Zastępczyni redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Aleksandra Sobczak zwróciła się do polskiego rządu o zajęcie się na poważnie rosyjskimi działaniami propagandowymi w mediach społecznościowych. „Nie można z tym czekać, bo już wiosną mamy wybory samorządowe i europejskie. Rosja na pewno będzie chciała wziąć udział w kampanii” – ostrzega.
Zastępczyni redaktora naczelnego „GW” w artykule „Albo zrobimy śledztwo jak Niemcy, albo o wyniku wiosennych wyborów będzie decydował Putin” przytacza dane opublikowane przez niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, z których wynika, że w Niemczech „w ostatnich miesiącach minimum 50 tys. trollerskich kont z Rosji opublikowało około miliona fałszywych informacji”, a celem kremlowskiej kampanii „było zaszczepienie w Niemcach przekonania, że rząd Olafa Scholza, pomagając Ukraińcom, naraża na szwank dobro własnego społeczeństwa”.
Kreml postawi na dalszą polaryzację
Aleksandra Sobczak przypomina, że reporterskie śledztwo „GW” ujawniło, że rosyjska propaganda równie aktywnie działa w Polsce, starając się m.in. powiększać polaryzację społeczeństwa i rozniecać niechęć do uchodźców wojennych z Ukrainy. Cytuje też Martynę Bildziukiewicz, szefową unijnego zespołu do walki z rosyjską dezinformacją East StratCom Task Force: „Cel jest bardziej niebezpieczny: wywołanie chaosu i konfuzji, aby nikt nie wiedział, gdzie w końcu leży prawda. By ktoś, kto szuka informacji, pogubił się i zrezygnował z uczestniczenia w debacie w ogóle”.
„Wyborcza” zauważa, że problem rosyjskiej propagandy nie był w Polsce dotychczas należycie traktowany przez polityków. „Polscy politycy dużo dyskutują o inwestycjach w tradycyjną broń, a jednocześnie bagatelizują działania wojenne podejmowane w internecie. Część z nich ochoczo podłącza się pod putinowską dezinformację, budując w ten sposób własne zasięgi i interakcje z wyborcami” – czytamy w artykule Aleksandry Sobczak.
Autorka apeluje: „Czekam na poważne rządowe dochodzenie i raport. Nie można z tym czekać, bo już wiosną mamy wybory samorządowe i europejskie. Rosja na pewno będzie chciała wziąć udział w kampanii. Jeśli Kreml przyjmie dotychczasową taktykę, postawi na polityków skrajnie prawicowych i na dalszą polaryzację społeczeństwa”.
„To nie jest bajka”
Dziennikarze zajmujący się problematyką rosyjskich wpływów w Polsce podkreślają, że problem jest poważny i politycy powinni przestać go lekceważyć. „Jeśli nic z tym nie zrobimy, cena będzie wysoka” – Grzegorz Rzeczkowski z tygodnika „Newsweek Polska” skomentował tekst Aleksandry Sobczak w serwisie X.
Anna Mierzyńska, analityczka, która w OKO.press pisze na temat rosyjskiej propagandy, potwierdza, że dotychczas politycy nie zajmowali się należycie zagrożeniami wynikającymi z działań propagandowych przeprowadzanych w Polsce przez Rosjan. – To nie jest bajka. W Polsce mamy poważny problem z rosyjskimi wpływami, ale nie polega on na tym, co starano się przedstawić w serialu TVP „Reset” – zauważa Mierzyńska w rozmowie z „Presserwisem”.
– Mamy problem z osobami, które infekują innych prorosyjskim myśleniem i głoszeniem haseł, które są w interesie rosyjskich władz. To najczęściej jest głoszenie narracji antyunijnych, antynatowskich i antyukraińskich. Ci ludzie działają w przekonaniu, że u nas nic im nie grozi. Z monitoringu i badań wynika, że Rosjanie zinwigilowali u nas ruchy antysystemowe i antyszczepionkowe, których przedstawiciele myślą o startowaniu w zbliżających się w wyborach samorządowych. W czasach rządów PiS nic nie robiono w sprawie przeciwdziałania tym zagrożeniom – mówi Mierzyńska.