Słowo „symetryzm” zrobiło błyskotliwą karierę w mediach społecznościowych. Internauci bez wahań przylepiają łatkę symetrysty dziennikarzom, którzy krytykują opozycję bądź zapraszają do swoich programów zbyt wielu polityków PiS. Na czym polega symetryzm w dziennikarstwie? Zapytaliśmy o to medioznawców i dziennikarzy uważanych za symetrystów oraz tych, którzy krytykują taką postawę w mediach. Jedni twierdzą, że symetryzm jest zagrożeniem dla demokracji, inni uważają, że to absurdalny wymysł.
Spór o symetryzm wybuchł ostatnio ze zdwojoną siłą po tym, jak organizatorzy Campusu Polska Przyszłości Rafała Trzaskowskiego wykluczyli Grzegorza Sroczyńskiego z panelu o symetrystach.
Panel dyskusyjny symetrystów miał się odbyć z udziałem Dominiki Sitnickiej z Oko.Press, Grzegorza Sroczyńskiego (RMF FM i Gazeta.pl) i Jana Wróbla z TOK FM. Debatę o symetrystach (czyli komentatorach i dziennikarzach szukających symetrii w działaniach PiS i PO) miał poprowadzić Marcin Meller. Dziennikarz poinformował jednak, że panel został odwołany. – W największym skrócie: zadzwonili do mnie organizatorzy Campusu z pytaniem, czy mogę poprowadzić panel bez Grzegorza Sroczyńskiego. Odpowiedziałem, że nie ma takiej możliwości – napisał Marcin Meller na Facebooku.
Własne oświadczenie w sprawie wydali organizatorzy Campus Polska Przyszłości. – Niestety, w ostatnich dniach otrzymaliśmy wiele sygnałów od uczestników i gości Campusu, którzy wyrażali swoje niezadowolenie oraz dyskomfortu związane z wypowiedziami publicznymi jednego z wcześniej zaproszonych przez nas panelistów. Uznaliśmy, iż w poczuciu odpowiedzialności nasza reakcja i próba rozmowy na temat składu konkretnego wydarzenia jest potrzebna. Jesteśmy otwarci na różnorodność poglądów, jednak nie możemy tolerować agresji czy ataków personalnych. Rozumiemy, że zapewnienie neutralnego miejsca do rozmów nie jest łatwym zadaniem, zwłaszcza w obecnych czasach – czytamy w oświadczeniu.
Kilka dni wcześniej w audycji „Świat się chwieje” w TOK FM Grzegorz Sroczyński nazwał nieformalną grupę internetowych sympatyków PO #SilniRazem „wściekłymi kundelkami”. Wtórował mu Marcin Meller, nazywając zwolenników Platformy Obywatelskiej ratlerkami i porównując ich do Klubów Gazety Polskiej.
– Młodzi wiedzą, że to wszystko ściema, skaczą z jednej platformy na drugą i traktują to wszystko z większym dystansem niż starsza publiczność. Im [Platformie Obywatelskiej – red.] się wydaje, że to środowisko [#SilniRazem – red.] coś im robi, a nic im nie robi poza kwasami wewnętrznymi i tropieniem symetrystów. Hodujesz sobie takiego wściekłego kundelka, bo to nie jest pies, który może kogoś ugryźć, i on swoich kąsa – mówił Sroczyński.
Ostatecznie, panel symetrystów odbędzie się, ale na Campusie. Zorganizują go online wspólnie redakcje portali Gazeta.pl i OKO.press w niedzielę 27 sierpnia o godz. 10.00.
Na czym polega symetryzm?
Czym jest symetryzm? Według definicji Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego, to „postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników”. –
Symetryzm to pewna postawa publiczna, polityczna w Polsce, którą aktywnie demonstrują również niektórzy dziennikarze. Symetryzm dotyczy głównie ostatnich ośmiu lat. Chociaż występował też wcześniej, nasilił się po 2015 roku. Nie bez przyczyny pojęcie „symetrystów” wprowadziliśmy z Mariuszem Janickim w 2016 roku w artykule „Symetryści i poputczycy”, który ukazał się w „Polityce” – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Wiesław Władyka, historyk prasy, wykładowca Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW oraz współautor książki „Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy”, która ukaże się 6 września.
W artykule o symetrystach jej autorzy napisali: „Jest ich wielu. Są wyznawcami symetrii, według której nie ma większej różnicy między PiS a innymi partiami. Jeśli już, to taka, że PiS próbuje wreszcie coś zrobić. A zagrożenie demokracji to zawracanie głowy. PiS uwielbia symetrystów”.
„Polityczny symetryzm, jaki się w Polsce teraz masowo objawia, zasadza się na następującym myśleniu: PiS nie robi specjalnie niczego innego, niż robiła Platforma, obie partie są siebie warte. Bo PO też majstrowała przy wyborach sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, też ma na swoim koncie różne afery i kompromitacje, także psuła państwo i uprawiała trywialne partyjniactwo. Zawłaszczała, przejmowała i wstawiała swoich ludzi do spółek Skarbu Państwa. Tak jak PiS. Charakterystyczne, że takie zrównanie w błędach i przywarach zawsze jakoś wychodzi na niekorzyść dawnej władzy, bo Platforma dla symetrystów jest już na zawsze nie do przyjęcia, a PiS wciąż ma kredyt” – czytamy w artykule Władyki i Janickiego.
– Symetryści, zgodnie z nazwą, uważają, że polityka idea i praktyka, którą uprawia PiS, mieści się w demokracji. Ich zdaniem, zdarzają się tej władzy jakieś nadużycia, jakieś „aszibki”, ale w dalszym ciągu jest to system demokratyczny i tak, jak PiS, trzeba oceniać wszystkie inne partie, ponieważ wszystkie mieszczą się w demokracji. Nie można więc mówić, że PiS jest szczególnym bytem politycznym, który zagraża demokracji. Po naszym artykule pojawiły się hasła: „Nie straszcie PiS-em” czy „PiS i PO to jedno zło” – dodaje prof. Władyka.
Pokusa symetryzmu
– Symetryzm to próba godzenia rozmaitych racji, która nie zawsze się sprawdza, a obecnie jest o tyle ważna, że jesteśmy w momencie, kiedy trzeba jasno opowiedzieć się za wyższą wartością. W tym przypadku, gdy mówimy o polityce i mediach, wyższa wartością jest demokracja, o którą należy dbać, mimo że jest niedoskonałym systemem, ale konia z rzędem temu, kto wymyśli lepszy. Ten „lepszy” system to zazwyczaj autorytaryzm lub dyktatura. Symetryzm dziennikarski musi się kończyć tam, gdzie zaczynamy niebezpiecznie kuglować z demokracją. Demokracja jest najważniejszym parasolem dla nas wszystkich. To ją musimy wzmacniać, naprawiać, korygować, doskonalić i nie poddawać się w tym. Rozumiem pokusę wyrażania własnych poglądów, ale racja wyższa – czyli demokracja – zwiększa szanse na ocalenie pokojowego współżycia ludzi, przyjazności, tolerancji, unikania agresji – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zdaniem medioznawcy, symetrystów cechuje m.in. „niezdecydowanie, ostrożność, próby godzenia i racji i szukania obiektywizmu oraz dążenie do zgodności z samym sobą”.
– Symetryzm może się nie podobać tym, którzy rozumieją, że gra toczy się o coś więcej. Wrogowie demokracji też nie lubią symetryzmu, bo śni im się dyktatura i autorytaryzm albo anarchia. Symetryzm na poziomie dyskusji teoretycznej, pracy dziennikarskiej na poziomie niezwiązanym z zasadniczymi decyzjami dotyczącymi polityki i społeczeństwa, może funkcjonować w niektórych oczach jako pewien rodzaj równowagi, próba zachowania bezstronności. Gdy jednak chodzi o sprawy poważne, jedynym rodzajem symetryzmu jest wierność wolności mediów, wolności człowieka i szacunku do drugiego człowieka. Ci, którzy w sytuacjach wymagających zdecydowanych postaw, nie zachowują tego rodzaju postawy, zapominają o co chodzi w uprawianiu dziennikarstwa. Uprawianie dziennikarstwa zawsze jest uczciwe, gdy dziennikarz odwołuje się do szeroko rozumianych wartości demokratycznych. Ten parasol demokracji jeszcze istnieje, bo są wolne media, ale bardzo łatwo je zniszczyć, bo toczy się teraz walka o ich wolność. Na Węgrzech została właściwie przegrana. W Światowym Indeksie Wolności Prasy 2023 Polska znalazła się na 57. miejscu. To piąte najgorsze miejsce w Unii Europejskiej – dodaje prof. Dąbała.
Zdaniem Wojciecha Czuchnowskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej”, symetryzm jest zjawiskiem specyficznie polskim.
– Polega m.in. na tym, że część dziennikarzy nie dostrzega tego, że partie o zapędach dyktatorskich, takie jak PiS, uderzając w podstawy systemu demokratycznego, uderzają też w wolność słowa i dążą do tego, żeby zrobić z demokracji to, co Marek Borowski kiedyś nazwał demokraturą. Nie należy więc takich partii traktować jako normalnych uczestników życia politycznego, tylko jako zagrożenie dla demokracji. Inną cechą symetrystów jest to, że lubią być zawsze przeciw i prowokować. Jeśli coś jest złe i to jest oczywiste, oni mówią, że może trzeba to jednak poprzeć i starają się na tym wypłynąć. Typowo symetrystyczne jest też twierdzenie, że co prawda „Wiadomości” TVP są propagandowe, ale tak samo jest z” Faktami” TVN. Każdy, kto ogląda oba serwisy widzi, że „Fakty’ są robione według profesjonalnych zasad, a „Wiadomości” to wyłącznie propaganda – mówi dziennikarz.
Zdaniem Czuchnowskiego, niedopuszczalne jest zrównywanie PiS z PO, ponieważ „nadużycia ze strony PiS na każdym poziomie wielokrotnie przerastają nadużycia nie tylko PO, ale wszystkim ekip, które rządziły w Polsce po 1989 roku”.
Poczet polskich dziennikarzy symetrystów
Użytkownicy Twittera, zapytani w maju br., jakich dziennikarzy uważają za symetrystów, wymieniali: Grzegorza Sroczyńskiego (RMF FM i Gazeta.pl), Marcina Mellera (Eska Rock), Dominikę Wielowieyską („Gazeta Wyborcza” i TOK FM), Dominikę Długosz („Newsweek”), Esterę Flieger („Dziennik Gazeta Prawna”), Michała Kolanko i Jacka Nizinkiewicza („Rzeczpospolita”), Roberta Mazurka (RMF FM), Rafała Wosia (Salon24.pl), Konrada Piaseckiego (TVN24) oraz Jana Wróbla (TOK FM).
– Za symetrystów uznałbym tych, którzy się przyznają do tego, a więc Grzegorza Sroczyńskiego, Marcina Mellera, Jana Wróbla czy Rafała Wosia. W książce unikamy nazwisk, nie chcemy ich stygmatyzować, raczej piszemy o zjawiskach, poglądach, ale cechą nożyc jest to, że jak uderzy się w stół, to one się same odzywają. To nie jest tak, że symetryści zostali złośliwie naznaczeni, ponieważ sami się za symetrystów uważają i są z tego dumni. Sroczyński prowadzi audycję „Sabat symetrystów” w TOK FM, mówi o sobie „ja, symetrysta”. Oni się czują obrażeni, że ich nazwaliśmy symetrystami, chociaż przyznają się, że są symetrystami – podkreśla prof. Wiesław Władyka.
– Sroczyński jest bardzo aktywnym symetrystą. On bardziej nienawidzi III RP i Donalda Tuska, który stał się jej symbolem, niż pozwala sobie na niechęć do PiS. Nienawidzi za niedostrzeżenie interesów młodych pokoleń, wykluczenia, umowy śmieciowe, ale nie dostrzega, że to był szczęśliwy okres w życiu narodu – weszliśmy do Unii Europejskiej, przystąpiliśmy do NATO – dodaje publicysta „Polityki”.
– Symetrystów nie trzeba szukać, znajdują się sami. Widzowie, słuchacze i czytelnicy mają coraz większą świadomość, kto w swej publicystyce realizuje umowne hasła „Nie straszcie PiS-em”, „PiS i PO to jedno zło” czy „Poczekajmy na efekty” (choć efekty bez trudno można było przewidzieć zanim nastąpiły). Jednocześnie symetryści tak bardzo rozepchali się w swym symetryzmie, że aż stali się asymetrystami i bardziej ich oburza słowo „dupiarz” użyte przez Rafała Trzaskowskiego, niż wyrzucenie Donalda Tuska ze wspólnoty narodowej przez Jarosława Kaczyńskiego. Symetryści mają oczy szeroko zamknięte i także po tym można ich zidentyfikować – przekonuje Przemysław Szubartowicz.
Symetryści o symetryzmie
Dziennikarze uważani za symetrystów, niechętnie o tym rozmawiają. – Mam już dosyć tej dyskusji i ciągłego wałkowania symetryzmu – powiedział nam Grzegorz Sroczyński. Z kolei Dominika Wielowieyska stwierdziła, że „nie mam już nic do powiedzenia, wszystko już napisała” i odesłała nas do swojego artykułu z kwietnia tego roku.
„Niejednokrotnie w mediach społecznościowych dostaję mocno po głowie od zwolenników PO za „symetryzm”. Jeśli symetryzm ma oznaczać, że identycznie źle oceniam i PiS, i PO czy całą opozycję demokratyczną, to na pewno symetrystką nie jestem. Lista patologii obecnej władzy jest bardzo długa i piszemy o tym codziennie. Inne wolne media też demaskują i nagłaśniają nieustannie złodziejstwo, nieudolność, szkodzenie Polsce, bezwstydny nepotyzm i dojenie państwa. Natomiast skrajnie negatywna ocena rządów PiS nie oznacza, że dziennikarze – w tym i ja – mają być sługami partii opozycyjnych i zachwycać się wszystkimi ich propozycjami czy decyzjami. Prawdziwi dziennikarze nie mogą się stać kimś w rodzaju medialnych funkcjonariuszy PiS. Tymczasem najbardziej radykalny elektorat PO domaga się, by ich partia nie podlegała żadnej krytyce czy opisowi innemu niż strzelisty akt zachwytu, bo złem jest PiS i na tym trzeba się koncentrować” – napisała dziennikarka w „Gazecie Wyborczej”.
Wielowieyska dodała, że „fundamentalnie nie zgadza się z Grzegorzem Sroczyńskim, ale broni prawa jego oraz każdego dziennikarza do krytyki polityków opozycji”.
– Na początku pojęcie symetryzmu funkcjonowało w debacie internetowej i określało postawę przejawiającą się w dystansie wobec radykalizmów po obu stronach polskiego sporu politycznego. Symetrysta to nie był ktoś, kto znajduje się poza sporem i nie ma żadnych poglądów, lecz ktoś, kto nie wyklucza potrzeby rozmowy nawet z inaczej myślącymi od siebie. Potem ten termin został przejęty przez przedstawicieli radykalizmu strony liberalnej i użyty przez nich do walki z inaczej myślącymi w swoich własnych szeregach, czyli w mediach liberalnych. Teraz symetryzm funkcjonuje jako sposób walki wydanej przez starszyznę plemienną mediów liberalnych młodszym kolegom i koleżankom redaktorom we własnych tytułach prasowych, a więc działa wyłączniew liberalnej banieczce – mówi nam Rafał Woś, dziennikarz portalu Salon24.pl.
Publicysta przyznaje, że kiedy pracował w mediach liberalnych był określany jako symetrysta. – Od pewnego momentu, kiedy musiałem z tych mediów odejść, już nie jestem tak nazywany, jedynie obserwuję to, co się dzieje wokół kolegów symetrystów – dodaje.
– Symetryzm to abusurdalny wymysł ludzi, którzy nie mają pojęcia, na czym polega dziennikarstwo. Zdaniem osób rzucających symetryzmem na prawo i lewo, symetrystą jest każda osoba, która widzi błędy i wypaczenia w każdej partii, a nie tylko w PiS. Żaden dziennikarz nazywany symetrystą przez bojówkarzy spod znaku Silnych Razem, nie dokonuje porównań w stylu „PiS ukradło 700 bimbalionów, wprowadziło swoich ludzi do spółek i próbowało zrobić przekręt na wyborach, ale za to Platforma jadła ośmiorniczki”. Takie porównanie byłoby głupie i bez związku z rzeczywistością. Nie można natomiast będąc dziennikarzem dać się uwieść jednej, przeważnie jedynie słusznej, partii. Nie ma polityków świętych i nie ma mężów opatrznościowych. Jeśli ktoś tego nie wie, to nie jest wyborcą, a członkiem sekty. Rolą dziennikarza jest widzieć błędy, afery, przekręty i niedoskonałości u każdej partii, zwłaszcza tej, która dzierży władzę albo po władzę idzie – uważa Dominika Długosz, dziennikarka polityczna „Newsweeka”.
– W gruncie rzeczy cała ta dyskusja sprowadza się do jednego – każda partia, każda zamknięta grupa najbardziej radykalnych wyborców chce mieć swoje TVP w takim kształcie jak obecne, tylko „nasze”. Chce mieć telewizję, radio, prasę, które będą „naszej” partii wystawiały codziennie laurkę i zachwycały się tym, jak przewodniczący, prezes, król kichnął oraz jak pięknie kroczył i cudownie przemawiał. Nie zgadzam na pracę w takiej instytucji i w takich warunkach. Symetrystka to nie jest najgorsze co usłyszałam o sobie ani od Silnych Razem ani od trolli spod znaku PiS. Naprawdę nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, co myślą o mnie partyjni hoolsi. Ja po prostu jestem taka stara i widziałam w polityce tyle rzeczy, że wiem, że jeśli tylko dziennikarz pozwala sobie na „zakochanie się” w polityku, to przestaje być dziennikarzem, a my wszyscy przestajemy być czwartą władzą. Zostaliśmy powołani do patrzenia władzy na ręce. Oczywiście, bardziej władzy niż opozycji, bo po prostu od decyzji partii rządzącej znacznie więcej zależy. Robię to w moich tekstach w „Newsweeku” co tydzień. A jeśli ktoś uważa, że nie powinnam jednocześnie wiedzieć błędów, jakie popełnia opozycja i zapomnieć o wszystkim, co było przed 2015 rokiem, to mam bardzo złą wiadomość – jestem pamiętliwa i uparta, i jeśli w październiku wygra dzisiejsza opozycja, to tak samo jak dzisiaj o PiS, będę pisać o łamaniu prawa, przekrętach i wpadkach – podkreśla dziennikarka.
Wpływ symetrystów jest przeceniany?
Czy symetryzm może zagrozić demokracji?
– To co w naszym grajdołku zdobyło nazwę symetryzmu, to jest po prostu dziennikarstwo. Jeśli uznamy, że dziennikarstwo jest zagrożeniem dla demokracji, to owszem, symetryzm także – ironizuje Dominika Długosz. Rafał Woś uważa, że „tak stawiają sprawę radykałowie strony liberalnej”. – Przy pomocy takiego ustawienia dyskusji eliminują wszystkich, którzy funkcjonują w ramach ich liberalnej banki, ale patrzą na sprawy trochę inaczej niż oni, tzn. nie są aż tak radykalni, nie wykluczają potrzeby rozmowy z drugą stroną, otwarcia na inne argumenty. To przekonanie jakoby symetryzm był zagrożeniem dla demokracji jest de facto przejawem antydemokratyczego sposobu myślenia radykałów liberalnych – mówi publicysta.
Z kolei Wojciech Czuchnowski uważa, że wpływ symetrystów na opinię publiczną i demokrację jest przeceniany. – Gdyby takie poglądy, zrównujące z PiS inne ekipy rządzące po 1989 roku, przeniosły się na opinię publiczną, byłoby to niebezpieczne, bo jest to oczywista nieprawda – podkreśla dziennikarz. Jego zdaniem, organizatorzy Campusu popełnili błąd wyrzucając Grzegorza Sroczyńskiego z debaty. – On powinien się tam pojawić wraz z resztą ekipy i przejść przez próbę publiczności, która by pokazała, czy ich chce czy nie chce – podkreśla Czuchnowski.
Innego zdania jest Przemysław Szubartowicz. – Symetryzm jest niebezpieczny dla demokracji, ponieważ legitymizuje populizm i autokrację poprzez ignorowanie antydemokratycznej struktury rządów PiS. Obojętność społeczna jest córką symetryzmu, który normalizując aktualną politykę, kasuje krytycyzm. Przekonanie symetrystów, że dyktatura jest tylko wtedy, gdy opozycję zamyka się do więzień, a ludzi pałuje za poglądy, oznacza tylko tyle, że nie rozumieją, iż autokraci nowego typu niszczą przede wszystkim symboliczne reguły i niepisaną umowę społeczną, czyli dewastują fundamenty państwa. W tej materii polecam symetrystom lekturę Timothy’ego Snydera – mówi publicysta.
– Kiedy nie ma zagrożeń dla demokracji, można sobie pozwalać na symetryzowanie. Symetryzm może być jednak niebezpieczny, ponieważ jeżeli będziemy się go trzymać, możemy pomóc zniszczyć demokrację. I może to się odbyć przy całkowitym poczuciu uczciwości przez symetrystów – uważa prof. Jacek Dąbała.
Prof. Wiesław Władyka również uważa, że symetryzm może być groźny dla demokracji. – Symetryści pomagają zwyciężyć autokracji, osłabiają front walki z nią. To nie jest tylko wymysł taktyczny polityków, którzy chcą polaryzacji, bo przewagę zdobywają dwa główne konfrontujące się stronnictwa. To jest prawdziwa konfrontacja demokracji i autokracji. Ktoś, kto mówi, że tego podziału nie ma, albo jedna i druga strona są siebie warte, macha ręką, że to walka o koryto – pomaga autorytaryzmowi – podsumowuje historyk prasy i publicysta „Polityki”.