Komisje śledcze z pewnością będą obficie czerpać z ustaleń dziennikarzy, by rozwijać wątki, korzystając ze swoich ustawowych uprawnień śledczych. Wyświetlenie sprawy Pegasusa, wiz czy wyborów kopertowych to wielki triumf mediów, które robiły to, do czego media są przeznaczone: czyli kontrolowały władze, wątpiły w oficjalne ustalenia, podważały gładkie i okrągłe oświadczenia rządowej propagandy lub „ustalenia” rządowych mediów.
- „Pegasus”, czyli rozmowy i dokumenty u Dawidowicza w TVN 24
Wielowątkowa sprawa Pegasusa pojawiła się w polskich mediach w 2019 roku. Oczywiście – jak się później okazało – wcześniejsze przecieki w rządowych mediach już mogły pochodzić z inwigilacji polityków opozycji.
W 2018 roku eksperci z kanadyjskiego Citizen Lab odkryli, że system mógł być użyty w Polsce (został kupiony w 2017 roku).
29 sierpnia 2019 w magazynie „Czarno na białym” w TVN 24 Leszek Dawidowicz ujawnił, że za 34 mln zł CBA kupiło Pegasusa. CBA dostało najpierw 13,3 mln zł, a potem 11,6 mln zł na ten zakup z Funduszu Sprawiedliwości.
Kolejne redakcje wyświetlały potem następne rewelacje. „Rzeczpospolita” podała, że Pegasusem inwigilowano byłego ministra transportu w rządzie PO-PSL Sławomira Nowaka. „Wyborcza” informowała, że szpiegowano też ludzi PiS: Mariusza Antoniego K., byłego wpływowego rzecznika partii Adama Hofmana, Dawida Jackiewicza czy żonę słynnego „agenta Tomka”. Na początku 2022 roku RMF FM doniosło, że podsłuchiwano też telefony pracowników Najwyższej Izby Kontroli.
Zespół „Wyborczej”, „Die Zeit” oraz Amnesty International pierwszy obszernie napisał na temat użycia Pegasusa w kontekście rodziny Brejzów.
- Wybory kopertowe, czyli Wojciech Czuchnowski w magazynie
Planowane w maju 2020 roku wybory prezydenckie, kiedy szalał koronawirus, z pewnością muszą doczekać się wyjaśnienia. Chodzi o bezsensownie wydane 70 mln zł i druk 26 mln pakietów do głosowania korespondencyjnego.
Najgłośniejszym materiałem w tamtej sprawie był ten z 24 lipca 2020, kiedy Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” ujawnił, gdzie Poczta Polska ukrywa tzw. pakiety Sasina, i że karty do głosowania są źle zabezpieczone (materiał „Zdobyliśmy »pakiety Sasina«. Władza ukryła je nawet przed posłami”).
Przypomnijmy, że Czuchnowski dostał się na strzeżony teren magazynu Poczty Polskiej i wyniósł jedną paczkę: „W siatce ogrodzenia jest przerwa. W czwartek tuż po 6 rano wchodzę tamtędy ubrany w roboczy kombinezon. W razie zatrzymania powiem, że wypełniam dziennikarski obowiązek informowania opinii publicznej. Wchodzę do środka ogromnego magazynu. Palety z przesyłkami są na samym jego początku. Owinięte w czarną folię, by nic nie było widać, zajmują znaczną część powierzchni. Widać jednak, że jest ich już mniej niż na zdjęciu, które w czerwcu przekazał nam informator. Wygląda na to, że co najmniej jedna trzecia została już wywieziona” – pisał dziennikarz.
W sprawie wyniesienia przez Czuchnowskiego paczki prokuratura wszczęła śledztwo. Ostatecznie zawartość paczki dziennikarz sprzedał wiosną 2022 w ramach licytacji na pomoc uchodźcom z Ukrainy (udało się zebrać ok. 20 tys. zł).
Kiedyś „Wyborcza” – podsumowując aferę z wyborami – napisała o roli wolnych mediów w tym kontekście. Zacytujmy: „Tajemnice »wyborów kopertowych« wyszły na jaw wyłącznie dzięki niezależnym mediom. Onet ujawnił, że pakiety wyborcze są produkowane przez zewnętrzną spółkę z kapitałem niemieckim, »Wyborcza« pisała, że koncesjonowanie pakietów (pakowanie w koperty itd.) wykonują prywatne firmy, rachunek na 70 mln zł pokazał TVN 24, a »Wyborcza« odkryła, gdzie po nieudanej operacji Poczta przechowuje »pakiety Sasina«”.
- Afera wizowa, czyli znów Czuchnowski (i Wroński), a także Stankiewicz o ekipach filmowych
Temat afery wizowej wyświetliła „Gazeta Wyborcza”, potem Onet, choć pierwsze zarzuty sformułował Donald Tusk na Twitterze w lecie br.: „Kaczyński już w zeszłym roku ściągnął z takich państw ponad 130 tysięcy obywateli – 50 razy więcej niż w 2015 roku. Te wizy będzie można dostawać łatwo i szybko, i będą je rozdzielać zewnętrzne firmy, bo tak dużo jest zamówień” – mówił Tusk.
Dziennikarze podążyli tym tropem. 1 września „Gazeta Wyborcza” piórem Wojciecha Czuchnowskiego i Pawła Wrońskiego napisała, że dzień wcześniej do MSZ weszli agenci CBA. Informator „GW” z MSZ przekazał, że przesłuchane zostało kierownictwo departamentu konsularnego i dyrektora generalnego MSZ. Wtedy Piotr Wawrzyk został odwołany.
6 września natomiast „Wyborcza” dodała: „Z nieoficjalnych informacji wyłania się jednak obraz afery korupcyjnej, która umożliwiła napływ do Europy dziesiątków tysięcy imigrantów za pośrednictwem międzynarodowych firm rekruterskich. To one, wedle informacji »Wyborczej«, stały za projektem rozporządzenia ministra Wawrzyka. Jak się zdaje, ani premier Mateusz Morawiecki, ani prezes Jarosław Kaczyński nie mieli pojęcia o skali napływu migrantów do Polski za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej. W 2022 r. było ich około 200 tys., z czego przeszło 130 tys. pochodziło z krajów muzułmańskich”.
14 września Andrzej Stankiewicz w Onecie ujawnił kulisy tej afery, które były szokujące, ale i dość humorystyczne jednocześnie. Stankiewicz w tekście „Wawrzyk, Bollywood i specsłużby USA. Ujawniamy kulisy afery wizowej” pisał: „Wiceminister MSZ Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list PiS, bo pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych. Znamy szczegóły jednego z najbardziej efektownych przerzutów nielegalnych imigrantów z Indii. To nie jest żart: ściągani przez ekipę Wawrzyka Hindusi udawali ekipy filmowe z Bollywood. Za przerzucenie do Ameryki każdy płacił 25-40 tys. dol.”. I potem: „Jeden z »aktorów« nie jest w stanie pokazać w sieci żadnego fragmentu swojego filmu, choreograf nie umie tańczyć, a specjalistka od make-upu nie pracuje w branży filmowej”.
Jak podawał potem TVN 24, „Prokuratura Krajowa wraz z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym prowadzą śledztwo dotyczące nieprawidłowości przy składaniu wniosków o wydanie kilkuset wiz w ciągu półtora roku, o czym prokuratura poinformowała w wydanym 8 września komunikacie. Przekazała też, że zatwierdzona została mniej niż połowa tych wniosków. Badane nieprawidłowości – według Prokuratury Krajowej – dotyczą polskich placówek dyplomatycznych w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Filipinach i Katarze”.
***
Nie wiadomo, czy komisje śledcze będą chciały przesłuchiwać dziennikarzy. Jednak bywało już w historii polskiego Sejmu, że ludzie mediów stawiali się przed podobnymi gremiami. Tak było m.in. w aferze Rywina czy aferze Amber Gold. Nawet sam Wojciech Czuchnowski ma takie doświadczenia – np. w komisji ds. nacisków na służby sprzed 12 lat.
Według ustawy o sejmowej komisji śledczej „Każda osoba wezwana przez komisję ma obowiązek stawić się w wyznaczonym terminie i złożyć zeznania” oraz „Jeżeli osoba wezwana nie może stawić się na wezwanie z powodu choroby, kalectwa lub innej niedającej się pokonać przeszkody, komisja może ją przesłuchać w miejscu jej pobytu”.