– Jestem bardzo zbudowany odkryciem w Polsacie świetnych ludzi. Mam w swoim zespole znakomite postaci, których mi brakowało w poprzedniej pracy. Nie wiedziałem, że one są na tak wysokim poziomie. Trzeba było im to uświadomić – mówi w rozmowie Wirtualnemedia.pl Edward Miszczak, dyrektor programowy i wiceprezes Polsatu. W rozmowie opowiada o jesiennej ramówce Polsatu, dalszych planach i zmianach na rynku.
Miszczak gabinet w siedzibie Polsatu przy ul. Ostrobramskiej zajął w połowie stycznia br. Odpowiada za ofertę programową grupy. Do czerwca ub.r. pracował w TVN Warner Bros. Discovery, gdzie przez 25 lat był dyrektorem programowym TVN, zasiadał też w zarządzie firmy.
– Jestem już po takim okresie emocjonalnym, teraz przyszła bardziej profesjonalna perspektywa zawodowa. Nie odszedłem do Polsatu, bo musiałem. Nie mam dzisiaj żadnych myśli nieżyczliwych dla konkurencji. Zawsze trzeba ją szanować, dlatego że tylko wtedy rynek jest zdrowy – mówi Miszczak.
Jesienna ramówka stacji będzie pierwszą przygotowaną przez Edwarda Miszczaka. – W ramówce mamy cztery nowości. To bardzo przyzwoita liczba jak na nowy sezon telewizyjny, oferta jest bardzo dobra. To pierwsza ramówka z której będzie pan mógł mnie rozliczyć – podkreśla Edward Miszczak.
W ofercie pojawią się trzy programy reality-show „Temptation Island Polska”, „The Real Housewives Żony Warszawy” i „Doda. Dream Show”. – „Temptation Island” to najtrudniejszy format. Nigdy stacje telewizyjne w Polsce się na to nie zdecydowały. Program obszedł pół świata, osiągał ogromne sukcesy, jest ciąg dalszy. My próbujemy pierwszy raz. Gdy format powstał, nagrywało się go standardowo jak „Big Brothera” przy pierwszej edycji. Teraz jest streaming, technologie się zmieniły się, nie jest to już łatwa produkcja – mówi Miszczak.
Wyzwaniem dla stacji jest też „The Real Housewives Żony Warszawy”. – Większość tych pań na co dzień obcuje z wielkim bogactwem, ale też z prawnikami i niespecjalnie przepadają za telewizją. Telewizja to jest upublicznienie, a duże pieniądze wolą ciszę. W związku z tym nie był to program łatwy w produkcji. Wydaje mi się jednak, że nam się udało – mówi Miszczak.
W jesiennej ramówce Polsatu będą trzy seriale, w tym jedna nowość. – Jesienią będziemy mieć w ramówce świetnych „Teściów” z bardzo dobrą obsadą i dowcipnymi dialogami. Emitujemy też „Pierwszą miłość” oraz „Przyjaciółki”. Uważam, że standardem na tym etapie rozwoju rynku są trzy seriale w ramówce. Po więcej widzowie mogą zajrzeć do Polsat Box Go – mówi Miszczak. W serwisie zaplanowano w tym roku jeszcze pięć premier seriali (łącznie z sierpniową, którą są „Swaci 2”).
Nową prowadzącą będzie miał “Nasz nowy dom”, w którym Katarzynę Dowbor zastąpiła Elżbieta Romanowska. – W tym programie najważniejszą i bezcenną cechą jest empatia, a Romanowska ją posiada. Widziałem już dwa odcinki i myślę, że nie tylko ja będę oglądał ten program z radością – mówi dyrektor programowy Polsatu.
Z Edwardem Miszczakiem rozmawialiśmy o tym jak praca w Polsacie różni się od pracy w TVN, o jesiennej ramówce stacji, o planach na 2024 r., o zmianach na rynku i streamingu.
Patryk Pallus: Od ponad pół roku zamiast w gabinecie przy ul. Wiertniczej, urzęduje Pan w gabinecie przy ul. Ostrobramskiej. Czym różni się praca w Polsacie od tej w TVN?
Edward Miszczak: To jest dosyć spora różnica. W TVN byłem od pierwszego dnia istnienia tej TV, a tu przyszedłem do zbudowanej już stacji. Tam o każdym człowieku wiedziałem wszystko, bo większość tych ludzi znałem, albo ich przyjmowałem do stacji lub zachęcałem do bardziej intensywnej pracy. Miałem relacje bezpośrednie. W Polsacie organizujemy spotkania, podczas których wymieniamy uwagi na temat konkurencji. Oklaskujemy tych, którym się udało się stworzyć fajny program. Tutaj poznają ludzi, swój zespół.
Tego brakowało dotąd w Polsacie?
Nie znam powodów, ale w Polsacie było trochę inaczej. Ja lubię pracować zespołowo. Nie znoszę gabinetów, większość decyzji wolę podejmować po szerokich konsultacjach. Teraz powołaliśmy komitet scenariuszowy. Niezależnie od tego, gdzie trafią oferty programowe i serialowe, to lądują w jednym miejscu. Po ich analizie wszyscy o nich dyskutujemy. Już nie jedna czy dwie osoby podejmują decyzje, ale cały zespół.
Czy dział programowy zostanie wzmocniony przez Pana byłych współpracowników z TVN?
Na razie muszę się rozejrzeć, gdzie wylądowałem. Jestem bardzo zbudowany odkryciem w Polsacie świetnych ludzi. Mam w swoim zespole znakomite postaci, których mi brakowało w poprzedniej pracy. Nie wiedziałem, że one są na tak wysokim poziomie. Trzeba było im to uświadomić. W przeciwieństwie do TVN Polsat nie prowadzi własnej produkcji. Programy i seriale są produkowane przez firmy zewnętrzne.
To się zmieni?
Nie wiem. Na razie rozglądam się za różnymi rozwiązaniami. Nowych graczy przybyło. Oczywiście każdy ma ambicje, że będzie produkował, ale jak się pojawi dobry produkt, to czasem warto go kupić. Myślę, że wiedzą o tym producenci. Do tej pory byli podzielenie na firmy od programów rozrywkowych i seriali, obecnie w paru przypadkach jest jedno i drugie. To jest nowe zjawisko na rynku. W Niemczech rynek akceptuje, że firma produkuje dla dwóch stacji, ale robi to dwoma różnymi zespołami. Nie jest dobrą sytuacją, gdy jeden zespół jest edukowany przez jedną stację i potem ma pracować dla kolejnej.
Jednym z formatów, który TVN produkował samodzielnie, jest „Taniec z gwiazdami”. Dla Polsatu produkuje go Rochstar. Zapowiedział pan, że program wiosną przeniesie się do nowego studia Polsatu. Czy zmieni się jury, prowadzący?
Przede wszystkim domagamy się dobrego castingu od producenta. Zdecydujemy się na produkcję, gdy on będzie. Ten program ma pewien defekt. Chodzi o to, że wszyscy już tańczyli.
Było już w sumie 26 edycji.
Dlatego dobry casting trudno zrobić. Stacja telewizyjna sama produkując program używa różnych argumentów, by przekonać gwiazdę do udziału. Program je odmładza, aktorki czy aktorzy żyją w legendzie „Tańca z Gwiazdami”, w którym uczestniczyli ich koledzy. Wszystko będzie zależało od castingu.
Czy era takich dużych widowisk rozrywkowych już powoli mija?
Nie. Jest nowe zjawisko, że duże platformy streamingowe stawiają nie tylko na seriale, ale też na eventy sportowe, a od niedawna też programy rozrywkowe. Szykowane są duże show dla takich serwisów. Myślę, że z biegiem czasu zjawisko streamingu ograniczy się tylko do wolności wyboru, zaś oferta będzie bardzo zbliżona do stacji telewizyjnych. Muszę jeszcze o jednym zjawisku powiedzieć. Polscy producenci będą musieli zainwestować w ludzi. Bo telewizje nie będą chciały produkować swoich programów tym samym zespołem co programy dla konkurentów. Z drugiej strony przed grupami telewizyjnymi stoi wyzwanie, jak produkować dla telewizji, a jak dla swojej platformy streamingowej.
Pięć polskich seriali jesienią w Polsat Box Go
W Polsat Box Go obecnie co miesiąc jest jedna premiera serialowa. To sporo.
Dalej tak będzie. Jesienią pokażemy nowe seriale „Krew”, „Grzechy sąsiadów” i „Rafi”. Będą też drugie sezony „Swatów” i „Rodziny na Maksa”. Ich pierwsze serie dobrze się obejrzały. Widownia streamingowa to nie do końca widownia telewizyjna. Jesteśmy po dyskusji z przedstawicielami hiszpańskiej firmy Artesmedia. To dom produkcyjny stacji Anteny 3. Oni odpowiadali za „Dom z papieru”. To jest niesamowite, bo oni są jakby dwa metry do przodu – produkują inne seriale dla telewizji, a inne seriale dla platformy strumieniowej, należących do jednej grupy.
W TVN wszystkie seriale prędzej przy później trafiają z Playera do telewizji. Polsat wiosną pokazał aż pięć seriali pokazywanych wcześniej w Polsat Box Go. Na jesień przygotowano tylko premierę „Teściów”. Czy takie produkcje jak „Domek na szczęście”, „Bracia”, czy „Swaci” też trafią do telewizji?
To jest kwestia biznesowa, więc na pewno w ofercie telewizyjnej się znajdą.
Podział kosztów jest niezbędny, bo jeszcze streaming w przypadku Polsat Box Go nie gwarantuje takich pieniędzy, by serial nie był pokazywany też w telewizji, która cały czas zarabia na reklamach.
Nasz streaming jest bardzo dobry. Ma ogromną przyszłość, bo jest powiązany z naszym telekomem. Nasza widownia jest wierna i lojalna, ale musimy ją przekonać by wybierała naszą ofertę, a nie ofertę konkurentów. A połowę udziału w polskim streamingu mają już razem Netflix i YouTube.
Netflix też zmienia strategię, coraz większy udział w produkcjach polskich mają filmy, seriali jest mniej. Wy też przygotowujecie filmy, ale mają one premierę kinową.
W Grupie Polsat Plus filmami bardzo udanie zajmuje się Agnieszka Odorowicz. Jest jednak problem z kinami. W niektórych miejscach na świecie kina odżyły po pandemii, a w innych, jak w Polsce, sale kinowe zapełniają się tylko na wielkich hollywoodzkich hitach.
Dlaczego mniej chętnie chodzimy na polskie kino niż w przeszłości?
Pandemia zrobiła rewolucję w kulturze telewizyjnej. Gdy nie mogliśmy wychodzić z domu, telewizję mieliśmy mniej więcej opanowaną. Momentami oferta była wtedy uboga, bo były ograniczone możliwości produkcyjne. Program „Power Couple” w TVN mieliśmy nakręcić w RPA, ale stanęło na Wrocławiu. W związku z tym w 100 proc. zmieniła się obsada. To były trudne czasy dla polskich producentów. Także dla zagranicznych, ale tamta oferta była dostępna. Platformy streamingowe ożyły, gdy użytkownicy przekopywali ich bibliotekę. I już nie przestali, teraz mają kino w domu.
Obejrzenie filmu sensacyjnego na ekranie kinowym jest atrakcyjne, ale już film obyczajowy, dramat czy komedię możemy zobaczyć w domu.
Dziś dzięki różnym opcjom w smartfonie, wszystko możemy dosłownie „wrzucić” z telefonu na duży ekran telewizora.
Słyszałem, że oględnie mówiąc, nie był Pan do końca fanem tych wielu produkcji serialowych, które Polsat wyprodukował przed Pana przyjściem, w zeszłym roku. Tych seriali było aż 12.
To jakieś insynuacje (śmiech). To był efekt tego, że Polsat wzmacniał wtedy swoją platformę streamingową. Trzeba było biznesowo spojrzeć na tę sytuacją. Mamy cały magazyn seriali, niektóre świetne, innej mniej. Zobaczyliśmy, że niektóre bardziej pasują do platformy niż do emisji w tradycyjnej telewizji.
„Bracia” to serial, który panu się bardzo spodobał. Czy będzie drugi sezon?
Wszystko wskazuje, że tak. Jednak po tym początkowym zachwycie produkcja zostanie poddana racjonalizacji. „Bracia” nie mieli jeszcze premiery w telewizji.
Trafią do niej?
Oczywiście. Jesienią będziemy mieć w ramówce świetnych „Teściów” z bardzo dobrą obsadą i dowcipnymi dialogami. Emitujemy też „Pierwszą miłość” oraz „Przyjaciółki”. Uważam, że standardem na tym etapie rozwoju rynku są trzy seriale w ramówce. Po więcej widzowie mogą zajrzeć do Polsat Box Go.
Jesienią będzie za to wysyp nowych programów reality: „Temptation Island Polska”, „Real Housewives Żony Warszawy” i „Doda. Dream Show”. To dziś najważniejszy gatunek w telewizji?
Tak jest już od dawna. W ramówce mamy cztery nowości. To bardzo przyzwoita liczba jak na nowy sezon telewizyjny, oferta jest bardzo dobra. To pierwsza ramówka z której będzie pan mógł mnie rozliczyć. „Temptation Island” chodziło za mną przez wiele lat.
Ja pamiętam, że to format z 2001 roku i właśnie Polsat wtedy emitował amerykańską wersję.
Jak jedna stacja odpali jakiś nowy produkt, który „zażarł”, to pozostałe stacje chcą od razu iść w tamtą stronę. Czwórka obecnie pokazuje program „Love Island”, który już kilka lat temu wypuściliśmy na rynek. Dzięki niemu stacja ta zyskała ogromnie.
„Love Island” było właśnie pierwszym takim programem bikini reality. Potem były „Hotel Paradise”, „Love never lies. Polska”, „True love” i jesienią w Polsacie startuje „Temptation Island”. Moda na takie programy nie mija?
To program bliski normalnym ludziom, sytuacjom życiowym. „Temptation Island” to najtrudniejszy format. Nigdy stacje telewizyjne w Polsce się na to nie zdecydowały. Program obszedł pół świata, osiągał ogromne sukcesy, jest ciąg dalszy. My próbujemy pierwszy raz. Gdy format powstał, nagrywało się go standardowo jak „Big Brothera” przy pierwszej edycji. Teraz jest streaming, technologie się zmieniły się, nie jest to już łatwa produkcja.
Kolejna nowość to „The Real Housewives Żony Warszawy”. Ten program jest już wydarzeniem.
Sam jestem go bardzo ciekawy. Widziałem trochę, słyszę jak powstaje. Przygotowuje go Rochstar z naszym producentem nadzorującym. Czy się przyjmie? Czy dziś w czasach kryzysu, gdy dwie duże organizacje polityczne, jeżdżą po kraju, mówiąc o tym jak ciężko ludziom żyć, luksus będzie się sprzedawał? Zobaczymy.
Ludzie zawsze lubili śledzić życie sławnych i bogatych.
Większość tych pań na co dzień obcuje z wielkim bogactwem, ale też z prawnikami i niespecjalnie przepadają za telewizją. Telewizja to jest upublicznienie, a duże pieniądze wolą ciszę. W związku z tym nie był to program łatwy w produkcji. Wydaje mi się jednak, że nam się udało.
Bliżej takich spraw zwykłych ludzi jest program ”Nasz nowy dom”. Rozstanie z Katarzyną Dowbor było bardzo głośne. Dlaczego ona już nie będzie prowadzić tego programu?
Dyrektor programowy zawsze ma prawo zmieniać gwiazdę. I tutaj postawmy kropkę.
Pani Dowbor opowiadała dużo o tym jak została potraktowana. Twierdziła, że powiedziano jej, że nie daje rady fizycznie i psychicznie. Mówiła też, że nie usłyszała merytorycznego argumentu dotyczącego jej zwolnienia, że zarzucano jej, że przyjeżdżała do rodzin za dużym samochodem…
Nie byłem stroną tej dyskusji, nie brałem w niej udziału, chociaż niewiele prawdy w niej było. Jako nowy szef programowy, podjąłem decyzję o zmianie prowadzącej. Wierzę, że widzowie pokochają nową prowadzącą.
Elżbieta Romanowska prowadziła w Polsacie m.in. „Festiwal przebojów weselnych”. Jest aktorka znaną z wielu serialowych produkcji. Doświadczenia z pracą dziennikarską raczej nie ma.
W tym programie najważniejszą i bezcenną cechą jest empatia, a Romanowska ją posiada. Widziałem już dwa odcinki i myślę, że nie tylko ja będę oglądał ten program z radością.
Są takie dwa programy na rynku, mówię na nie czołgi. „Nasz nowy dom” oraz „Kuchenne rewolucje” w TVN. Ludzie je kochają i oglądają. To realizacja pewnych marzeń. Każdy w Polsce chciałby mieć restaurację. Widzowie oglądają program Magdy Gessler i mówią do siebie: dobrze, że nie otworzyliśmy, bo to by tak wyglądało. Z kolei oglądając „Nasz nowy dom”, widzą, że jak już jest bardzo źle, to może pojawić się ktoś, kto pomoże. To są bardzo delikatne sprawy. Zmiana prowadzącej to był bardzo trudna sprawa.
W nowej edycji „Twoja twarz brzmi znajomo” jest mniej znanych widzom artystów niż w poprzedniej. Dlaczego?
Jest mniej znanych osób, ale są bardzo utalentowane. Oskar Cyms, zwycięzca poprzedniej edycji, był dopiero młodym, raczkującym artystą. Nagle się okazało się, że pokonał wszystkich. Wszedł przebojem do polskiego show-biznesu i myślę, że będzie gwiazdą. Ten program spełnia kilku funkcji. To często przypomnienie o znanej osobie. Myślę, że Ewelina Flinta po programie może nabrać wiary, że ma ogromne możliwości. W nowej edycji będzie Pola Gonciarz, która gra w Teatrze Szóste Piętro. Dopiero w tym roku skończyła studia. Jest utalentowana tanecznie, pochodzi z rodziny artystycznej. W tym programie gwiazda może narodzić się na oczach widzów.
Gwiazdy też są nieodłącznym elementem programów śniadaniowych. Mówił Pan przy okazji konferencji w lutym, że w tym roku nie będzie takiego programu. A czy w przyszłym roku pojawi się w Polsacie?
Prace nad programem śniadaniowym trwają. Na pewno nie będzie go na antenie w tym roku. Zastanawiamy się nad jego wymiarem, czy zrobić wersję weekendową czy codzienną. Mam nadzieję, że projekt, który podejmiemy w przyszłym roku, zakończy się sukcesem.
Chciałby Pan, żeby do grona prowadzących dołączyły osoby, z którymi pożegnało się „Dzień dobry TVN”?
Ludzi nie można przestawiać jak pionków na szachownicy. Tamte gwiazdy były związane z tamtym programem, zobaczmy jakie nowe twarze zaproponuje konkurencja.. Stworzenie duetów prezenterskich jest bardzo trudne, między prowadzącymi musi trochę iskrzyć. Mogą to być dwie osoby z innych światów, o ile dobrze poprowadzą program. Stworzenie par do naszego programu. jest przed nami, ale na pewno nie stawiamy na transfery.
Czwórka z nowym wizerunkiem i logo
Wiosną przeniósł Pan „Love Island” z Polsatu do Czwórki. Wyniki bardzo dobre. Teraz będzie „Para do gara” z Mateuszem Gesslerem. Czy jeszcze jakieś nowości się pojawią?
Będzie też „Krejzi Patrol” z Alanem Anderszem w roli głównej. To bardzo wesoły serial, w którym będzie można pośmiać się z policjantów. Bardzo liczę na program „Para do gara”. Przekonywaliśmy Mateusza Gesslera, by przeniósł się do Czwórki. Będziemy zmieniali jej wizerunek i logo.
Ma być kierowana do młodszego widza?
Tak. „Para do gara” to rewelacyjny program. Zastanawiałem się, czy nie szkoda, że nie będzie go na głównej antenie. Myślę jednak, że to dowód na to, że grupie zależy na odświeżeniu Czwórki.
Czwórka ma podobną pozycję jak TVN7, który w tamtej firmie stał się drugą główną antenę, pokazywał „Big Brothera”. Czwórka też zresztą kiedyś go też emitowała.
Tak. Chcemy, żeby Czwórka była drugą anteną Grupy i intensywnie w nią inwestujemy.
Formuła „Hell’s Kitchen” już się wyczerpała i dlatego program zniknął z anteny?
Po prostu postawiliśmy na nowy format, którego w Polsce jeszcze nie było. W programie „Para do gara” Mateusz Gessler doskonale się odnalazł. To jest idealna oferta dla niego, bo tam się bawi. On ten program widział, gdy mieszkał we Francji i jest bardzo pozytywnie nastawiony do niego. Formuła zakłada, że mężczyzna gotuje, a kobieta go instruuje przez środki komunikacji elektronicznej. Momentami odbywa się tam wręcz rzeź niewiniątek.
Z „ukochanym” Canal+, jak pan mówił na projekcji, Polsat zrobił serial „Sortownia”. Jakie wyniki ma ten serial w Polsat Box Go?
Jesteśmy zadowoleni z jego wyników. To jest bardzo trudny serial i w dodatku ma pewną specyfikę dystrybucyjną. Jest pokazywany jednocześnie w naszym serwisie i w serwisie Canal+.
Będą kolejne projekty realizowane razem z Canal+?
Rozmawiamy. Podkreślam, gdzie tylko mogę, że jesteśmy otwarci na pomysły produkcyjne z różnymi partnerami.
Czy współpraca takich firm, które są tradycyjnymi nadawcami może być formą obrony przed graczami stricte ze świata streamingu jak Netflix?
Każda z platform ma swoją ofertę i walczy o widza atrakcyjnym kontentem. Wspominałem o tych hiszpańskich przykładach. Oni produkują z wieloma innymi graczami na rynku, jeśli są do tego warunki. My nie zamykamy się na nikogo.
Sport i newsy trzymają cały czas widzów przy tradycyjnej telewizji. Powiedział pan w wywiadzie dla Interii w lutym br., że telewizja będzie spadać, ale coraz wolniej. Czy powinniśmy mówić jeszcze w ogóle o telewizji? Użył Pan wtedy terminu „ruchome obrazki”.
Powinniśmy mówić o „ruchomych obrazkach”. W niektórych grupach docelowych spadek telewizji się zatrzymał. Z biegiem czasu będzie ona trafiać przede wszystkim do starszej widowni. Oferta programowa jest tak bogata, że nie jesteśmy w stanie jej skonsumować od razu, sięgamy po nią po pewnym czasie. Ja oglądałem finał Wimbledon dopiero niemal tydzień po tym jak się odbył. Nie miałem możliwości wcześniej, bo byłem zagranicą. Wróciłem do Polski, miałem wszystko nagrane, włączyłem i byłem zadowolony. Nie przeszkadzało mi, że znałem wynik. Jeśli streaming zaczyna gonić telewizję ze swoją ofertę, to telewizja stawać się będzie medium dla wygodnych. Nie mając pomysłu i klucza na dojście do kontentu, możemy i godzinę stracić na szukaniu.
Szukamy i nie wiemy co włączyć.
Model konsumpcji telewizji zmienił się radykalnie. Pandemia to był jeden wielki uniwersytet dla wszystkich, którzy mają pilota telewizyjnego, bo nauczyli się szukać kontentu. Dziś prawie połowa młodych widzów ogląda eventy sportowe ze smartfonem w ręce. Szukają w telefonie wyników, komentarzy, wymieniają opinie. Dajemy im do dyspozycji kilkanaście kamer, by mieli w telefonie zindywidualizowany przekaz, by mogli z innego punktu widzenia zobaczyć, co się dzieje.
Młodzi ludzie coraz częściej wybierają media społecznościowe, filmiki na Tik Toku. Jak taki nadawca jak Polsat może do nich dotrzeć?
Polsat świetnie współpracuje z TikTokiem. To będzie widoczne również na naszej konferencji ramówkowej. YouTube teraz wraz z Netfliksem ma połowę udziału w streamingu. Nie ma tam miejsca na duże formy, ale na te krótkie, które zostawiają u nas jakieś emocje. Musimy z tych emocji spróbować skorzystać.
Polsat nabył prawa do formatu „Fitness pensioner”. W formaty z seniorami inwestowała dotąd TVP. Czy ten program ma przyciągnąć starszą widownię?
Jesteśmy w zasięgu licencji na ten program. Wszystkie pomysły na nowości są ciekawe. Pokazując wysportowanych, pełnych wigoru i życia seniorów, edukujemy widzów Ktoś pomyśli: skoro on tyle potrafi, to może ja pójdę chociaż na spacer?
Wiosną przyszłego roku ten program pojawi się na antenie?
Pracujemy nad tym.
Po latach wracają „Pamiętniki z wakacji”. Trafią na główną antenę czy do innego kanału?
Pokażemy je w ramach grupy Jeszcze nie zdecydowaliśmy, czy będzie to Czwórka czy główny Polsat.
Czy poza Czwórką planowane są zmiany i wzmocnienie innych kanałów tematycznych?
Próbuję Polsatowi przypomnieć jego sukcesy. Jak pracowałem na Wiertniczej, to zazdrościłem mu pewnego rodzaju historii. Chciałbym je ponownie rozgrzać.
Czego Pan szczególnie zazdrościł?
„Mega hitu”. To była pierwsza pozycja na polskim rynku telewizyjnym, która była takim zjawiskiem.
Pamiętam jak to pasmo zostało wprowadzone w 1997 roku. Ostatnio Polsat eksperymentował, w tym paśmie był „Taniec z Gwiazdami” czy seriale. A widz był dotąd przyzwyczajony, że zawsze w poniedziałki znajdzie hity filmowe. Tak jak w piątki ma „Superkino” w TVN.
Doszliśmy do mojego ulubionego miejsca w tej ramówce, którym jest godz. 20.00 w poniedziałek. Prime-time Polsatu jest bardziej otwarty od prime-time w TVN, który jest zabetonowany stałymi pozycjami do 21.35 i nic się nie da zrobić. A w Polsacie jest inaczej i w poniedziałki o 20.00 będzie program „Doda. Dream Show”. Doda zostanie pokazana w innym wymiarze niż w poprzednim show, szykuje serię koncertów w naszych studiach. Ludzie zobaczą jak ona się przygotowuje do tego, jaki to jest ogromny wysiłek i ile emocji z tego wynika. Po programie Dody pokażemy filmy w paśmie „Mega hit”. Pracowaliśmy nad ofertą filmową. W soboty będziemy też pasmo z filmami dla całej rodziny. „Temptation Island Polska” i „The Real Housewives Żony Warszawy” będą z kolei nadawane w środku tygodnia.
Czy jest jakiś format, który chciałby Pan przenieść z TVN do Polsatu? Przez 25 lat to Pan decydował co będzie w ramówce tamtej stacji.
Wolę pracować w grupie, polemizować, spierać się. Lepiej podyskutować przez parę dni niż zdecydować o formacie, który okaże się klapą. Mam na swoim koncie i sukcesy i klapy. Tak jak się długo kieruje kanałem telewizyjnym. Do dzisiaj nie zapomnę największej wtopy zawodowej w życiu. To był program „Hipnoza”, do którego przekonał mnie jeden z producentów. Wszystko wskazywało na to, że będzie rewelacyjnie. Okazało się jednak, że Polacy nie wierzą w hipnozę. Nikogo nie obchodziło, że ktoś tak po hipnozie się zachowuje. Wszędzie na świecie program zbierał nagrody i oklaski, a w Polsce zwyczajnie się nie przyjął.
Wracając do pytania o przeniesienie formatu od konkurencji.
Nie myślę w ten sposób, ponieważ obie stacje mają kompletnie inne widownie. One tylko w niektórych elementach się pokrywają.
Będą jakieś transfery gwiazd?
Uważam, że Polsat ma dużo gwiazd, ale za mało możliwości do ich prezentowania. Szansą na to będzie program śniadaniowy.
Jak Pan patrzy teraz na TVN? Stacje, którą pan tworzył od powstania przez 25 lat, a teraz jest to bezpośrednia konkurencja. Jakie to uczucie?
Jestem już po takim okresie emocjonalnym, teraz przyszła bardziej profesjonalna perspektywa zawodowa. Nie odszedłem do Polsatu, bo musiałem. Nie mam dzisiaj żadnych myśli nieżyczliwych dla konkurencji. Zawsze trzeba ją szanować, dlatego że tylko wtedy rynek jest zdrowy.
To Pana wieloletni współpracownicy – Bogdan Czaja, Lidia Kazen – odpowiadają teraz za program kanałów z Wiertniczej.
Niech się starają. Będziemy się ścigać.