Prawicowi żurnaliści chcą bronić „pluralizmu mediów”

"W TVP dominuje myślenie życzeniowe, to samobójstwo dla dziennikarstwa"

Michał Karnowski, Michał Adamczyk, Ewa Stankiewicz

Grupa prorządowych pracowników mediów publicznych wystosowała list otwarty podpisany jako „głos środowiska dziennikarskiego w obliczu zapowiadanych czystek”. W ślad za apelem Telewizja Polska uruchomiła infolinię oraz specjalną skrzynkę mailową dla widzów, gdzie mogą przekazywać jej swoje poparcie. Publiczny nadawca stwierdził, że to akcja „w obronie pluralizmu mediów”. – Nie ulega wątpliwości, że dziennikarze i publicyści mediów rządowych są do wymiany. Ostatnia deska ratunku to próbować odwrócić wiatr. To bardzo naiwne i świadczy o tym, że dominuje u nich myślenie życzeniowe czy oparte na wierze w świat symboliczny w opozycji do rzeczywistości, co w przypadku dziennikarstwa jest samobójstwem – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Maciej Mrozowski, medioznawca.

– Grozi się zemstą dziennikarzom pracującym w mediach ogólnopolskich i regionalnych. Tworzone są listy proskrypcyjne dziennikarzy, których ma dotknąć faktyczny zakaz uprawiania zawodu. Taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy w Polsce od 1989 roku i przypomina praktyki żywcem wyjęte ze stanu wojennego – napisano w liście otwartym. – To będzie prawdziwy reżim. Dlatego apelujemy do wszystkich Polaków o zdecydowany opór wobec tego planu zniszczenia pluralizmu w mediach publicznych i prywatnych – czytamy. Zaznaczono, że system medialny w Polsce „już raz próbowano domknąć” – „miało to miejsce po katastrofie smoleńskiej, gdy z mediów publicznych zwolniono konserwatywnych dziennikarzy”.

Listę podpisów pod listem otwiera Michał Adamczyk, dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i prezenter „Wiadomości”. Od połowy września przebywa na urlopie, na który udał się po tekście Onetu opisującym jego sprawę sądową sprzed 20 lat, gdzie był oskarżony był o przemoc wobec byłej partnerki. List otwarty podpisali także m.in. członkini zarządu Polska Press Dorota Kania, szef TVP Info i zastępca dyrektora TAI Samuel Pereira, prezeska Polskiego Radia Agnieszka Kamińska, prezes PAP Wojciech Surmacz, Jacek i Michał Karnowscy z tygodnika “Sieci”, wiceszef TAI Maciej Tulicki oraz grono prawicowych dziennikarzy: Bronisław Wildstein, Ewa Stankiewicz, Marek Pyza, Marzena Nykiel, Grzegorz Górny, Piotr Gursztyn czy Jerzy Jachowicz.

W ślad za tym apelem Telewizja Polska uruchomiła infolinię oraz specjalną skrzynkę mailową dla widzów, gdzie mogą przekazywać jej swoje poparcie. Publiczny nadawca stwierdza, że to akcja „w obronie pluralizmu mediów”. “To odpowiedź na coraz częstsze ataki na dziennikarzy i zapowiedzi polityków opozycji dotyczące likwidacji telewizji publicznej” – zapowiedziała telewizja. W materiale na ten temat zacytowano także oświadczenie członków Rady Mediów Narodowych. „Będziemy bronić mediów publicznych i ich pracowników przed zapowiadanymi przez opozycję działaniami łamiącymi prawo. Winni łamania prawa prędzej czy później poniosą surowe konsekwencje swoich czynów” – piszą członkowie RMN.

“Dziennikarze TVP chcą się uwiarygodnić przy pomocy widzów”

Zapytaliśmy medioznawców, co chcą przez to osiągnąć dziennikarze mediów wspierających partię rządzącą.

– Chcą mieć argumenty do obrony, bo wszyscy wiemy, jak w ostatnich miesiącach – zwłaszcza kampanijnych – działała publiczna telewizja w sferze informacyjno-komentatorskiej. Było to działanie manipulacyjne i propagandowe. Teraz, chcą mieć argumenty na własną obronę, że wcale nie uprawiali propagandy, tylko są rzetelną telewizją, prawdziwym, wiarygodnym medium. Chcą się uwiarygodnić przy pomocy widzów. Wiadomo, że w masie widzów, znajdzie się jakieś kilkadziesiąt, może kilkaset osób, które będą chciały zadzwonić i wyrazić swój sprzeciw albo wsparcie. – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Jak dodaje, chodzi o sprzeciw wobec działań opozycji, która jeszcze nawet nie doszła do władzy i tygodnie miną, zanim ukonstytuuje się nowy rząd.

– To działanie antycypacyjne, wyprzedzające i wspierające. Spodziewają się, pewnie słusznie, że ktoś będzie chciał zrobić porządek z tym, co się przez ostatnie lata działo w telewizji publicznej i chcą mieć argumenty, a najprościej jest zaangażować w to swoich najwierniejszych widzów, którzy bezkrytycznie przyjmują na wiarę to, co w tej telewizji jest emitowane, zasiać wśród nich niepokój, że zniknie ich ulubiony redaktor, Danuta Holecka czy Edyta Lewandowska, a pojawi się ktoś, kto będzie sprzyjał znienawidzonemu przez nich Tuskowi. Chcą mieć argumenty, żeby dalej snuć swoją narrację. To mi przypomina działania mediaworkera Michała Rachonia, który przychodził z całym zespołem i kamerą, żeby robić zamieszanie wokół konferencji Donalda Tuska, a później na antenie swojego programu mówił, jaki to Tusk jest zły i niedobry, jak nie dopuszcza dziennikarzy do głosu – dodaje medioznawca.

Czy dziennikarze TVP liczą na presję społeczeństwa, podobnie jak było w grudniu 2021 roku, kiedy po uchwaleniu przez Sejm nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nazywanej lex TVN, w wielu miastach Polski odbyły się protesty widzów?

– Widzę w tym mocny poziom zakłamania i hipokryzji, ale trudno mi wyrokować, na ile to będzie motywujące dla widowni TVP. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, żeby udało się zwołać ogromną manifestację. Być może uzbierają się gdzieś kilkudziesięcioosobowe grupki, ale nie wydaje mi się, żeby to mogło przybrać formę kilkutysięcznej manifestacji, tym bardziej, ze nawet wśród widzów TVP Info połowa od dawna nie wierzy w ten przekaz – podkreśla prof. Szynol.

“Naiwnie próbują odwrócić wiatr”

Zdaniem medioznawcy prof. Maciej Mrozowskiego, dziennikarzami TVP kieruje strach.

– Docierają do nich informacje, że mają być zlikwidowani, media trzeba gruntownie zmienić, stworzyć od nowa, wymienić ogromną część personelu dziennikarskiego TVP Info, bo redakcje rozrywki czy sportu tyle nie nabroiły. Nie ulega wątpliwości, że dziennikarze i publicyści są do wymiany. Ostatnia deska ratunku to próbować odwrócić wiatr. To bardzo naiwne i świadczy o tym, że w TVP dominuje myślenie życzeniowe czy oparte na wierze w świat symboliczny, w opozycji do rzeczywistości, co w przypadku dziennikarstwa jest samobójstwem. Dziennikarz musi trzeźwo patrzeć na rzeczywistość, a ci ludzie tak się uwikłali i zakłamali, że wierzą w skuteczność własnej propagandy. Propaganda na ogół nie patrzy w przeszłość, lecz w przyszłość i w sposób dosyć uparty drąży skałę czy wali w nią głową, w nadziei, że w końcu ją rozwali i ten mur pęknie. Co jest alternatywną? Powiedzenie: “tak, łamaliśmy standardy”. Ostatnio Marcin Wolski powiedział to, po czym uciekł szybko, bo bał się, że go zlinczują. Ale jest człowiekiem inteligentnym i wiedział, że sprzedał się za wiadro pieniędzy – podkreśla kierownik Katedry Komunikowania i Mediów na Uniwersytecie SWPS.

W połowie października w Klubie Ronina wystąpił Marcin Wolski, jeden z prowadzących program „W tyle wizji” TVP Info. – Stworzyliśmy – przepraszam, mówię to jako współwinny – propagandę na gorszym poziomie niż lata siedemdziesiąte – powiedział. Dodał, że “naród został upokorzony”, a „propaganda lała się przez ostatnie miesiące”.

– Mamy trzy postawy – pierwsza jest ekspiacyjna, jak zachował się Wolski. Druga to ci, którzy będą uciekać do innych mediów, bo wiedzą, że im szybciej to zrobią, tym lepsze miejsca zajmą. Będą szukać swojego miejsca na statku, który nie jest jeszcze przeładowany, czyli w mediach prawicowych, chociaż one też będą tonąć z powodu ograniczonych wpływów z reklam. Liczba lukratywnych stanowisk dziennikarskich i menedżerskich będzie tam topniała, o ile nie jest już zamknięta. Jest też grupa, która wie, że się wysługiwała albo za bardzo się zużyła, bo ich twarze były zbyt często eksploatowane w kontekście łgarstwa i bezczelnej propagandy. Ci ludzie próbują stosować praktykę, którą nazywam “lamentem liberalnym” – “my bronimy wolnych mediów”. To zakłamywanie rzeczywistości nic nie da – uważa prof. Mrozowski.

Jak dodaje, to “strach przed przyszłością”. – Strach ma wielkie oczy, więc widzą wielkie zagrożenia. Ci lepsi znajdą prace w PR, zostaną rzecznikami, ale będą klepać biedę, bo zarobki zmaleją. A część osób może się okazać tak cynicznych, że zostaną mimo zmiany władzy. To warsztatowcy, którym jak powiedzą “róbcie materiały na Kaczyńskiego”, to będą robić, bo takie same robili na Tuska i potrafią i będą robili. W czasie gwałtownych przemian systemowych ludzie włączają kilka mechanizmów adaptacyjnych – ucieczka na bok, ucieczka do przodu (to ci, którzy teraz już uciekają) oraz zwarcie szeregów – uważa medioznawca.