Nowy wiceszef radiowej Jedynki: Jacek Czarnecki, który kulom (i politykom) się nie kłania

Jacek Czarnecki zaczynał (i kończy) pracę w Radiu Zet

Zwykle nominacje na kierownicze stanowiska w mediach publicznych wzbudzają emocje – a często też są po prostu kontrowersyjne. Ale gdy okazało się, że Jacek Czarnecki zostaje wicedyrektorem radiowej Jedynki, niewielu odważyło się krytykować tę nominację. Zadziałała marka Czarneckiego – dociekliwego, ale też bezstronnego reportera radiowego, który do tej pory nie zabiegał o stanowiska.

Gdy pojawiła się oficjalna informacja, że Jacek Czarnecki po prawie 24 latach odchodzi z Radia Zet na stanowisko zastępcy dyrektora Programu I Polskiego Radia, wielu dziennikarzy – zwykle z zazdrości lub przekory kręcących nosami, bo ich koledzy awansują – „Czarnemu” najczęściej tylko gratulowali. „O! Do publicznego radia ściągają fachowców! Prezent dla słuchaczy z okazji Dnia Radia? Gratulacje i powodzenia Czarny!” – pisał Paweł Reszka z „Polityki”.

Wpis ten skomentował kolega Czarneckiego z Radia Zet Radosław Gruca: „Wiadomość wspaniała i smutna zarazem (dla mnie i Zetki). Powodzenia @JacekCzarnecki1. Jesteś Legendą. Kłaniam się nisko i gratuluję. Nie tylko Tobie, ale i ludziom z PR!”.

Jacek Czarnecki wyrobił sobie bowiem wśród dziennikarzy i słuchaczy markę uczciwego reportera radiowego. Przy czym nigdy nawet nie otarł się o celebryctwo, nie gonił za stanowiskami i pieniędzmi.

Sam zresztą nie mógł przypuszczać, że zostanie znanym dziennikarzem. Najpierw zdobył zawód elektryka i technika telekomunikacji. W jego notce biograficznej, na nieistniejącej już stronie internetowej Radia Zet, tłumaczono to tym, że „lubi napięcie”.

Na początku lat 90. ubiegłego wieku wyjechał do Paryża, gdzie studiował stosunki międzynarodowe na Université Paris i Pantheon-Sorbonne. Wtedy rozpoczął współpracę z powstającymi w Polsce komercyjnymi rozgłośniami radiowymi. W 1992 roku został korespondentem Radia Zet w Paryżu. Od 1993 do 1995 roku pracował jako dziennikarz i korespondent Radia Kolor. W latach 1990-1995 współpracował też z Radio France Internationale (RFI). W 1995 roku związał się z radiem publicznym. Został reporterem politycznym i korespondentem wojennym Trójki. Relacjonował konflikty zbrojne m.in. w Bośni, Kosowie, Macedonii, Rwandzie, Zairze , Libanie, Izraelu, Czadzie, Iraku i Afganistanie.

W rozmowie z magazynem „Press”, wspominając ten etap życia zawodowego, zwracał przytomnie uwagę, że dla korespondenta wojennego zagrożeniem jest łatwość przyjmowania optyki tej strony konfliktu, po której dziennikarz w danej chwili się znajduje. Wciąż aktualne.

W 2000 roku wrócił do Radia Zet i nadal jeździł na wojny, ale zaczął zajmować się też relacjonowaniem innych wydarzeń. I zaliczył wpadkę, gdy w 2005 roku pojechał do Watykanu relacjonować wybór nowego papieża, którym został Benedykt XVI. Czarnecki nie potrafił powiedzieć, jakiego koloru dym pojawił się nad Watykanem. Po latach wspominał w Radiu Zet, że po wyborze Niemca na papieża zdążył jeszcze nagrać cieszących się jego rodaków. A potem w godzinę musiał się do dostać na lotnisko, bo szefowie polecili mu jak najszybciej dolecieć do Niemiec.

Potem coraz częściej można go było zobaczyć z mikrofonem w ręku w sejmie. Udowodnił, że potrafi zdobywać newsy też w Polsce. W 2015 roku odebrał nagrodę Grand Press w kategorii News za ujawnienie tzw. afery madryckiej, gdy posłowie PiS Adam Hofman i Mariusz Kamiński, udając się w parlamentarną delegację do Madrytu, pobrali z Kancelarii Sejmu diety na wyjazd samochodem, ale polecieli tam tanimi liniami. Czyli: mogli wyłudzić pieniądze z budżetu.

W 2019 roku miał też Czarnecki przygodę z sejmową podkomisją smoleńską, kierowaną przez polityka PiS Antoniego Macierewicza. Jacek Czarnecki został wezwany przez nią na przesłuchanie. Przy okazji ujawnił, do jakich absurdów dochodzi w działalności podkomisji. „Pan Macierewicz poinformował mnie, że nie mogę ujawniać tego, co poruszał w zadawanych mi pytaniach, natomiast mogę mówić o samym fakcie i okolicznościach przesłuchania. Powiedziałem, że się nie zgadzam, na co pan przewodniczący odpowiedział: jeśli się pan nie zgadza, to możemy skasować nagranie Powiedziałem: panie ministrze, nie może pan tego skasować, zostałem wezwany urzędowo, a przesłuchanie się odbyło” – relacjonował Czarnecki w rozmowie z Onetem.

Był już wtedy zapraszany do innych mediów, m.in. do „Loży prasowej” w TVN24, gdzie jako publicysta komentował wydarzenia polityczne. Czasami w tych programach występuje w czarnej, skórzanej kurtce – nie sposób zapomnieć, że kiedyś był reporterem wojennym.

Rzucił się w wir klasycznej reporterki, także w sejmie, w tłumie, często wśród o wiele młodszych dziennikarzy. Niektórzy koledzy dziwili się, że „Czarnemu” wciąż chce się przeciskać z mikrofonem jak najbliżej polityków, żeby tylko zadać im jedno szybkie pytanie.

Niedawno tak o tym opowiadał w rozmowie z „Presserwisem”: „Nazywaliśmy to – my, dziennikarze sejmowi – »rzeź« albo »jumanji«. »Jumanji« to wtedy, jak tłum szedł z rozmówcą, ludzie przewracali się wzajemnie. A »rzeźnia« była w czasie poniedziałkowej rozmowy z prezesem Kaczyńskim. Tłum zatrzymujący się gwałtownie. Tłum, który nie może wykonać żadnego ruchu. Ci, którzy są blisko rozmówcy, nie mogą się cofnąć, żeby zrobić miejsce innym, bo z tyłu stoi jeszcze kilkanaście napierających osób, które też chcą to nagrać”.

Gdy akurat miał wolne od „rzeźni” i „jumanji” pisał doktorat na temat „Fotografie lotnicze z okresu I wojny światowej w badaniach z zakresu archeologii współczesnych konfliktów zbrojnych”. Pracę obronił w 2023 roku.

Na stanowisku wicedyrektora Jedynki przeszkadzać może mu brak doświadczenia w kierowaniu większymi zespołami. Z pewnością jednak sporo zostanie mu wybaczone. Może resztą radio potrzebuje zerwania z rutyną i klasycznym dyrektorowaniem. Czarna kurtka zamiast garnituru będzie tam ciekawą odmianą.