Prezydent Duda nie zdaje sobie sprawy lub udaje, że nie widzi tego, co stało się z mediami publicznymi przez ostatnie osiem, a przede wszystkim ostatnie cztery lata. Tu nie chodzi o „prawo życia”, porozdawanie kilkudziesięciu ciepłych posadek, medialne wsparcie władzy. Tu chodzi o kampanie nienawiści – pisze Marek Twaróg z „Presserwisu”.
„Władze zawsze wykorzystują potencjał, który mają do dyspozycji, po to żeby się wspomóc. Tak jest, zawsze tak było i prawdopodobnie dalej tak będzie. Takie są po prostu prawa życia, tak było również w czasach, kiedy ja prowadziłem swoje kampanie jako przedstawiciel opozycji w Polsce” – stwierdził lekko Andrzej Duda w niedawnej rozmowie z Marcinem Wroną w TVN 24.
Zabawy wariata
Duda rozgrzeszył tym samym wszystkie podłości partyjnych funkcjonariuszy powsadzanych na stołki w rządowych mediach. Rozgrzeszył je, dając do zrozumienia, że zasadniczo nie widzi żadnego problemu z mediami publicznymi, że zawsze tak było i być musi.
Owszem, zawłaszczanie mediów publicznych to wieloletnia praktyka – przychodzili nowi prezesi, nowi dyrektorzy, nowi reporterzy w programach informacyjnych i patologię tę przyklepaliśmy jako nową, świecką tradycję kulawej polskiej demokracji. To zawłaszczanie jednak to tylko podglebie, na którym wyrasta prawdziwa choroba. Raz pielęgnuje się jej rozwój, innym razem poprzestaje na wymianie stołków.
Duda nie zdaje sobie sprawy lub udaje, że nie widzi tego, co stało się z mediami publicznymi przez ostatnie osiem, a przede wszystkim ostatnie cztery lata. Tu już nie chodzi o „prawo życia”, porozdawanie kilkudziesięciu ciepłych posadek, medialne wsparcie władzy, która daje pensje, życzliwość w stosunku do ministrów czy posłów. Tu chodzi o kampanie nienawiści, zabawy wariata, który wymyśla tezy kolejnych materiałów w „Wiadomościach”, jakby czytał twitterowych hejterów. Tu chodzi o materiały, których nie można sklasyfikować jako życzliwe czy nieżyczliwe dla władzy, tylko jako haniebne i prymitywne wobec wszystkich, którzy mają czelność nie zgadzać się z prawdami wodza. Hejt wobec sędziów, lekarzy, samorządowców, migrantów, Adamowicza, teraz Tuska, to nie są „prawa życia”, to jest szambo, z którego media publiczne prawdopodobnie nigdy się nie wygrzebią.
Dziś jest nienawiść
Pamiętam, jak pisowscy ideolodzy pomstowali kiedyś na propagandę TVP za czasów PO, pamiętam nawet, jak pół Polski wyzywało na telewizję czasów SLD, albo jak znikali z TVP ze względów politycznych ważni dziennikarze (Kozak, Wyszyńska, Kolenda-Zaleska).
Wróciłem sobie jednak do niektórych tekstów u braci Karnowskich – żeby potwierdzić, czy pamiętam dobrze. Jeden z materiałów z 2014 roku na ich portalu, w którym grzmieli o „żenujących” Wiadomościach, mówi o felietoniku, który „w zupełności nadawałby się na straszący opozycją spot wyborczy Platformy Obywatelskiej”. Dalej analiza, że tytuł materiału „Egzorcyzmy pod pałacem” jest nietaktowny, choć Justyna Dobrosz-Oracz faktycznie opisywała egzorcyzmy, jakie w rocznicę smoleńską zaproponował ks. Stanisław Małkowski, „aby różne złe duchy opuściły naszą ojczyznę i różne takie budynki w tym jeden niedaleko, Pałac Namiestnikowski”.
To się wtedy nie podobało. Ale to nie była nienawiść. Dziś jest nienawiść, a pisowskie spoty – należy zauważyć dla porządku – wprost puszczane są w „Wiadomościach”, co wszyscy widzieli, a co spisał w analizie prof. Tadeusz Kowalski z KRRiT.
Albo „analiza” materiału Karoliny Lewickiej z „Wiadomości” z 2015 roku (jeszcze przed przejęciem TVP przez PiS), gdzie zdaniem autorów Wpolityce.pl „materiał był prezentowany na podkładzie muzycznym sygnalizującym niepokój, zło, coś niedobrego”, do tego w głosie Lewickiej „słychać grozę”, wypowiada się Petru, Flis, Rychard, Cichocki, Konarski i Kierwiński oraz „pojawia się teza numer 3 – Kaczyński dzieli Polaków”. To się wtedy nie podobało. Zauważmy tylko, jakich dziś mamy „ekspertów” wypowiadających się w TVP, dodajmy do tego diabelskie rogi Tuska i już widzimy, dokąd dziś dobrnęliśmy z TVP.
Telewizja Polska doprowadzona do krawędzi
Ale weźmy też teksty prawdziwych dziennikarzy. Oto Wojciech Szacki, wtedy w „Polityce”, dziś w Polityce Insight, w maju 2014 wyraził swoje ubolewanie nad platformerskimi „Wiadomościami”: „Jeśli komuś zgubiła się ostatnio ciężarówka z wazeliną, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że z resztką ładunku stoi w okolicach siedziby TVP przy placu Powstańców”. I dalej: „Nawet Bogusław Sonik nie umiałby chyba tak promować Bogusława Sonika, jak zrobił to red. Feder. Spot, wypowiedź, fragment spotu, jeszcze jedna wypowiedź. Dla porządku dodam, że Sonik to walczący o reelekcję europoseł Platformy” – kpił Szacki. A potem: „Ale, jak mawiają, koniec wieńczy dzieło, a ostatnie słowo należało do prowadzącej »Wiadomości« Beaty Tadli. Do siedzącej obok Elżbiety Bieńkowskiej zwróciła się: »superministra, chociaż nie wiem, czy pani lubi to określenie«”.
Takie wtedy mieliśmy problemy z mediami publicznymi. Dziś nie chodzi już o wazelinę wobec rządzących – Danuta Holecka, patrząca maślanymi oczami na Kaczyńskiego prawdopodobnie przebiła Beatę Tadlę – dziś chodzi o „für Deutschland” powtarzane dziesiątki razy przy Tusku, Adriana Boreckiego biegającego między ludźmi, by sprowokować ich wściekłość i zmanipulować przekaz, blokowanie informacji (jak przy aferze wizowej), jawne bzdury na paskach („Rosnące zarobki Polaków irytują Niemców” albo „PiS ma program. Opozycja ma drgawki” czy z ostatniej soboty „Czy Tusk planuje zamach stanu”).
Kurski i Matyszkowicz doprowadzili TVP do krawędzi. Propagandę wyprowadzili na poziom mistrzowski, powrotu już nie ma. To dla prezydenta Dudy jest „prawo życia”, nic takiego w sumie. Na głowę państwa, która tak bardzo nie rozumie demokracji, nie ma co liczyć w procesie uzdrawiania mediów publicznych.