Weto. Gańba, soroń, a niy Prezydent

Po zawetowaniu przez Andrzeja Dudę ustawy uznającej język śląski za język regionalny, czego należało się spodziewać, wódz naszego kraju pewnie pójdzie za ciosem i zaintonuje inicjatywę zakazującą rozmów w śląskiej godce zarówno w sklepach, jak i na ulicach, a nawet w domowych pieleszach. Mówi się, że na miasta wyjdą „trójki”, które będą obserwować, podsłuchiwać i nawet prowokować do używania śląskiego, żeby potem wsadzać do pierdla. Tak się mówi.

Być może prezydent chce zdążyć przeprowadzić własny projekt… Może chciałby, żeby w przestrzeniach zamieszkałych przez blisko pół miliona Ślązaków – bo tylu w ostatnim spisie przyznało się do codziennego używania języka śląskiego, który w kwietniu Sejm uznał za język regionalny – zawisły banery z hasłem „Tylko po polsku”! Albo nawet „Nur auf Polnisch”! – to na wypadek, gdyby Śląsk odwiedził sam premier. Banery ostrzegałyby także ukrywającą się u nas opcję niemiecką przed bezczelnym używaniem śląszczyzny – a że dużo u nas rosyjskich szpiegów gadających dla niepoznaki po angielsku, to jeszcze: „Only in Polish”!

Tym samym godka zjedzie do podziemia, jak ci górnicy z kopalni „Zofiówka” w Jastrzębiu-Zdroju, którym w lipcu 2020 r., na finiszu kampanii prezydenckiej, Duda rozdawał kanapki, żeby głosowali na niego, a oni dziękowali po śląsku, po swojemu.

„Niedające się wykluczyć działania hybrydowe, jakie mogą być podjęte w stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej, związane z prowadzoną wojną za wschodnią granicą, nakazują szczególną dbałość o zachowanie tożsamości narodowej. Ochronie zachowania tożsamości narodowej służy w szczególności pielęgnowanie języka ojczystego”.

Tak prezydent podsumował swoje pismo do marszałka Szymona Hołowni informujące o zawetowaniu ustawy, która nadała mowie śląskiej status języka regionalnego. W tych dniach musimy być niczym jedna zaciśnięta pięść (czytam w myślach prezydenta), w której język ojczysty jest jak palec wskazujący – czysty, bez żadnych narośli i brodawek.

Gańba, soroń a niy Prezydent! – żałośnie pomstuje europoseł Łukasz Kohut. Soroń to po śląsku człowiek bez kultury osobistej, taki nieobyty. Larum niepotrzebne, bo można było się weta spodziewać. Prezydent pozostaje we władzy Jarosława Kaczyńskiego, a przecież 186 jego posłów głosowało przeciwko uznaniu języka śląskiego, bo to na amen podkopie majestat Rzeczypospolitej.

Prezydent w uzasadnieniu weta słusznie zauważył, iż „uznanie etnolektu śląskiego za język regionalny, a tym samym objęcie go ochroną wynikającą z tego tytułu, może spowodować podobne oczekiwania u przedstawicieli innych grup regionalnych”. Wszak można sobie wyobrazić, że w kolejce po swój język stoją górale z Podhala (co nawet dałoby się próbować uzasadniać) albo Wielkopolanie ze swoimi pyrami, którzy za nic mają polskie ziemniaki. Także w dialektach mazowieckich można doszukać się językowej głębi… A czy gwara warszawska nie zaczęłaby aspirować do miana języka regionalnego? Prezydent uważa, że uznanie języka śląskiego to grzebanie w bombie, a rozdarta językowo Polska stanie się tworem podobnym zbutwiałemu płótnu.

Dokładnie tydzień przed prezydenckim wetem do Katowic przyjechał Adam Michnik i była zastępczyni rzecznika praw obywatelskich Hanna Machińska. W Teatrze Korez Adam przekonywał, nie wskazując palcem, o marnej znajomości Śląska w innych częściach kraju. Kilka razy padło sztandarowe pytanie: w jakim zaborze był Śląsk?

Jak stwierdzał, ludzie ze zdumieniem przyjmują informacje o tym, że Śląsk miał innych królów, innych wieszczów… Podkreślał, że śląska odmienność wzbogaca polską kulturę i historię i nie należy się jej bać. Że różnorodność jest siłą, a nie słabością!

„Dlatego ze wzruszeniem przyjąłem decyzję parlamentu o uznaniu języka śląskiego, bo jest to decyzja europejska i zwycięstwo Polski otwartej nad ksenofobiczną i zaściankową”.

Oczywiście padły pytania o decyzję, jaką za chwilę prezydent podejmie w sprawie języka śląskiego. Ucieszyło mnie nad wyraz, że Adam wciąż jest w szczytowej formie, co potwierdziła udzielona odpowiedź: „Czym się różni Duda od Szwejka? Otóż Szwejk był sprytny i przenikliwy, tylko udawał idiotę. A Andrzej Duda? A Andrzej Duda nigdy nie był w austriackim wojsku”.

Cóż, weta prezydenta nie da się obalić. Śląszczyzna żyje własnym życiem i na pewno się nie podda. Nie wycofa się chyłkiem, kuchennymi drzwiami. Monodram „Mianujom mie Hanka” wciąż leci w Korezie przy pełnej po brzegi sali i wyciska łzy zachwytu i wzruszenia. Popłakują krzoki, ptoki i pnioki, bo to historia, jakiej świat nie słyszał… Przyjedźcie i posłuchajcie.

Po śląsku wydawane są pisma i książki, w domach się goda i żaden prezydent tego nie zabroni. Ale historia tak pokierowała śląskimi losami, że Ślązacy są na swojej ziemi w mniejszości. To gdzieś 15–20 proc. obecnego województwa śląskiego. Trzeba otoczyć ich opieką, także językową.

Sam jestem jak rozkraczona żaba, która nie może się rozerwać, a jest w rozterce – czy być piękną i powabną, czy mądrą. Rozumiem Ślązaków, którzy marzą o docenieniu ich odrębnej indywidualności. Mieszkam tu od pół wieku i nie mogę tego nie czuć. Z drugiej strony nie odważam się lekceważyć prof. Bralczyka czy łagodniejszego w tej sprawie prof. Miodka. Mają merytoryczne argumenty językowe i emocjonalne przeciwko śląszczyźnie… Jestem rozdarty jak ta żaba.

Na prawne uznanie godki za język regionalny trzeba będzie jeszcze poczekać rok z hakiem. W tzw. międzyczasie możemy snuć prezydenckie marzenia o naszych własnych… samolotach – dużych, małych i średnich, które czekają na podwórkach, żeby drogą powietrzną udać się do osiedlowych sklepików po masło, chlebuś i jajka. I nieco dalej, do wykwintnego supermarketu, po kawior i trufle, bo będzie nas wszystkich na to stać.

W tzw. międzyczasie można też szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego prezydent Andrzej Duda nie służył w wojsku austriackim?