Kowalczyk: Fałszywy alarm propagandystów

Wyrzucenie ich to nie zemsta, a normalność

"Wyrzucenie z TVP i Polskiego Radia propagandystów, a potem zatrudnienie tam dziennikarzy, nie będzie żadną zemstą, tylko zaprowadzeniem normalności" – pisze Mariusz Kowalczyk

Udający dziennikarzy propagandyści wkrótce mogą stracić pracę, dlatego kłamią i manipulują, żeby zbudować front obrońców ich stanowisk i pieniędzy – pisze Mariusz Kowalczyk z „Presserwisu”.

Najpierw: zaniepokoiłem się. Tytuł w serwisie Wpolityce.pl brzmiał poważnie: „Ostrzegamy Polaków – wolność słowa jest zagrożona jak nigdy wcześniej! Ważny głos środowiska dziennikarskiego w obliczu zapowiadanych czystek”.

Czołowi propagandyści w obronie mediów

Potem: przeraziłem. Przecież „siły polityczne czujące się zwycięzcami wyborów, już dziś potężne medialnie, dominujące we wszystkich obszarach, zamierzają całkowicie zlikwidować wolność słowa i pluralizm w Polsce. Zapewne po to, by w ciszy i ciemności bezkarnie niszczyć państwo i okradać Polaków, jak to już bywało w przeszłości”.

Następnie: wzruszyłem nieco. Bo oto okazuje się, że: „Grozi się zemstą dziennikarzom pracującym w mediach ogólnopolskich i regionalnych. Tworzone są listy proskrypcyjne dziennikarzy, których ma dotknąć faktyczny zakaz uprawiania zawodu”.

A na koniec: uśmiałem się do łez. To wtedy, gdy zobaczyłem, że pod tym listem otwartym do Polaków w obronie wolności słowa, mediów i dziennikarstwa podpisali się czołowi propagandyści, którzy przez ostatnie lata sprzeniewierzali się podstawowym zasadom obowiązującym w profesjonalnym dziennikarstwie.

Alarm ogłaszają teraz ci, którzy bez najmniejszego wstydu, a czasami nawet z dumą od 2015 roku wysługiwali się rządzącym. Gdy władza próbowała niszczyć niezależne media, ci zatroskani dziś o wolność słowa „dziennikarze”, z przerażającym dość zapałem ją w tym wspierali.

Wśród sygnatariuszy jest na przykład Mariusz Pilis, który w 2016 roku jako dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej rozpoczął w TVP czystkę, jakiej instytucja ta – wiele razy przecież rozszarpywana przez polityków – wcześniej nie widziała.

Podpisy pod listem „do Polaków”

Jest i Dorota Kania, która po przejęciu przez państwowy Orlen mediów Polska Press Grupy zapewniała, że wydawnictwo to zostało odebrane złym Niemcom, żeby mogło rozkwitnąć w polskich rękach. Uzdrawianie mediów regionalnych Kania rozpoczęła od wymiany redaktorów naczelnych na takich, którzy wiernie służyli partii władzy. I nawet jeśli nie trafiła dobrze z kadrami za pierwszym razem (np. w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Katowicach), to ostatecznie dopięła swego – dziś wszyscy to sprawdzeni towarzysze. Kania kończy – miejmy nadzieję – swoją misję w Polska Press jako cenzorka, pod kierownictwem której gazety regionalne odmawiały konkurentom PiS drukowania płatnych ogłoszeń wyborczych, a z serwisów internetowych znikały nawet krótkie teksty, jeżeli nie podobały się politykom władzy.

Pod listem otwartym do Polaków nie mogli się nie podpisać bracia Jacek i Michał Karnowscy, którzy współpracując z senatorem PiS Grzegorzem Biereckim – byłym szefem Krajowej SKOK – uczynili z tygodnika „Sieci” i serwisu Wpolityce.pl tuby propagandowe partii (hojnie dofinansowywane państwowymi pieniędzmi). „Bracia niezłomni”, jak zaczęto ich ironicznie nazywać, na przemian występują w propagandowych programach TVP, zawsze broniąc i wychwalając PiS.

Listu „do Polaków” nie wstydził się podpisać też Samuel Periera. To za jego czasów manipulowano w TVP zdjęciami z misji medycznej nielubianych przez władze lekarzy rezydentów, żeby wyglądało na to, że wypoczywają na wakacjach w egzotycznych krajach.

Swój podpis złożył nawet Miłosz Manasterski, zawsze gotowy do wygłoszenia peanu na cześć rządu Zjednoczonej Prawicy w TVP Info lub „Wiadomościach” i którego inne przejawy działalności dziennikarskiej znaleźć niełatwo.

Zaprowadzenie normalności

Żaden sygnatariusz listu nie protestował, gdy PiS próbowało niszczyć niezależne media. Przeciwnie, pomagali władzy. Niezależne media nazywali polskojęzycznymi i niemieckimi. Oskarżali je o realizowanie w Polsce interesów obcych rządów. Dziennikarzy pracujących w tych mediach przedstawiali jak zdrajców ojczyzny. Piali z zachwytu, gdy PiS próbował przeprowadzić „repolonizację mediów”, czyli wywłaszczyć z nich zagranicznych inwestorów. Gdy to się nie udało, wspierali pomysł nałożenia na media dodatkowych podatków. To oni kibicowali też próbie zniszczenia największej prywatnej telewizji, gdy PiS przegłosowało lex TVN.

Teraz martwią się o niezależność mediów. Biją w dzwony na trwogę, bo podobno łamana będzie wolność słowa, „by w ciszy i ciemności bezkarnie niszczyć państwo i okradać Polaków”.

Kłamią więc i manipulują. Robią to, co propagandyści potrafią najlepiej.

Wyrzucenie z TVP i Polskiego Radia propagandystów, a potem zatrudnienie tam dziennikarzy, nie będzie żadną zemstą, tylko zaprowadzeniem normalności. Partyjni działacze powinni odnaleźć się co najwyżej w partyjnych mediach. Te mają pełne prawo istnieć i gdyby jakakolwiek władza próbowała zakazać Karnowskim prowadzenia swoich mediów, będę protestować razem z nimi.

Tylko niech trzymają się daleko od publicznych pieniędzy. Publiczne pieniądze mogą wspierać media, a nie propagandę.