Nie wierzę w komisje śledcze, afery PiS lepiej zbada prokuratura, jeśli tylko odpowiednio szybko będzie prokuraturą, a nie policją polityczną. Ale w jednym taka komisja ma przewagę – gdy trzeba z informacjami trafić pod strzechy. Dlatego właśnie w sprawie propagandy rządowej sejmowa komisja śledcza byłaby idealna. Szkoda, że jej nie ma – pisze Marek Twaróg z „Presserwisu”.
Pegasus to skandal, wybory kopertowe to defraudacja w imię politycznych celów, a afera wizowa – kryminał czystej wody. Ale to właśnie rządowa propaganda jest idealnym tematem dla komisji śledczej. Komisji, która na oczach wszystkich i w naturalnej dla takich gremiów poetyce publicystycznej opowie Polakom o setkach przykładów kłamstw, manipulacji, a może i defraudacji, jakich dopuszczali się propagandyści.
Pochylić się nad psychiczną konstrukcją Kurskiego
Skrupulatność prokuratury i konkretne podstawy prawne, na jakie powołują się śledczy – żelazne zasady w wyjaśnianiu przekrętów – zapewne i tutaj się ostatecznie przydadzą. NIK już sformułował przecież konkretne zastrzeżenia. Jednak na początkowym etapie zasady te mogą być obciążeniem w wyjaśnianiu wartości artystycznej pana Jasona Derulo, wijącego się w seksualnych pozach za grube pieniądze. Zenkowe „eee” – nie ulega wątpliwości – też nie znalazło się w przepisach prawa, a jednak posłowie mogliby wykazać, że płacenie mu za występ na każdej imprezie było nadużyciem w kontekście misji mediów publicznych.
Albo zbadanie codziennych rozczarowań Jacka Kurskiego. Czy to nie idealny temat dla komisji? A to właśnie nerwowe sprawdzanie wyników oglądalności podawanych przez Nielsena i zawód, jaki odczuwał wtedy Kurski, prowadzi nas do jego szalonej decyzji o przedstawianiu własnych badań popularności programów. Badań MOR – które na końcu okazywały się bardziej łaskawe dla TVP naturalnie. Absurdalna wojna z Nielsenem i uznanym na świecie standardem pomiaru oglądalności może zaprowadzić nas do prokuratury – owszem – ale najpierw należałoby się pochylić nad psychiczną konstrukcją Kurskiego, który po nocach tweetował z zacięciem o kolejnych rekordach, jakie widział we własnych pomiarach.
Weźmy debaty wyborcze. Jedną za Kurskiego, drugą za czasów jego wiernego ucznia Mateusza Matyszkowicza – wielkiego rozczarowania krakowskich elit. Nie każmy prokuratorowi szukać przepisu, który regulowałby długość pytań zadanych tak, by widzowie TVP jak najkrócej słuchali prawdy. A czy w debacie prezydenckiej w 2020 roku ktoś znał pytania wcześniej? Nie może być, prokurator nie pochyli się nad tym, ale posłowie mogą to przypominać bez końca.
Propaganda PiS zasługuje na własną „carycę Katarzynę”
Również Kurski tańczący z Olechowskim nie zasłuży na uwagę prokuratora, ale mógłby zasłużyć na uwagę posłów. Realizator opolskiego koncertu z imienia i nazwiska, który zgiął kark (chyba że robił to z miłości do szefa) i pokazywał nam nie artystów, a pląsy kierownictwa stacji, nie dowie się od prokuratora, że uczestniczył w niszczeniu dobra narodowego, jakim był ten festiwal i ośmieszał telewizję publiczną. Ale w komisji można by było mu to wyjaśnić.
Propaganda, jaką uprawiał PiS, powinna doczekać się dziesiątek przebitek z komisji, zawstydzonych min, trafnych pytań, milczenia w odpowiedzi, a może i wierszy. Swoich własnych „korytarzy pionowych i poziomych” i swojej własnej „carycy Katarzyny”. Bo raczej trudno oczekiwać, że cała jej głębia i maestria doczeka się prokuratorskich zarzutów.
Oczywiście propaganda to także poważna sprawa – to gleba, na której wyrastał hejt, a w konsekwencji tragedie. To przecieki, które niszczyły ludziom życie, to mechanizm, który pozwalał władzy na bezkarność, to defraudacje publicznych pieniędzy. Prokurator ma tu co robić. W opowiedzeniu mu o tym Polsce pomogłyby jednak codziennie relacje z pracy śledczych posłów.