Po dwóch latach od rozpoczęcia przez Rosję inwazji przeciwko Ukrainie mamy do czynienia sytuacją, którą były naczelny dowódca ukraińskich wojsk gen. Wałerij Załużny określił jako „impas” – podkreśla w rozmowie z PAP Nahajło, wieloletni dziennikarz, ekspert i były dyplomata.
By pójść naprzód, Ukrainie brakuje broni i zasobów ludzkich, jednocześnie wygląda na to, że rosyjska armia, pomimo przewagi liczebnej, nie jest w stanie przełamać ukraińskiej obrony i zająć kolejnych terytoriów – kontynuuje Nahajło. W jego ocenie Ukraińcy mają wiele powodów, by mieć nadzieję, że po okresie impasu, latem i w drugiej połowie roku, dojdzie do znacznych zmian na ich korzyść.
Rozmówca PAP wylicza, że Ukraińcom udało się „zneutralizować” znacznie lepsze rosyjskie siły na Morzu Czarnym, na Krymie, w Sewastopolu, zatapiając szereg okrętów wojennych i sprawiając, że kontrola militarna nad anektowanym półwyspem jest dla Rosjan bardzo ryzykowna. W ostatnim czasie Ukraińcy zadali też silny cios rosyjskim siłom powietrznym. Przypomina, że Kijów czeka na dostawy samolotów F-16, które mają nastąpić w najbliższych miesiącach.
Nahajło zaznacza, że w ubiegłym roku rozbudzone zostały nadzieje w sprawie letniej ukraińskiej kontrofensywy, która miała zmusić Rosjan do odwrotu i zmiany stanowiska w kontekście możliwych negocjacji. „Tak się nie stało. Ale jednocześnie sytuacja nie jest tak posępna, ponura dla Ukraińców, jak pokazują niektóre zachodnie media” – mówi Nahajło, który jest Brytyjczykiem ukraińskiego pochodzenia.
Redaktor naczelny Kyiv Post przyznaje, że rozwój sytuacji na Ukrainie w dużej mierze będzie zależeć od poziomu wsparcia z Europy i USA, od tego, czy Kongres USA zgodzi się na przekazanie pomocy dla Kijowa, oraz od wyniku listopadowych wyborów prezydenckich w USA. Według rozmówcy PAP zwycięstwo Donalda Trumpa dramatycznie zachwiałoby sytuacją na Ukrainie i w ogóle w Europie.
Jako pozytywne ocenia to, że wiodące kraje zmieniły politykę wobec Ukrainy. „Niemcy za czasów (kanclerz Angeli) Merkel były bardzo oporne, by wesprzeć Ukrainę w jakiś znaczący sposób, poza (wymiarem) retorycznym i politycznym, utrzymując status quo w ramach tzw. porozumień mińskich. Teraz kanclerz (Olaf) Scholz jest na przedzie, jeśli chodzi o domaganie się większego wsparcia. Otwartym zwolennikiem Ukrainy stał się też (prezydent Francji Emmanuel) Macron” – wymienia Nahajło.
Zwraca też uwagę na silne i konsekwentne wsparcie dla Ukrainy ze strony Polski i krajów bałtyckich, które stały u boku Kijowa od samego początku inwazji.
W ocenie rozmówcy PAP stosunki między Polską i Ukrainą w ciągu minionych dwóch lat osiągnęły „prawie idealny poziom”. „Myślę, że nigdy w historii dwóch sąsiedzkich krajów nie było okresu takiego zrozumienia, bliskości poglądów, solidarności pod względem praktycznym” – dodaje.
„Trzeba uznać zasługi prezydenta (Andrzeja) Dudy i poprzednich władz dla wspierania Ukrainy i mobilizowania pomocy dla niej w najbardziej krytycznym momencie w historii nie tylko Ukrainy, lecz Wschodniej Europy” – zaznacza. „Po objęciu władzy przez nowy rząd obserwujemy komplikacje na granicy w związku ze zbożem” – kontynuuje. Nahajło uważa, że powody obaw rolników są często niezrozumiałe na Ukrainie, gdzie działania na granicy są postrzegane jako szkodzące ukraińskim wysiłkom wojennym i solidarności.
Ekspert ocenia, że w odpowiednim czasie obecny kryzys przejdzie do przeszłości. „Ale to będzie wymagało współpracy nie tylko Warszawy i Kijowa, ale też pozycji Brukseli i innych krajów sąsiedzkich, których dotyczy sprawa zboża” – uważa redaktor naczelny Kyiv Post. Według niego dzisiejsza sytuacja nie wpłynie zasadniczo na strategiczne partnerstwo obu krajów oraz ich wspólnotę wartości i interesów w długiej perspektywie.
Rozmówca PAP określa nastroje wśród ludności w Kijowie jako „bojowe”. „Bardzo niewiele osób mówi o konieczności ustępstw, oddawaniu terytorium i zgodzie na pewnego rodzaju pokój na warunkach Rosji” – dodaje. Ukraińców bardzo niepokoi jednocześnie to, jaką nową formę przybierze mobilizacja na wojnę. „Ukraińcy nie mają mas ludzi, (które rzucaliby na wojnę tak jak Rosjanie), ich szacunek dla życia ludzkiego też jest zdecydowanie inny niż w Rosji, jest zbliżony do europejskich wartości” – podkreśla.
Redaktor podkreśla, że obecnie trudno jest stwierdzić, czym będzie dla Ukrainy zwycięstwo. „Myślę, że większość Ukraińców chciałaby, aby zwycięstwo obejmowało nie tylko wyparcie Rosjan z terytoriów, które zajęli na Ukrainie, i powrót do uznanych międzynarodowo granic z 1991 r. (…), ale też gwarancje bezpieczeństwa – najlepszą z nich byłoby członkostwo w strukturach euroatlantyckich, UE i NATO – dające Ukrainie ochronę w przypadku wznowienia przez Rosję po kilku latach ataków” – tłumaczy.
Jak dodaje, scenariuszem „optymalnym” dla Ukraińców byłoby „zniszczenie szowinistycznego, imperialistycznego reżimu w Moskwie, który nie tylko nie uznaje istnienia Ukrainy jako narodu i państwa, ale też traktuje tak Białoruś i potencjalnie ma agresywne nastawienie wobec krajów bałtyckich, a nawet pośrednio wobec Polski”. „To nie oznacza, że jeśli Ukraina upadnie, dojdzie do inwazji na Polskę, ale zdecydowanie Rosja bardzo utrudniłaby życie Polsce, krajom bałtyckim, a nawet Niemcom i Europie jako takiej” – uzupełnia.
„Wyzwaniem długoterminowym natomiast jest zmiana imperialnej, despotycznej mentalności mieszkańców Rosji, którzy nawet dziś – najwyraźniej – mimo dużych strat rosyjskich, kosztów wynikających z sankcji, popierają Putina i najprawdopodobniej zagłosują na niego znowu (w wyborach). Nawet jeśli cyfry będą zmanipulowane i będzie z nich wynikać, że dostał 80 czy 90 proc. poparcia, tak jak Łukaszenka na Białorusi, to i tak wiemy, że duża część – możliwe, że większość Rosjan – wciąż będzie go popierać, będzie nie tylko antyukraińska, ale też antyzachodnia” – uważa ekspert.
Nahajło, który stoi na czele Kyiv Post od 2021 roku, przyznaje, że w czasie wojny media pełnią kluczową rolę, informując opinię publiczną, muszą zachować równowagę, być obiektywne i godne zaufania. „Praca w czasie wojny jest bardzo trudna, nawet nie tylko ze względu na warunki fizyczne i kwestie bezpieczeństwa, ale też z uwagi na dostęp do wiarygodnych informacji” – wyjaśnia. Zwraca uwagę, że w warunkach wojennych utajnianych jest wiele danych, np. dotyczących lokalizacji sił, bilansu strat czy wpływu wojny na gospodarkę.
Odnosząc się do pracy zagranicznych, zwłaszcza zachodnich, dziennikarzy podczas wojny na Ukrainie, zaznacza, że z jednej strony można zaobserwować bardzo dobre, wiarygodne relacje, w tym z linii frontu. Przypomina, że wielu dziennikarzy straciło życie podczas swojej pracy.
Z drugiej strony są też media szukające sensacji na podstawie przecieków oraz poddające się rosyjskim narracjom. „Udają, że są obiektywne, a jednocześnie powtarzają rosyjską narrację. Dotyczy to nie tylko lokalnych wydań; oskarżenia o poddawanie się rosyjskim narracjom i powtarzanie ich bez sprawdzenia podstaw do jakichś przypuszczeń padają też pod adresem tak szanowanych tytułów jak np. +New York Times+” – dodaje.
Jak informuje rozmówca, anglojęzyczny Kyiv Post ma miesięcznie ok. 3 mln czytelników, przede wszystkim poza granicami Ukrainy.