Aby zapełnić kadrowe pustki po zwolnionych propagandystach, media publiczne sięgają po dziennikarzy pracujących w mediach komercyjnych. – To tajfun. Telewizja Polska proponuje stawki, na które prywatnych mediów nie stać. Istnieje niebezpieczeństwo powstania bańki popytowej, przez którą wydawcy komercyjni zostaną pozbawieni kadr, a co za tym idzie contentu niezbędnego do utrzymania pozycji na rynku – alarmuje Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu.
Ostatnie tygodnie upływają pod znakiem transferów z mediów prywatnych do publicznych. Kilka zaledwie przykładów: Juliusz Kaszyński, dziennikarz TVN i TVN24, został wiceprezesem Polskiego Radia. Jacek Czarnecki zrezygnował z pracy dla Radia Zet, by objąć stanowisko zastępcy dyrektora Programu I Polskiego Radia, po 19 latach w Grupie Radiowej Agory z radiem Tok FM pożegnał się Sebastian Wierciak, gdy zaproponowano mu stanowisko redaktora naczelnego Polskiego Radia Szczecin.
Napływ propozycji pracy z TVP
TVP Info pod nowym kierownictwem Pawła Moskalewicza sięgnęła szeroko po zasoby RMF FM. Do zespołu publicystyki TVP Info trafił Mariusz Piekarski, przez ponad 17 lat warszawski reporter RMF FM. Do TVP Info z RMF FM przeszedł też Roch Kowalski. W marcu mają do niego dołączyć Paweł Balinowski i Jonasz Jasnorzewski.
– Dziennikarze radiowi mają kompleksy telewizyjnych – mówi nam menedżer jednej z komercyjnych stacji radiowych. – W radiu rozpoznawalność wypracowuje się dużo trudniej. Natomiast kompetencje dziennikarza radiowego są wystarczające do pracy w telewizji. Byłem świadkiem telewizyjnych debiutów kolegów z radia. Radzili sobie świetne, mieli przygotowany materiał z dokładnością co do sekundy, co w radiu jest standardem, a w telewizji niekoniecznie – dodaje.
Bartosz Węglarczyk podkreśla, że w ostatnich tygodniach pracownicy Onetu zostali zasypani propozycjami pracy w TVP. – Dotyczy to zarówno autorów, jak i wydawców. Z jednej strony to wyraz uznania dla naszego zespołu, jednak rodzi niebezpieczeństwo utraty kluczowych pracowników i w konsekwencji jakości, co może odbić się negatywnie na naszych wynikach – przyznaje Węglarczyk.
„Pracownicy odchodzą nagle”
Naczelny Onetu zapewnia, że gdyby mógł, każdemu ze swoich pracowników dałby od razu 100-procentową podwyżkę, żeby go zatrzymać. – Ale nasz budżet zależy od czynników rynkowych. W przeciwieństwie do TVP, która lekką ręko może wydać na wygrodzenia dodatkowe 100 mln zł, bo jest utrzymywana z pieniędzy publicznych – zauważa naczelny Onetu. – Bardzo się cieszę, że wielu pracowników Onetu nie skorzystało z propozycji. W rozmowach z nimi podkreślałem, że nasza redakcja gwarantuje bezpieczeństwo i pełną swobodę w wyborze tematów i metod ich opracowywania. Myślę, że zostało to przez nich docenione – dodaje.
– Wakaty powstałe z powodu przeciągania pracowników do mediów publicznych to dla nas nie lada kłopot – przyznaje menedżer komercyjnej stacji radiowej. – Mamy z tego powodu problemy. A to początek, bo rozgłośnie regionalne dopiero zaczęły wymianę zespołów.
Mediom komercyjnym nie udaje się uzupełniać wakatów. – Pracownicy odchodzą nagle: z końcem miesiąca składają wypowiedzenia. Teoretycznie mógłbym ich nie zwalniać z obowiązku świadczenia pracy. Ale to by nic nie dało, zapewne poszliby po zwolnienia – mówi kolejny menedżer, który nie chce mówić pod nazwiskiem.
Jego zdaniem jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest śledzenie konkurencyjnych rozgłośni i wyławianie pracowników, którzy uzupełnią braki kadrowe.
Zawirowania kadrowe nie do uniknięcia
W ocenie Wiesława Władyki, członka zarządu Polityki, wydawcy tygodnika „Polityka”, na exodusie dziennikarzy i wydawców z jakościowych mediów prywatnych do mediów publicznych może ucierpieć szeroko pojęty interes społeczny.
– Praca w TVP wiąże się w reguły z wyższymi zarobkami. Ale zapewne dla większości istotniejsza jest budowa marki osobistej i indywidualnej wartości. Dlatego nie dziwi mnie, że do TVP wróciła na przykład pracująca ostatnio dla „Gazety Wyborczej” Justyna Dobrosz-Oracz. Myślę, że media publiczne będą ściągać zwłaszcza dziennikarzy i publicystów średniego pokolenia. To nie może pozostać bez wpływu na jakość mediów, które przez osiem lat rządów PiS stanowiły enklawę wolności dziennikarskiej i powinny tę rolę pełnić także w nowej rzeczywistości politycznej – dodaje Władyka.
W ocenie dra Krzysztofa Grzegorzewskiego z katedry dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Łódzkiego zawirowania kadrowe spowodowane reformą mediów publicznych były nie do uniknięcia. – Potrwają kilka miesięcy, po czym nastąpi stabilizacja. Nie zachwieją pozycją dużych nadawców telewizyjnych, jak TVN czy Polsat, które jednak dysponują dużymi budżetami i powinny w proporcjonalnie krótkim czasie uzupełnić braki kadrowe – mówi medioznawca.
I dodaje: – W znacznie trudniejszej sytuacji są wydawcy portali. Serwisy oparte na tytułach prasowych tracą na popularności. Aby zatrzymać ten trend, powinny wzbogacać formaty audio i wideo. A te z natury rzeczy są autorskie. Przejście rozpoznawalnych postaci do mediów publicznych oznacza w tym kontekście niepowetowana stratę. Przy tej okazji warto odpowiedzieć na pytanie, kto jest odpowiedzialny za doprowadzenie do stanu, w którym kadry mediów publicznych trzeba budować praktycznie od zera – dodaje Grzegorzewski.