Natalia boli lud. Krzysztof Stanowski zburzył mit, którego nie było

– Było to po prostu nakręcenie sobie popularności. Taki jest cel zdecydowanej większości, jeśli nie wszystkich, działań Stanowskiego – stwierdza Łukasz Warzecha, dziennikarz „Do Rzeczy”

Kto potrzebował tego śledztwa? Natalia Janoszek i Krzysztof Stanowski to główni bohaterowie sezonu ogórkowego 2023. Z raportu „Skandal wokół Natalii Janoszek”, przygotowanego przez PSMM Monitoring & More, dowiadujemy się, że od maja do końca lipca w mediach pojawiło się aż 108 tys. publikacji poświęconych celebrytce. Dały one obojgu bohaterom zamieszania rozgłos nie tylko w mediach plotkarskich.

Jak wskazuje Katarzyna Popławska, kierownik marketingu i PR PSMM Monitoring & More, tematem zainteresowały się poważne, wysokozasięgowe media. – Dyskusja wokół Natalii Janoszek stała się punktem wyjścia nie tylko do rozważań na temat kontrowersyjnych sposobów budowania kariery przez niektórych celebrytów, ale w dużej mierze również do rozmów o bezrefleksyjnym konsumowaniu treści przez odbiorców, stanie polskich mediów i standardach dziennikarskich – wyjaśnia Popławska.

RYS CHRONOLOGICZNY

12 maja br. odbył się finałowy odcinek 18. edycji telewizyjnego show „Twoja twarz brzmi znajomo”. Natalia Janoszek, występująca w roli gwiazdy, zajęła w nim czwarte miejsce. 11 dni później na Kanale Sportowym opublikowany został pierwszy materiał na jej temat „Jak zmyślić karierę i trafić na szczyt? Natalia Janoszek vs TVN Polsat i TVP”. W trwającym blisko 45 minut odcinku Krzysztof Stanowski punktuje celebrytkę, wskazując jego zdaniem podkoloryzowane informacje w jej życiorysie. W swoim wystąpieniu wspomina m.in. Caroline Derpienski, która „zaczęła opowiadać ludziom, że jest milionerką z USA”, i Adama Pabisia, „rzekomego doktora”, jako osoby, które także błędnie przedstawiały swoje dokonania. „Najlepiej poprowadzony kit w historii polskich mediów” – tak Stanowski skomentował karierę Janoszek i skrupulatnie demaskował informacje na jej temat.

W odpowiedzi na publikację 6 czerwca na instagramowym profilu Natalii Janoszek pojawiło się oświadczenie, że dziennikarz naruszył jej dobra osobiste, przedstawiając nieprawdziwe informacje, oraz że złożyła w tej sprawie pozew. Efektem jej działań było wydane 13 czerwca przez Sąd Okręgowy w Warszawie postanowienie o udzieleniu zabezpieczenia w postaci zakazu obejmującego Krzysztofa Stanowskiego i Kanał Sportowy sp. z o.o. publikowania materiałów na jej temat we wskazanym przez sąd zakresie. Mimo sądowego zakazu Stanowski pojechał do Indii, co relacjonował w mediach społecznościowych, i nakręcił drugi, tym razem o wiele dłuższy, bo trwający aż dwie godziny i 44 minuty, materiał. Drugi odcinek noszący tytuł „Bollywoodzkie zero: Natalia Janoszek. The end” pojawił się w internecie 28 lipca. Na początku widoczna jest obszerna informacja o tym, czym jest mitomania i jakie są jej objawy. Następnie Stanowski wyjaśnił motywy powstania produkcji. „Jestem zmuszony stanąć w prawdzie. Jestem zmuszony nagrać ten materiał i ponieść tego później konsekwencje” – słyszymy. Po czym zaapelował do Natalii Janoszek, by nie oglądała tego nagrania, mimo że przez większą jego część zwracał się właśnie do niej. Z kolei jej bliskim zalecił, by „objęli ją opieką”.

W materiale został wykorzystany fragment utworu Edyty Bartosiewicz „Skłamałam”. Piosenkarka szybko zareagowała. W internetowym wpisie z 31 lipca napisała, że piosenka została wykorzystana bez jej zgody, za co domagała się: przeprosin, usunięcia fragmentów oraz pieniężnego zasilenia wskazanego przez nią celu charytatywnego. „Nie chcę, by w jakikolwiek sposób przyczyniały się do nagonki na kogoś, kto być może ma jakieś poważne zaburzenia osobowościowe” – wyjaśniła. Krzysztof Stanowski mimo zapewnień, że miał prawo do skorzystania z dorobku Bartosiewicz, poinformował, że niektóre fragmenty zostały wyciszone. Zdaniem prawników sytuacja nie jest taka jasna. Wszelkie wątpliwości rozwiał ZAIKS, publikując następujące oświadczenie: „Czy w swoim materiale na YouTubie można wykorzystać fragment utworu bez formalnego pozwolenia jego twórcy? Otóż z różnych powodów twórca może sobie takiego wykorzystania nie życzyć, jego zgoda jest więc konieczna i gwarantują mu to autorskie prawa osobiste, które mają charakter niezbywalny i zawsze przysługują twórcy utworu”.

Do 25 sierpnia br. produkcja Stanowskiego była wyświetlona 7,1 mln razy.

PRAWDZIWE DZIENNIKARSTWO CZY MARKETING?

W komentarzach pod odcinkami pojawiły się pochwały za dobrze przeprowadzone śledztwo, widzowie doceniali warsztat Krzysztofa Stanowskiego, pisali, że powinien stać się to obowiązkowy materiał na studiach dziennikarskich.

Jednak prawicowy publicysta Łukasz Warzecha nie podziela tych opinii. Jak podkreśla, materiałów o Natalii Janoszek nie widział i nie zamierza oglądać, ale jego zdaniem są lepsze wzory dziennikarskiej rzetelności w Polsce niż Krzysztof Stanowski. – Uważam, że ani zamiarem Krzysztofa Stanowskiego, ani skutkiem jego działania nie jest naprawianie dziennikarstwa czy zwrócenie uwagi na jakieś systemowe problemy. Było to po prostu nakręcenie sobie popularności. Taki jest cel zdecydowanej większości, jeśli nie wszystkich, działań Stanowskiego – stwierdza Warzecha, dziennikarz „Do Rzeczy”.

Zwraca też uwagę na „umiejętny sposób wybierania tematu”. – Jest stuprocentowo bezpieczny. Nie dotyka żadnej istotnej sprawy ani osoby, bo prawdę mówiąc, o pani Janoszek usłyszałem pierwszy raz dopiero przy okazji tej sprawy. Nie miałem pojęcia, że ktoś taki w ogóle istnieje. Natomiast obserwując czasem działania Krzysztofa Stanowskiego, również te, w których ja się przewijałem, mogę powiedzieć, że jeżeli miałby przykładać wagę do researchu i właściwego relacjonowania faktów, to jego materiały musiałyby wyglądać zupełnie inaczej. Na przykład odnosząc się swego czasu w programie prowadzonym wspólnie z Robertem Mazurkiem do moich spostrzeżeń dotyczących ukraińskich uchodźców w Polsce, Stanowski w ogóle nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, o co naprawdę chodziło, i powielał zmanipulowaną, kłamliwą wersję moich uwag. Stanowski sam jest przykładem tego, co krytykuje w tym filmie, czyli niesprawdzania faktów, robienia wszystkiego po łebkach dla efektu. To jego znak firmowy – podsumowuje Łukasz Warzecha.

Z kolei Janusz Schwertner, do niedawna dziennikarz Onetu, współautor publikacji na temat wspomnianego już Adama Pabisia, chwali śledztwo Krzysztofa Stanowskiego, ale jego wątpliwości budzi liczba publikacji. – To było porządne śledztwo, które wykazało, że mamy do czynienia z mistyfikacją. Natomiast gdyby to ode mnie zależało, to całość odkrycia tej mistyfikacji zawarłbym wyłącznie w jednym solidnym materiale. Jestem zwolennikiem tego, żeby dziennikarskie śledztwa, w których demaskujemy kogoś, były przeprowadzane jak najporządniej i jak najrzetelniej. Żeby posprawdzać wszystkie fakty i ujawnić opinii publicznej mistyfikację czy kłamstwo, ale równocześnie jestem za tym, żebyśmy my – dziennikarze pamiętali, że osoba, o której piszemy, jest człowiekiem. Że dla niej to jest koszmarny okres, gdy taki tekst się ukaże i cała Polska się dowie, że ktoś został złapany na gorącym uczynku – stwierdza Janusz Schwertner.

Dlatego jego zdaniem nie warto robić kolejnych materiałów na ten sam temat, nawet jeśli ma się pewność, że będą oglądane przez miliony widzów i przyniosą autorowi sławę. – Oczywiście czasami jest to konieczne, choćby gdy ujawniamy skomplikowane, rozwijające się afery polityczne. Natomiast uważam, że bardziej niż o popularność trzeba postarać się wczuć w tę drugą osobę, która popełniła jakiś cholerny błąd w życiu, ale mimo to zasługuje na choćby minimalną empatię z naszej strony i na elementarny szacunek – dodaje były dziennikarz.

***

To tylko fragment tekstu Natalii Ryńskiej. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.