Kiedyś ogłoszenie o pracy wyglądało tak: „Redaktorowi z doświadczeniem dam pracę” i numer telefonu albo skrytki pocztowej – i zgłaszał się redaktor. Dziś takie ogłoszenie musi zawierać wiele elementów. A i tak odpowiadają na nie często ludzie, którym kiedyś pani w szkole powiedziała, że dobrze piszą.
Dobrze skonstruowane ogłoszenie o pracy dla dziennikarza, redaktora, wydawcy, pracownika reklamy czy działu PR dowolnego szczebla to ogłoszenie kierowane do specjalisty. Wiele redakcji i firm narzeka jednak, że mimo atrakcyjnie napisanego ogłoszenia ich skrzynki mailowe pełne są zgłoszeń zupełnych amatorów lub tych, którzy doczytali je do drugiej linijki i uważają, że „może się uda”. Gdzie robimy błąd? W zbyt ogólnikowym formułowaniu ofert, w nieadekwatnym oznaczaniu stanowisk, w wypisywaniu oczywistości lub sformułowań podpatrzonych w innych, równie kiepsko napisanych ogłoszeniach.
ANONIMY
Co powinno się znaleźć w ogłoszeniu o pracy? Według wszelkich poradników oznaczenie pracodawcy. Ale czy zawsze? „Duża firma działająca w branży medialnej poszukuje kandydatów na stanowisko dziennikarza serwisów internetowych…” – ogłoszenia składa się przez pośredniczącą w rekrutacji agencję. Dobrze, jeżeli w takim anonsie pojawi się profil wydawcy – zakres jego działania lub tematyka. Ale specjaliści branży human resources nie skreślają takich ogłoszeń. Powodem zatrudnienia przez pośrednika może być chęć ukrycia swoich planów rozwojowych przed konkurencją lub fakt, że stanowisko, na które prowadzone są poszukiwania, jest w tym czasie zajmowane przez inną osobę, z którą firma zamierza się rozstać.
Oczywiście można też nieco podkoloryzować swoją pozycję. Tak jak pewna agencja z południa Polski, oferująca swoim klientom płatne (czyli reklamowe) teksty w ogólnopolskich dziennikach i jednym z magazynów gospodarczych. Agencja chwali się, że „wspiera innowatorów w promocji ich badań naukowych, innowacji społecznych oraz technologicznych wpływających na inteligentny rozwój”. Wspiera, ale nie za darmo. Do pracy poszukuje „specjalisty ds. PR/dziennikarza” – czyli jednej osoby pełniącej dwie wykluczające się funkcje. Zakres obowiązków? Między innymi wyszukiwanie i pozyskiwanie partnerów komercyjnych do wydań oraz realizacja planów sprzedażowych i celów biznesowych wydawcy. To typowe zadania handlowca, nie dziennikarza. Widać to zresztą po oczekiwaniach: „doświadczenia w dziennikarstwie, public relations lub przy organizacji eventów gospodarczych” są zaledwie mile widziane. Podobnie jak „minimum podstawowa znajomość tematyki dotyczącej badań naukowych i innowacji”. A to wszystko za „stabilne zatrudnienie na podstawie umowy o pracę plus atrakcyjny system premiowy uzależniony od wyników”, czyli od 4750 zł miesięcznie brutto.
Lepsze warunki proponuje „tytuł prasowy o zasięgu regionalnym”, który za niezłą stawkę – 8178 –8200 zł miesięcznie brutto (ciekawe, jak ustalono takie widełki), ale za to na umowę o dzieło, chce zatrudnić dziennikarzy prasowych do pracy w Nysie. I choć w ogłoszeniu zastrzega, że wymaga doświadczenia w pracy na podobnym stanowisku, obiecuje też szansę zdobycia cennego doświadczenia zawodowego.
TO JA SIĘ CHWALĘ
Ale są i pracodawcy, którzy po prostu lubią się chwalić swoim stanem posiadania. Tak jak Telewizja Puls, której autoprezentacja w ogłoszeniu to 1000 znaków, z wymienianiem oferty, tytułów seriali, eventów i wszystkich nagród, które otrzymała. Ale może w tym szaleństwie jest metoda. TV Puls poszukuje producenta autopromocji social media.
Nieco krócej przedstawia się „prężna organizacja branżowa”, która poszukuje wsparcia do zespołu komunikacji i projektów. Kto przebrnie przez początek, dowie się, że ta organizacja to Polska Izba Przemysłu Chemicznego. Samo wsparcie to stanowisko specjalisty do spraw komunikacji. Przy czym znajomość chemii nie jest tu warunkiem koniecznym, jednak pracodawca oczekuje otwartości na dalszą naukę.
Specjalistyczny dziennikarz zajmujący się tematyką techniki rolniczej, który chciałby dołączyć do redakcji „Farmera”, będzie musiał najpierw przebrnąć przez obszerny opis Polskiego Towarzystwa Wspierania Przedsiębiorczości, jego profilu działania, w dużej części związanego z inną działalnością niż wydawnicza, a w zupełnie niewielkim z rolnictwem, zanim dowie się, że PTWP oferuje „możliwość rozwoju”, „atrakcyjne warunki zatrudnienia” czy „ciekawą pracę w dynamicznym zespole”.
Sebastian Matyniak, specjalista HR i organizator Międzynarodowego Kongresu HR, wskazuje: – Dynamiczny zespół może oznaczać po prostu zespół przeciążony zadaniami, bez wyraźnie wyznaczonych ich zakresów. Taka organizacja pracy często powoduje konflikty. Obietnica pracy w „dynamicznym zespole” często pojawia się w ofertach pracy w mediach, bez względu na ich wielkość.
Choć wydawałoby się, że pracodawcy sami wiedzą, kogo szukają, często mylą nazwy zawodów i ich kompetencje. Poznań: „Agencja marketingowa poszukuje pracownika do działu public relations na stanowisko: dziennikarza, redaktora”, od którego oczekuje „umiejętności pisania i redagowania tekstów prasowych o tematyce specjalistycznej” oraz „tworzenia treści na potrzeby marketingu internetowego – mediów społecznościowych”, czyli copywritingu.
Podobnie nieustalony bliżej pracodawca z Warszawy szuka specjalisty ds. marketingu i dziennikarza w jednej osobie. Treść ogłoszenia wyjaśnia wszystko: „Poszukujemy osoby bardzo kreatywnej do tworzenia reklam. Praca będzie polegała na tworzeniu reklam, artykułów do prasy, reklam internetowych”. Czyli znów copywriting, a dodatkowo kompetencje graficzne i „zdolności w Google Ads, Facebook Ads itd.”.
Są też oferty skierowane faktycznie do copywriterów. I tu wymagania pracodawcy mogą zaskoczyć po lekturze poprzednich ogłoszeń. Agencja Peppermint wie, kogo szuka, i pisze do niego profesjonalnym językiem. Jej nowy pracownik będzie odpowiedzialny za „opracowywanie koncepcji kreatywnych kampanii reklamowych na rynki polskie i zagraniczne, tworzenie haseł, nazw, claimów, scenariuszy, treści na potrzeby WWW, mailingów i innych materiałów marketingowych, tworzenie i prezentowanie koncepcji przetargowych dla obecnych i nowych klientów agencji”. Widać to też po wymaganiach: „minimum pięć lat doświadczenia w pracy na podobnym stanowisku w agencji reklamowej poparte przez portfolio”.
Ujmujące, choć w zupełnie innym stylu ogłoszenie o pracy dla copywritera dał Społeczny Instytut Wydawniczy Znak. „Szukamy kreatywnej osoby, która będzie pisać dla nas tak ZNAKomite teksty, że po ich publikacji ChatGPT zawiesi działalność, a czytelnicy będą szturmować księgarnie” czy „Weźmy taki przykład: co robisz, gdy Lego wypuści figurkę Wisławy Szymborskiej?” i „Zapraszamy do rekrutacji ludzi z gatunku »czytaczy pospolitych«, którzy pochłaniają literaturę i w niektórych odmianach wąchają książki”. O samym kandydacie: „Znasz tajniki copywritingu i storytellingu, wyłapujesz błędy niczym Eberhard Mock przestępców, a pod poduszką trzymasz »słownik bookstagrama« […] Potrafisz reagować szybko i wiesz, że najlepsze RTM-y da się zaplanować”.
***
To tylko fragment tekstu Ryszarda Parki. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.