Od końca września 2022 r. Piotr Najsztub prowadził swoją audycję „Prawda nas zaboli” w internetowym radiu Reset Obywatelski. Poprzednio cykl był emitowany przez 9 lat w Radiu TOK FM, które na początku września zakończyło z dziennikarzem współpracę.
Stacja nie podała przyczyny tej decyzji. – Uważam, że przez 9 lat w TOK FM zyskałem grono słuchaczy, którzy dokładnie wiedzą, jak audycja jest zbudowana. Chcę ich tutaj przyciągnąć, żeby nie mieli poczucia utraty w tak trudnych, bolesnych czasach – stwierdził Piotr Najsztub na antenie Resetu Obywatelskiego. Zaznaczył, że za decyzją władz TOK FM w jego sprawie, mogły stać nagłośnione przez TVP Info jego słowa, że nie zdziwiłby się, gdyby Donald Tusk „dał w pysk” Mateuszowi Morawieckiemu za „nieustanne kłamstwa i szczucie”. Mówił, że rozgłośnia nie chce narażać się władzy w okresie, kiedy ma być przedłużona jej koncesja.
W Resecie Obywatelskim „Prawda nas zaboli” była emitowana w piątki o godz. 17.30. – Od czasu przed wyborami mnie już tam nie ma – mówi dziennikarz. Pytany o powód rozstania, wyjaśnia: – Mieliśmy różną filozofią współpracy.
– Chcę wrócić do robienia wywiadów prasowych. Nie będę wyskakiwał przed szereg i nic więcej nie powiem. Niebawem się ukaże pierwszy taki wywiad – zapowiada Piotr Najsztub.
W pierwszej połowie lat 90. Najsztub związany był z „Gazetą Wyborczą”, potem wraz z Jackiem Żakowskim prowadził „Tok Szok” – najpierw w TVP2, następnie w Polsacie i TV4. W TVN prowadził program „Najsztub pyta”. Był też redaktorem naczelnym „Przekroju”, do którego przez wiele lat przeprowadzał cotygodniowe wywiady (współpracował w takim zakresie także z „Vivą!”). Z TOK FM był związany od 2013 roku.
Najsztub pozwał TVP i Adamczyka
Latem ub.r. Piotr Najszub zapowiedział, że pozwie Telewizję Polską i jej ówczesnego dziennikarza Michała Adamczyka za stwierdzenia, jakoby śmiertelnie potrącił samochodem staruszkę (w rzeczywistości kobieta zmarła niedługo po wypadku na chorobę nowotworową). Domaga się przeprosin i 150 tys. zł zadośćuczynienia, a internetowej zbiórce pozyskał 27 tys. zł na koszty procesu.
Czy w takiej sytuacji dziennikarz chciałby wrócić do Telewizji Polskiej, w której od drugiej połowy grudnia zaszły duże zmiany? – Nadal jestem dziennikarzem, a oni muszą wiedzieć co chcą, kogo chcą i co chcą ludziom opowiadać – zaznacza Najsztub. – Ja się życzliwie temu przyglądam, choć uważam, że to będzie robota dla Herkulesa. Jedna rzecz to taka, co się już w dużej mierze udało, że trzeba odsunąć telewizję od propagandy. Kolejna polega na tym, że telewizja publiczna w tych czasach ma ogromne zadanie i to będzie to wyzwanie, które trzeba spełnić – mówi dziennikarz.
– Świat się tak niesłychanie szybko zmienia, a ludziom te zmiany trzeba tłumaczyć. Jedyną instytucją, która może to zrobić są media publiczne, które mają w swoich statutach misję. Ona będzie kluczowa, nawet nie z politycznego punktu widzenia, tylko takiego cywilizacyjnego. Czy uda się jakoś wyzwolić Polaków ze strachu przed zmianami – a zmiany są konieczne, w dużej mierze zależy od telewizji publicznej – komentuje Najsztub.
Czy powrót znanych dziennikarzy to dobry kierunek zmian w TVP? – To jest jedyna droga w tej chwili, bo nie mogą przyjść nowi, świeży, bo trzeba wejść w koleiny robienia telewizji. To trzeba umieć, żeby od razu zacząć robić. I jest coś takiego jak pamięć widza, widz się czuje bezpieczniejszy, jak widzi twarz, którą znał, kiedyś widział lubił. Przyjdzie czas na nowe twarze, ale najpierw trzeba zapanować nad tym co jest – zaznacza Najsztub. Przez ostatnie lata telewizja propagandowa PiS dostarczała mnóstwa emocji, szczególnie tych negatywnych. Obrażała ludzi. Różniła ich między sobą.