczył, że jej prace się nie zakończyły, dlatego nie podjęto wtedy żadnych kroków wobec Balawajdera. Lubelski korespondent Krzysztof Kot trafił do „Dziennika Wschodniego”, Kuba Kaługa z Trójmiasta przeszedł do Radia Gdańsk, a Karolina Michalik – do Radia Katowice. Głównie jednak wsiadali do taksówki, która mknęła prosto na Woronicza, najczęściej do TVP Info. Do publicznego nadawcy trafili m.in. Amelia Panuszko, Karolina Bereza, Roch Kowalski, Paweł Balinowski i Jonasz Jasnorzewski.

Pytam ich o konkretne powody odejść: „Degrengolada i podła atmosfera” – stwierdził jeden z tych, którzy trafili do TVP. Gniotły ich dawne związki ich stacji z władzą i Orlenem – co opisałem dla OKO.press – oraz spięcia z wydawcami z Krakowa. A także brak zdecydowanych działań stacji po postępowaniu antymobbingowym.

Krzysztof Berenda, szef oddziału RMF FM w Warszawie, skąd odeszło najwięcej osób, odmówił rozmowy ze mną. Sceptyczny był też rzecznik prasowy Grupy RMF Krzysztof Głowiński. „Zobaczymy czy zarząd będzie chciał w tej sprawie się wypowiadać” – napisał do mnie najpierw, by po kolejnych 10 dniach poinformować: „Nie chcą”.

Wcześniej w mediach rzecznik tłumaczył, że personalne rotacje są „naturalnym zjawiskiem na rynku pracy w każdej branży”

Jak byłym ludziom RMF pracuje się teraz w nowych firmach? – Wreszcie chce mi się przychodzić do pracy. Traktują mnie tu jako profesjonalistę, są zadowoleni z tego, co robię, nie ma kręcenia nosem, że mogłoby być lepiej. A tak miałem w RMF. Teraz kończysz dyżur i już nikt nie zawraca ci głowy, byś został i pracował do oporu – opisuje obecny pracownik TVP SA. I dodaje: – Nie boją się nas wrzucać w nowe zadania. Wierzą, że sobie poradzimy.

Jego zdaniem lista minusów w nowej pracy jest krótka – nadal w TVP panuje lekki chaos.

Karolina Bereza, producentka audio/wideo, odeszła z krakowskiej stacji dopiero w kwietniu. „Uważam, że decyzję o przejściu z radia podjęłam zbyt późno” – mówiła „Presserwisowi”.

– Tu jest jazda figurowa na lodzie. Można się łatwo wyłożyć – o trudnościach pracy miesiąc po zmianie rzucił mi jeden z byłych reporterów RMF. Teraz, półtora miesiąca później, nie chce już rozmawiać. – Mamy zakaz wypowiadania się zapisany w umowach z TVP. Musiałbym najpierw uzyskać zgodę centrali – tłumaczy.

„PRACA MA WRESZCIE SENS”

Sporo ludzi, którzy trafili do TVP, przeszło przez stację News24. To m.in. Agata Dura, Adam Kisiołek, Igor Nazaruk, Bartosz Feretycki, Małgorzata Walczak.

Entuzjazm po zmianie jest większy niż u ludzi z RMF. Tłumaczą, że wielu z nich od lat nie miało stałej posady, opłaconego ZUS, płatnego chorobowego, co skutkowało brakiem poczucia bezpieczeństwa. Dobrze brzmiące słowo „freelance”, jakiego używali, określając swój status, zmniejszało ich poczucie pewności finansowej i zawodowej. Dopiero w TVP z chybotliwej łajby życia wolnego dziennikarza weszli na stały grunt.

– Ubieram garnitur i czekam na sygnał do startu w boksie – mówił mi w grudniu ub.r. były reporter News24 zatrudniony na Woronicza jako jeden z pierwszych. Przez ponad 20 lat pracy dziennikarskiej, tułaczki po gazetach i portalach, etat cieszył go ledwie przez sześć czy siedem lat. Gdy teraz trafił do TVP, od razu dostał umowę z etatem. – Bardzo przyjemne jest, że mogę sobie pójść do lekarza i mam chorobowe w razie potrzeby – tłumaczy. Ale istotniejsze dla niego jest co innego – praca w telewizji to spełnienie zawodowych marzeń. – Wychowałem się na TVP. Teraz mam w niej własny program, krążę po takich miejscach Polski, do których wcześniej bym nie trafił. I szybko widzę efekty swoich wystąpień na żywo. Jestem blisko ludzi, czuję, że to ma siłę i moc. Praca wreszcie ma sens – podkreśla.

TRZY, DWA, JEDEN… START!

Przez zaciąg do mediów publicznych przetrzebione zostały kadry Radia 357. Doliczyłem się ok. 10 osób, które odeszły głównie do Polskiego Radia. Ernest Zozuń, który w 357 był od początku jego istnienia, współtworzył i prowadził tam „Popołudniówkę”, a także cykl „Radio Świat”, przeszedł do TVP Info jeszcze w styczniu. Chciał pogodzić swoje nowe obowiązki z prowadzeniem „Popołudniówki”, ale nie porozumiał się z internetowym pracodawcą. Zaproponowano mu tylko kontynuowanie audycji „Radio Świat”. Postanowił się rozstać.

Po kilku latach w 357 do Trójki – macierzystej stacji – wróciła Katarzyna Borowiecka. W 357 prowadziła program „Ekranizacja” i pasmo „Kieruj się na południe”, teraz w Programie III Polskiego Radia została szefową redakcji słowa. Anna Dudzińska, która z 357 przeszła także do Trójki, na Facebooku przyznała: „To dla mnie wyjątkowo trudna decyzja – zmieniam pracę po raz drugi w życiu”.

Te odejścia to nie tylko wynik wakatów w mediach publicznych. O tym, że w Radiu 357 dzieje się nie najlepiej, wiadomo od stycznia 2023 roku, gdy odeszła stamtąd Justyna Mączka. Patroni wspierający finansowo stację zirytowali się. Bo była czwartą osobą, która pożegnała się z tym medium w krótkim czasie. Chodziło – i dalej chodzi – o spór z członkami zarządu w kwestii kierowania stacją i realny wpływ na losy radia.

Osłabiona masowymi zwolnieniami „Gazeta Wyborcza” też straciła na rzecz mediów publicznych kilka istotnych nazwisk: Justynę Dobrosz-Oracz, Michała Nogasia, Dorotę Wysocką-Schnepf.

Nogaś został wiceszefem Trójki – stacji, w której przed dobrą zmianą przepracował 16 lat. Zajmował się kulturą i był szefem działu publicystyki. Gdy ogłoszono jego powrót do Trójki na początku lutego br., w mediach mówił: „Mam poczucie, że wracam do domu”. W pierwszym wystąpieniu po powrocie napisał: „Po raz pierwszy od 8 lat znów trzymam mikrofon z tym logiem. (…) Czuję się tu jak u siebie”.

Paweł Wroński, dziennikarz „Gazety Wyborczej” od 1991 roku, ceniony dziennikarz zajmujący się wojskiem i polityką, zaskoczył środowisko, gdy w grudniu 2023 roku ogłosił, że zostaje rzecznikiem prasowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jakieś półtora miesiąca po tej zmianie, gdy skomentowałem, że dziwnie się czuję, rozmawiając z nim w jego nowej roli rzecznika prasowego, przyznał, że on też jeszcze czuje się dziwnie.

Trzy miesiące po zmianie stwierdził, że praca urzędowa i państwowa wygląda na „znacznie bardziej skomplikowaną”, niż początkowo sądził. – Dużo jest ciężkiej pracy i zdobywania nowych umiejętności. Ale nie żałuję. Bodajże Hemingway powiedział, że do czterdziestki zawód dziennikarza jest wspaniały, a potem zaczyna niszczyć. Ja zbliżam się do sześćdziesiątki – tłumaczył.

POWRÓT DO PAP

Nawet nowa ekipa Gońca.pl, budująca dopiero swój zespół, straciła z powodu przewrotu pałacowego przy ul. Woronicza. Janusz Schwertner, redaktor naczelny Gońca, a jeszcze do niedawna dziennikarz Onetu, mówi mi o dwóch osobach, z którymi był umówiony na pracę, ale ostatecznie nie udało mu się ich przejąć – podkupiła ich nowa TVP. Nie precyzuje, o kogo chodzi.

Dwóch istotnych pracowników utraciło też szefostwo „Rzeczpospolitej”: Wojciecha Tumidalskiego – zastępcę szefa działu prawnego i Zuzannę Dąbrowską – wiceszefową działu krajowego oraz szefową działu społeczeństwo. Oboje przeszli do Polskiej Agencji Prasowej. On został naczelnym, ona wicenaczelną.

Oprócz Tumidalskiego do PAP wróciło sporo osób ze starej gwardii, m.in. Rafał Lesiecki, Robert Nowotnik, Wojciech Staruchowicz i Jan Rakoczy.

– Większość z tych 20 nowych osób do PAP powraca – informuje ich szef, czyli likwidator PAP, Marek Błoński.

Osłabiony został też „Dziennik Gazeta Prawna” – doliczam się czterech osób opuszczających ten pokład. Klara Klinger, Paulina Nowosielska, Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki odeszli, niektórzy po kilkunastu latach pracy. Dwaj ostatni trafili do Money.pl. Dokąd odeszły dziennikarki, w chwili kończenia tego tekstu jeszcze nie było wiadomo.

***

To tylko fragment tekstu Krzysztofa Boczka. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.