Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marcin Kącki zapewnia, że w redakcji wiedziano o pisanym przez niego artykule, w którym chce rozliczyć się ze swoją przeszłością. Podkreśla, że nie było innych sytuacji, w których zachował się podobnie jak wobec Karoliny Rogaskiej z „Newsweeka”. – Oczekuję rzetelnej procedury kontrolnej i udziału w niej wszystkich osób zgłaszających jakiekolwiek zastrzeżenia, co do mojej postawy – podkreśla Kącki.
Tydzień temu w „Gazecie Wyborczej” zamieszczono obszerny artykuł autobiograficzny Marcina Kąckiego zatytułowany „Moje dziennikarstwo – alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem”. Opisał w nim trudne momenty ze swojego życia – dzieciństwo w biedzie, traumę rodzinną po śmierci starszego brata, wymagające warunki swojej pracy dziennikarskiej i pisania książek, wieloletnie uzależnienie od alkoholu, problemy zdrowotne i rodzinne.
Szybko zwrócono na wątek licznych relacji Kąckiego z kobietami, ponieważ odniosła się do niego Karolina Rogaska z „Newsweek Polska”, zarzucając dziennikarzowi, że nierzetelnie przedstawił ich znajomość. – Nie mogę już milczeć, chociaż wiem, że może się to wiązać z linczem. Wiem, niestety, jak traktuje się ofiary. Ale mam już dość, jestem zmęczona kultem oprawców. Tym, że ludzie czytają tekst Kąckiego i biją mu brawo, nie zastanawiając się nad tym, co z tymi dziesiątkami ofiar, które w nim wymienia. Dla mnie, a JESTEM JEDNĄ Z OFIAR, NIE JEST WSZYSTKO W PORZĄDKU – podkreśliła.
– Marcin, skoro byłeś tak szczery w swoim tekście dlaczego nie napisałeś wprost co zrobiłeś mi i innym dziewczynom? Czemu nie napisałeś, że moje wielokrotne NIE potraktowałeś jak niebyłe, czemu nie padło, jak rzuciłeś do mnie, że „teraz odmawiasz, a po 30-stce nie będziesz już tak wybrzydzać i będziesz ruchać się jak popadnie”? Jak za stosowne uznałeś rozebranie się i masturbację mimo mojego ewidentnego przerażenia? Obrzydliwe zachowanie. OBRZYDLIWE. Przepraszam za dosłowność, ale już nie mam siły na półsłówka – opisała.
Marcin Kącki odpowiada Karolinie Rogaskiej
W sobotę w obszernym wpisie facebookowym Marcin Kącki zapewnił, że jego relacja z Rogaską nie była „incydentem, w którym, zwyrol napastuje kobietę”. – To historia dwóch spotkań. Pierwszego, na festiwalu literackim w Miedziance, latem 2017 roku, i ostatniego, również w 2017 roku, w mieszkaniu, w którym, wtedy mieszkałem i do którego przyszła Karolina Rogaska, a przebieg tego spotkania był odmienny, niż zostało to opisane – stwierdził.
Jego zdaniem „było to spotkanie towarzyskie i krótko po nim zakończyła się nasza znajomość, i nie dlatego, że miałem wtedy poczucie niegodności czyjegoś zachowania, ale nie chciałem łączyć relacji zawodowej i prywatnej”.
– Liczne treści na mój temat publikowane w ciągu ostatniego tygodnia sugerują, że występują inne sytuacje, niż przypadek Karoliny Rogaskiej. Nie ma i nie było takich sytuacji. Takie informacje jedynie nakręcają spiralę nienawiści – zapewnił Kącki.
Kilka godzin po zamieszczeniu wpisu Rogaskiej Polska Szkoła Reportażu, którą dziennikarka ukończyła, poinformowała, że kilka tygodni temu dowiedziała się o zachowaniu Marcina Kąckiego wobec niej. – Odsunęliśmy go od pracy ze studentkami i studentami PSR, poinformowaliśmy go o powodach tej decyzji – poinformowano. – Karolino, wspieramy Cię, jesteśmy z Tobą. Wierzymy w to, co mówisz, i szanujemy Twoją odwagę – dodano.
Marcin Kącki zaznaczył, że Polska Szkoła Reportażu nie przekazała mu oficjalnie, że zawieszono lub zerwano z nim współpracę. – Od dłuższego czasu formułowałem jednak zastrzeżenia wobec sposobu funkcjonowania tej Szkoły, a jej kadra wie jakie zarzuty zgłaszałem, jakiego etosu broniłem i jakie ankiety spływały przez lata wobec mojej osoby od studentek i studentów Szkoły. Chciałbym, aby zostały one ponownie zweryfikowane jeśli w tym świetle pojawiają się wątpliwości – napisał dziennikarz „GW”.
Kącki: mój reportaż przygotowywałem od miesięcy
Wicenaczelni „Gazety Wyborczej” Roman Imielski, Aleksandra Sobczak i Bartosz T. Wieliński w niedzielę poinformowali o zawieszeniu Marcina Kąckiego w pracy. Zapewnili, że nikt w redakcji dziennika nie wiedział o zarzucanym mu przez Karolinę Rogaską zachowaniu, sam Kącki też tego nie zdradził przy oddawaniu swojego tekstu do publikacji. – W efekcie redakcja „Gazety Wyborczej” opublikowała jego „spowiedź” nieświadoma, że może mieć drugie dno – wyprzedzające usprawiedliwienie własnych występków – stwierdzili.
Według Marcina Kąckiego było zupełnie inaczej. – Nieprawdziwe są również twierdzenia, że mój tekst miał być jakąś formą wyprzedzenia formułowanych względem mnie zarzutów, a ja – wiedząc o nich – miałem zmanipulować moją „Gazetę” i nadużyć jej łamów w celu wybielenia siebie w Waszych oczach – zapewnił.
– Mój reportaż przygotowywałem od miesięcy, był efektem terapii, dobrego związku i chęci nie tylko rozliczenia się z przeszłością, ale próbą wyrażenia moich osobistych odczuć wobec tej problematyki, z którą większość rozliczyć się nie próbuje. Nie żałuję, nawet jeśli skutek wobec mojej osoby będzie najpoważniejszy. Nie potrafiłbym tekstu napisać inaczej, pod publikę, to nie moje dziennikarstwo – opisał.
Kącki podkreślił, że jego współpracownicy w redakcji „Wyborczej” wiedzieli, że przygotowuje artykuł o swoim życiu, „a jeśli zgłaszali wątpliwości, to wobec odbioru tematu w kontekście silnych emocji związanych z walką kobiet o swoje prawa. – Do momentu pojawienia się komentarza Karoliny był on oceniany bardzo dobrze przez osoby, które później zupełnie zmieniły swoją narrację i nie mam tego nikomu za złe, ale właśnie dlatego oczekuję zbadania i wyjaśnienia w sposób rzetelny wszelkich wątpliwości – dodał.
„Oczekuję rzetelnej procedury kontrolnej”
W poniedziałek tekst Marcina Kąckiego został usunięty z portalu „Gazety Wyborczej”, a kierownictwo redakcji przeprosiło za opublikowanie go. – Sprawdzamy i poprawiamy procedury wewnątrz redakcji, które zawiodły przed publikacją tego materiału – zaznaczyli. Poinformowali też, że oprócz wewnętrznego postępowania w redakcji swoje procedury wyjaśniające rozpoczęła także Agora.
– Chcę tę sprawę z pełną odpowiedzialnością zostawić komisji, która ma wyjaśnić w „Wyborczej” moją postawę wobec koleżanek, kolegów, współpracowników. Oczekuję rzetelnej procedury kontrolnej i udziału w niej wszystkich osób zgłaszających jakiekolwiek zastrzeżenia, co do mojej postawy – podkreślił Marcin Kącki.
Dziennikarz wyjaśnił też, dlaczego zamieścił swój wpis. – Poproszono mnie, bym napisał kilka słów oświadczenia wobec wielu artykułów i komentarzy na mój temat oraz wypowiedzi osób, które mnie nie znają i nie były świadkami mojej drogi – stwierdził. – Mój tekst, to moje życie, napisałem go tak, jak potrafię pisać. Wierzyłem, że się naprawiłem, bo w końcu prawdziwie kocham, bo jestem kochany.
Mój tekst był konsekwencją długiej drogi, którą przeszedłem. Ale reakcje po jego opublikowaniu uświadomiły mi, że droga się jeszcze nie skończyła i jak wiele pracy mnie czeka – przyznał Kącki.
– Przyjaciołom – dziękuję, że jesteście. Tym, którzy życzą mi śmierci, utopienia się w Wiśle – nie mam dla was nic mądrego. Mam swoje życie, patrzę w nie, wy macie swoje i pewnie swoje powody, że tak piszecie. Niech każdy pisze swój tekst, o sobie, niech się mierzy na swój sposób ze swoimi demonami – dodał. Zaznaczył, że to jego jedyny publiczny komentarz w tej sprawie.