Początek czerwca 2023 roku. Serwis Poufna Rozmowa opublikował kolejną serię maili, które wyciekły z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka. Wynika z nich, że w lutym 2019 roku Mateusz Morawiecki poprosił kilku dziennikarzy o radę, czy jechać na szczyt Grupy Wyszehradzkiej do Izraela.
Premier polskiego rządu znalazł się w trudnej sytuacji. W styczniu 2018 roku do ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej parlament wprowadził nowe przestępstwo, które przewidywało karę grzywny lub karę pozbawienia wolności do trzech lat dla każdego – także cudzoziemca spoza Polski – kto publicznie i wbrew faktom przypisuje „Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu” odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez Trzecią Rzeszę. Jednocześnie taką samą karę nowelizacja wprowadziła za „rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”.
Publiczna debata nad nowelizacją ustawy o IPN wywołała burzę na polskiej i międzynarodowej scenie politycznej.
Co zrozumiałe emocje dawały o sobie znać również po stronie izraelskiej. Sytuację zaognił ówczesny p.o. szef izraelskiego MSZ Israel Katz, który powiedział, że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”. Premier Izraela Beniamin Netanjahu podczas wizyty w Warszawie w lutym 2019 roku zaś stwierdził, że polski naród współpracował z nazistowskim reżimem zmierzającym do wymordowania Żydów.
DWORSKI CZY TYLKO WYROZUMIAŁY
„Jest prośba od Mateusza, abyśmy porozmawiali z kilkoma dziennikarzami celem zebrania ich opinii nt. wyjazdu PMM do IL w ramach V4 […]. Chodzi o opinię i ocenę bilansu potencjalnych zysków i strat każdego z rozwiązań” – miał napisać 17 lutego 2019 roku Michał Dworczyk do Mariusza Chłopika, nieformalnego doradcy Mateusza Morawieckiego w sprawach komunikacji. Na liście dziennikarzy doradców znaleźli się autorzy otwarcie sprzyjający obozowi Zjednoczonej Prawicy: Paweł Lisicki, Jacek Karnowski, Wojciech Wybranowski, Katarzyna Gójska i Piotr Gociek. Byli tam również dziennikarze „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko i Michał Szułdrzyński. Z dalszej części korespondencji dowiadujemy się, że z wypowiedzi Szułdrzyńskiego najpewniej nic nie wyszło. Natomiast Kolanko miał zaproponować: „Lepiej zarobić strzała od opozycji wew, jak nie pojedziecie, to przykryje to cały tydzień. Jechać i tam głośno protestować”. Premier jednak do Izraela nie pojechał, a sam szczyt został odwołany.
– Doradzanie premierowi ramię w ramię z takimi propagandystami obozu władzy jak Jacek Karnowski czy Paweł Lisicki całkowicie dyskredytuje Michała Kolankę – ocenia prof. Wiesław Władyka, wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, komentator „Polityki”. – To mocno oburzające, bo mamy do czynienia z dziennikarzem gazety, która jest postrzegana jako obiektywna i niezależna od obozu rządzącego – dodaje.
Konrad Piasecki, prowadzący m.in. programy „Kawa na ławę” i „Rozmowa Piaseckiego” na antenie TVN 24, jest ostrożniejszy w ocenach. – Dyskredytujące sądy można formułować o dziennikarzu, który swoim rozmówcom pozwala wygłaszać zdania niezgodne z rzeczywistością, na przykład przejść obojętnie wobec twierdzeń, że bezrobocie wynosi jeden procent, choć de facto sięga pięciu. Problem Michała Kolanki tkwi w czymś innym: w swoich tekstach i wywiadach pozwala rozmówcom na swobodne wygłaszanie opinii, wobec których dziennikarz nie powinien przechodzić obojętnie. Ja nie pozostawiłbym bez pytań spin doktorów Andrzeja Dudy, którzy w walce politycznej sięgali po karty anty-LGBT. Przede wszystkim z powodów moralnych, bo żadnej mniejszości nie można traktować instrumentalnie ani jej dyskryminować. Michał Kolanko jest tak przejęty ujawnianiem technologii i kulis polityki, że tego aspektu stara się w ogóle nie dostrzegać – stwierdza Piasecki.
– Michał Kolanko to dziennikarz dworski. Ujawnienie faktu jego doradztwa wcale mnie nie zaskoczyło – mówi Jan Piński, redaktor naczelny portalu Wieści24.pl, wydawca kilku magazynów, m.in. „Historia bez Cenzury”, „Historie na Weekend”.
Piński zauważa, że Kolanko wywodzi się z redakcji portalu 300polityka.pl, który w jego ocenie jest przykładem medium zależnego od polityków obozu rządzącego i spółek skarbu państwa.
– Michał Kolanko ukształtował się w tym środowisku i postawy nie zmienił: wobec ludzi władzy lokuje się w roli usługodawcy. To przede wszystkim PR-owiec obecnego obozu władzy – stwierdza Piński.
PODOBNO DORADZAJĄ WSZYSCY
Michał Kolanko pytany o maile ujawnione przez Poufną Rozmowę odmawia odpowiedzi.
Dlatego sięgam do oświadczenia, pod którym podpisali się redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota oraz grono redakcyjne i zarząd wydawcy „Rzeczpospolitej”: „(…) Po wnikliwym przejrzeniu całości korespondencji i wysłuchaniu relacji redaktora Michała Kolanki o jego roli w tej sprawie, na podstawie znanych nam materiałów nie podzielamy opinii, jakoby Michał Kolanko »doradzał« premierowi. Materiał odwołuje się – wedle naszej najlepszej wiedzy – do swobodnej relacji urzędnika, a nie do realnego zapisu rzekomej wypowiedzi dziennikarza. Redaktor Michał Kolanko jako dziennikarz zajmujący się raportowaniem sceny politycznej rutynowo kontaktuje się z politykami większości partii. Nie możemy wykluczyć, że przy okazji tych kontaktów, jak wielu innych dziennikarzy, mógł być przez urzędnika »sondowany«. Nie oznacza to jednak – w świetle znanych nam faktów – że doszło w tym wypadku do »doradztwa«, a tym samym do naruszenia zasad etyki dziennikarskiej” – zaznaczono.
Po publikacji tekstu ujawniającego maile z Poufnej Rozmowy Michał Kolanko został zawieszony w swoich obowiązkach na dwa tygodnie.
Bogusław Chrabota zapewnia, że przed wydaniem oficjalnego stanowiska sprawę formułowanych wobec Kolanki zarzutów rzetelnie zbadał. – Jako jego przełożony skorzystałem z przysługującego mi prawa i przejrzałem potencjalnie odnoszącą się do tego korespondencję mailową. Sprawdziliśmy też SMS-y. Nie znalazłem w nich niczego, co świadczyłoby o wyjściu poza rolę reportera politycznego. Dziennikarze od lat doradzali politykom, niektórzy nawet łączyli te funkcje. Przypomnę, że Adam Michnik był posłem na Sejm – mówi Chrabota. – Albo przykład z ostatnich dni: Jacek Żakowski wskazał Lewicy, że posłem na Sejm może być Paweł Kasprzak [nieformalny lider ruchu Obywatele RP – przyp. red.], i Lewica z tej rady skorzystała. Robienie afery z tego, że współpracownik premiera relacjonuje rzekomą krótką radę Michała Kolanki dla premiera, w kontekście panujących w naszym kraju zwyczajów to Himalaje hipokryzji – dodaje Chrabota.
WYSOKIE EGO DZIENNIKARZY
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski, mówi „Press”: – Dziennikarze mają bardzo wysokie ego. Gdy politycy proszą o radę, większość z nas chętnie jej udziela. To nas dowartościowuje, choć mam wrażenie, że politycy wcale nie potrzebują od nas rad. Ale proszą o nie, aby zyskać sympatię i przychylność – stwierdza.
W jego ocenie problemem nie było udzielenie rady premierowi przez Michała Kolankę, lecz towarzyszące temu wydarzenia.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” pochwalił się bowiem uzyskaną od doradcy premiera Morawieckiego wiedzą przed szeroko pojętą publicznością. 17 lutego 2019 roku ukazał się na stronach Polskiego Radia 24 materiał, w którym Kolanko komentował: „Były bardzo poważne rozmowy w gronie doradców premiera Morawieckiego, dotyczące tego, co robić. Wydaje się, że kontekst decyzji jest wewnątrzkrajowy. Rząd i PiS obawiają się oskarżeń o to, że po tym, co wydarzyło się w Warszawie, po słowach premiera Netanjahu – które zostały zdementowane, ale jednak padły – wyjazd na szczyt będzie odebrany przez najtwardszy elektorat jako słabość. A to, jak się wydaje, jest ważne dla premiera i PiS, by takiej słabości nie okazywać”.
Następnego dnia ukazał się w „Rzeczpospolitej” wywiad z Mateuszem Morawieckim przeprowadzony przez Michała Kolankę. Premier mówił o niedoszłym szczycie Grupy Wyszehradzkiej.
– Nam premier Morawiecki na pewno nie udzieliłby wywiadu – mówi Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. – Na podstawie posiadanych informacji nie mogę ocenić, czy doradzając premierowi i zyskując od niego ekskluzywny wywiad, Michał Kolanko istotnie naruszył zasady rzetelnego dziennikarstwa – dodaje.
Jednak zastępca naczelnego „Wyborczej” zauważa, że politycy obozu rządzącego dziennikarzom od niego niezależnym odmawiają nawet udzielenia informacji.
– Także w sytuacjach, gdy jest to ich obowiązek na mocy ustawy o dostępie do informacji publicznej. Natomiast reakcją na uzasadnioną krytykę jest zasypywanie nas metodą SLAPP, która w założeniu ma nas przestraszyć lub zniechęcić do podejmowania trudnych dla władzy tematów. W tym kontekście trudno zgodzić się za stanowiskiem „Rzeczpospolitej”, że nic się nie stało – stwierdza Roman Imielski.
***
To tylko fragment tekstu Jana Fusieckiego. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.