Był znanym dziennikarzem śledczym, napisał osiem książek, ale z sieci niewiele dowiemy się o ich autorze. Rzadko mówi o sobie, woli opowiadać o swoich publikacjach, które wzbudzają kontrowersje i elektryzują media. Jaki jest Piotr Krysiak? Sam o sobie mówi, że „zawsze zajmował się patologią i tak mu zostało do dzisiaj”. – Jest przedstawicielem gatunku dziennikarstwa, które dzisiaj w zasadzie nie istnieje. Dziennikarstwo śledcze było kiedyś solą tego zawodu. Piotr jest jednym z ostatnich Mohikaninów – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Tomasz Sygut, były szef TVP Info i TAI.
Na próżno szukać w sieci informacji o karierze zawodowej Piotra Krysiaka, autora słynnych „Dziewczyn z Dubaju”. W Wikipedii jest o nim zwięzła, jednozdaniowa notka, z której można się dowiedzieć, że był dziennikarzem śledczym tygodnika „Wprost”, a potem dziennikarzem związanym z TVP. Tymczasem Krysiak miał bardzo barwne życie zawodowe.
Swoją pierwszą pracę jako dziennikarz zaczął w 1998 r. w dziale stołecznym „Trybuny”. Przyszedł do gazety kilka dni po zabójstwie gen. Marka Papały.
– Nie zajmowałem się tym tematem, bo jeszcze za cienki byłem. Jak napisałem pierwszy tekst na półtorej strony, to moja ówczesna szefowa powiedziała: „A teraz, panie Krysiak, będzie pan pisał przez trzy miesiące krótkie informacje na cztery zdania, aż się pan nauczy pisać”. Początki były słabe, pisałem teksty do tzw. pasków, które były na prawej stronie kolumny. Po moim drugim tekście był duży skandal, bo napisałem, że samochód potrącił 53-letnią staruszkę, a czytelnicy „Trybuny” byli w wieku 50-60+. Jak przyszedłem następnego dnia do pracy, usłyszałem z końca korytarza: „Gdzie jest k… ten Krysiak?”. Sekretarz redakcji wezwał mnie do siebie i powiedział: „Teraz siadasz i odbierasz telefony od tych 53-letnich staruszek”. Telefony nie przestawały dzwonić. Jedna pani mnie opieprzyła, i słusznie, że jej wnuczek powiedział do niej ‚staruszko” zamiast „babciu” – opowiada portalowi Wirtualnemedia.pl Piotr Krysiak.
W „Trybunie” pracował do 2003 r. i stamtąd przeszedł do tworzącego się wtedy „Faktu”. – Zwerbowali mnie zapewniając, że to będzie coś między „Gazetą Wyborczą” a „Super Expressem”, okazało się inaczej. Potem przeszedłem do „Życia Warszawy”, gdzie miałem ciekawą przygodę – spędziłem noc na dołku. Sąd mnie wezwał na jakąś rozprawę, a ponieważ sędzia uporczywie wyznaczała posiedzenia na godz. 8.00 rano, to ja uporczywie nie przychodziłem na nie i jako młody gniewny nie odbierałem wezwań sądowych – relacjonuje Piotr Krysiak.
Piotr Krysiak: Spędziłem noc na dołku
– Sędzia wysłała policjantów, żeby po mnie przyszli. Pojawili się o 6.00 rano. Moja żona mówi: „Policja”. Odpowiedziałem: „To mnie nie ma” i schowałem się pod łóżko. Żona otworzyła drzwi policjantom i powiedziała, że męża nie ma, jest w pracy. „O 6.00 rano w pracy? Niech pani mu powie, że my go tylko chcemy zawieźć do sądu” – powiedzieli. Na co żona: „Ale naprawdę go nie ma, mogę do niego zdzwonić”. Zadzwoniła i w sypialni odezwał się mój telefon. „O, nie wziął telefonu” – „zdziwiła się” żona. Ale policjanci odpuścili. Drugi raz pojawili się w niedzielę o 10.00 rano. Żona otworzyła drzwi i mówi do mnie: „Piotrek policjanci, pewnie twoi informatorzy”. Skuli mnie i kazali zabrać ze sobą dowód osobisty. Pojechaliśmy na komendę, gdzie oświadczyli, że mój telefon jest kradziony. A to był służbowy telefon z „Życia Warszawy”. Zabrali mi wszystkie rzeczy i musiałem spędzić noc na policyjnej izbie zatrzymań. Trafiłem do celi z jakimś dresiarzem, złodziejem samochodów, którego co chwilę zabierali i wracał coraz bardziej poobijany, i z bezdomnym, który mył się ostatni raz jakieś miesiąc temu. Moja żona z teściową przyjechały i przywiozły mi zestaw z McDonald’sa i „Gazetę Wyborczą”. Dostałem to po kilku godzinach, więc oddałem jedzenie bezdomnemu. Zostałem tam do rana – mówi dziennikarz.
Jak się potem okazało, sprawdzając telefon Krysiaka, policjanci popełnili czeski błąd, przestawiając jedną cyfrę. Telefon redakcyjny nie był kradziony i potem komendant stołecznej policji przysłał do „Życia Warszawy” list z przeprosinami.
– Dwa razy w życiu miałem policyjną ochronę. Pierwszy raz, po moim tekście o detektywie Krzysztofie Rutkowskim, dostałem pogróżki i anonimy, a za drugim razem policja sama poinformowała, że ma informacje o niebezpieczeństwie, które mi grozi. To było trochę uciążliwe. Wyobrażasz sobie ośmiu facetów w domu rano na śniadaniu? – śmieje się Piotr Krysiak.
Piotr Krysiak zorganizował koncert na Majdanie
Po odejściu z dziennika, Piotr Krysiak zajął się wychowaniem córeczki, aż do czasu, kiedy poszła do przedszkola. W 2004 r. na Ukrainie wybuchła Pomarańczowa rewolucja w proteście przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich przez ówczesny obóz władzy, reprezentowany przez kandydata na prezydenta i premiera – prorosyjskiego Wiktora Janukowycza.
– Zorganizowałem wtedy koncert artystów polskich na Majdanie. Zainspirował mnie Lech Wałęsa, który tam był, widziałem go w telewizji. Pomyślałem: „Tam jest tyle osób, głównie politycy, może by to zmienić, wziąć tam artystów. Organizowałem to z kolegą, kilku artystów nam odmówiło, ale zgodziła się Edyta Górniak, Paweł Kukiz, Grzegorz Markowski z zespołu „Perfect”, który zrobił dla zespołu specjalne pomarańczowe koszulki wspierające Ukrainę. Poza Edytą Górniak, wszyscy to zrobili za darmo. Dali świetny koncert, który transmitowało TVP1. Po sceną było milion osób, a ja jako leszcz, zapowiadałem ten koncert. Ogromnie emocjonujące wydarzenie – opowiada Piotr Krysiak.
Do pracy wrócił w 2005 r. Najpierw pracował w „Super Expressie”, a potem w tygodniku „Wprost”. – Pracowałem w dziale krajowym tygodnika, gdzie napisałem kilka dużych tekstów, jeden o tym, że świadek koronny zdradził, że sprzedawał kokainę Kubie Wojewódzkiemu i ABW wezwała go wtedy na przesłuchanie – mówi dziennikarz.
W maju 2007 r. „Wprost” napisał, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przesłuchała Kubę Wojewódzkiego. W sprawie zarzuty usłyszało wówczas prawie 50 osób – gangsterzy, handlarze narkotykami i kurierzy. Śledztwo dotyczyło przemytu ogromnej liczby kokainy z Kolumbii i Rosji oraz marihuany z Holandii.
Na Dominikanie poznał ks. Wojciecha Gila
– Z „Wprostu” przeszliśmy dużą grupą do TVP Info, żeby tworzyć portal tej stacji. Stworzyliśmy go, a ja po trzech czy czterech miesiącach przeniosłem się do serwisu, gdzie robiłem reportaże m.in. o zabójstwie Krzysztofa Olewnika i śmierci Andrzeja Leppera. W 2010 r. wtedy napisałem książkę „Agent Tomek. Spowiedź”, a potem dostałem propozycję zostania producentem TVP Info – mówi Krysiak. – Potem zostałem szefem serwisów TVP Info, ale bardzo mi się podobała praca producenta, bo tam się dużo dzieje, jest adrenalina, więc po kilku miesiącach zastąpiła mnie na tym stanowisku Ewa Godlewska-Bunda, prezenterka „Panoramy”, a ja zostałem jej zastępca i producentem. Wtedy zrobiłem pierwszy wywiad telewizyjny i ujawniłem twarz agenta Tomka, kiedy już przeszedł na emeryturę – opowiada dziennikarz.
– W 2013 r. Tomek Sygut został wiceszefem TAI, a ja szefem publicystyki. Stworzyliśmy program „Kuchnia z Wiejskiej”, który prowadziła Karolina Lewicka, „Woronicza 17”, byłem też wydawcą „Minęła 20”. Generalnie, dla mnie trochę nuda, bo wolę informację niż publicystykę – wyznaje Krysiak. Na początku 2013 r. pojechał z kumplem z redakcji na wakacje na Dominikanę. – Jak szef się o tym dowiedział, powiedział: „Chłopaki, weźcie kamerę i zróbcie jakieś materiały o Polakach mieszkających na Dominikanie, przynajmniej zwróci wam się za podróż”. Polecieliśmy na Dominikanę. Tam poznałem ks. Wojciecha Gila, jak się okazało trzy miesiące później, pedofila. Miał swój kościół i szkołę w górach. W wiosce uważali go za Boga, bo stworzył tam grupę ratowniczą, straż pożarną, zadbał o zrobienie drogi do wioski. Vis a vis swojego domu postawił internat dla dziewczynek, a w swoim domu – dla chłopców. Internaty były zbawieniem dla dzieci, które miały daleko do szkoły i żaden autobus tam nie dojeżdżał, więc od poniedziałku do piątku zostawały tam, a na weekend wracały do domów – relacjonuje Krysiak.
Jak dodaje, wszyscy w wiosce byli wpatrzeni w księdza jak w obrazek. – Jeden chłopiec, 5-letni, nie odchodził od niego na krok. Ksiądz jako jedyny w całej wsi miał w domu klimatyzację, internet i telewizor, więc dzieciaki lgnęły do niego. W pewnym momencie zaprosił nas, żebyśmy obejrzeli internat dla dziewcząt, który był po drugiej stronie ulicy. Szedłem z nim i on mi mówi: „Wiecie, ten internat specjalnie tam zatrudniłem dyrektorkę, żeby nie było”. Wtedy zaświeciła mi się czerwona lampka. Z czym się kojarzy pedofilia wśród księży? W większości przypadków z molestowaniem chłopców. Ale sam siebie zrugałem: „Krysiak, jesteś na wakacjach, wyłącz pracę”. Zrobiliśmy kilka materiałów o misjonarzu, innych Polakach na Dominikanie i wróciliśmy do Polski – opowiada.
Przeprowadził rozmowę z księdzem pedofilem
Nie minęły trzy miesiące, jak w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst o polskim księdzu, misjonarzu z Dominikany, który jest podejrzany o pedofilię i uciekł do Polski. – Tekst ukazał się bez nazwiska ks. Wojciecha Gila. Potem zapadła głęboka cisza aż do września, kiedy gruchnęła wiadomość, że papież Franciszek wezwał w trybie pilnym do Watykanu abpa Józefa Wesołowskiego, który był nuncjuszem apostolskim na Dominikanie. Wtedy wybuchła afera w Polsce i wszyscy sobie przypomnieli, że Wojtek Cieśla napisał o tym tekst w „gazecie Wyborczej”. Polska policja stwierdziła, źe nie wie, gdzie jest ks. Gil i nie może go znaleźć. Wpadłem wtedy na pomysł, żeby zrobić z nim rozmowę. Zadzwoniłem, najpierw nie chciał się zgodzić, ale po kilku dniach zmienił zdanie. Wywiad ukazał się zaraz po Wiadomościach w TVP Info.
Piotr Krysiak jest jedynym dziennikarzem, któremu udało się przeprowadzić wywiad z Wojciechem Gilem, którego w 2015 r. skazano na 7 lat więzienia za molestowanie seksualne nieletnich na Dominikanie i w Polsce.
– Przyszedł rok 2016, kiedy wkroczył do telewizji publicznej dzisiejszy bankier, Jacek Kurski, a wraz z nim dwóch „specjalistów” do TAI i TVP Info. I mnie wylali. Tak zakończyłem swoją przygodę z dziennikarstwem. Miałem wtedy kilka propozycji, ale nie przyjąłem żadnej z nich, bo – moim zdaniem – wtedy dziennikarstwo się skończyło. Pomyślałem, że napiszę książkę o pedofilii na Dominikanie. Przejrzałem akta sprawy ks. Gila, wróciłem na Dominikanę, gdzie rozmawiałem z ofiarami, Mówi się, że Dominikana to Trzeci Świat. Gdybyś zobaczyła, jak oni zajęli się ofiarami księży, to by ci szczęka opadła. W dniu wybuchu afery Gila, do wnioski przyjechały dwa samochody z psychologami, którzy tam zamieszkali na kilka miesięcy. Szukali pokrzywdzonych dzieci, bo było ich mnóstwo, mieli zabezpieczonych kilkanaście tysięcy zdjęć, które znaleziono na jego laptopie – opowiada Piotr Krysiak.
Dziennikarz napisał książkę „Wyspa ślepców”, która ukazała się w 2017 r. – Mój dystrybutor mi mówił: „Panie Piotrze, to nie jest temat dla Polski”. Dopłaciłem do tego. Nie miałem pracy, a z czegoś trzeba żyć. I wtedy wpadłem na pomysł napisania „Dziewczyn z Dubaju”. Spisywałem protokoły przesłuchań wiedząc, że temat jest interesujący, ale kompletnie nie czułem tej książki. Nie miałem przeczucia, że to będzie sukces, marzyłem o tym, żeby się sprzedało 10 tys. i żebym przynajmniej odzyskał to, co straciłem na „Wyspie ślepców”. Po trzech dniach od premiery „dziewczyn z Dubaju”, która była w kwietniu 2018 r., dzwonią do mnie, że nie ma już ani jednego egzemplarza i trzeba zrobić dodruk – opowiada Krysiak.
Piotr Krysiak napisał o „gwiazdorze z TVP Info”
Książka się świetnie sprzedawała, a niedługo potem dziennikarz podpisał umowę na jej ekranizację. Wtedy przeprowadził się na stałe do Barcelony. – Poznałem partnera z Hiszpanii, z którym się związałem. Jestem ciepłolubny, nie lubiłem zimy, więc Hiszpania była dla mnie idealna. Bardzo lubię Hiszpanów, bo są otwarci i tolerancyjni. Tu nikt – poza Polakami – nie odwraca się na ulicy za dwiema kobietami trzymającymi się za rękę, o facetach nie wspomnę – dodaje.
– Jednym z moich większych sukcesów w ostatnich latach był tekst o „gwiazdorze”. Dlaczego o nim napisałem? Spotkałem się w Polsce ze znajomą lekarką, która mi powiedziała, że jedna z dziewczyn została zgwałcona na zgrupowaniu Miss generation 2020 w Łukowie. Powiedziałem: „nie, to niemożliwe, takie rzeczy się nie zdarzają”. Odłożyłem sprawę, a po dwóch miesiącach znajoma napisała: „Acha, czyli we własne gniazdo się nie s…?”. Weszła mi na ambicję. Postanowiłem to sprawdzić. Zadzwoniłem na policję, do prokuratury, no i wszyscy zaczęli potwierdzać tę informacje, chociaż nie za dużo mówili. Zbaraniałem, bo byłem przekonany, że ro nie jest prawda. Kobieta, która złożyła doniesienie na „gwiazdora”, też nie chciała rozmawiać. Na koniec zadzwoniłem do „gwiazdora”, który powiedział mi, że nigdy nie był w Łukowie, nawet koło niego nie przejeżdżał. Napisałem tekst bez nazwiska, puściłem to na Facebooku. Nie wierzyłem w to, co się wydarzyło. Wszyscy o tym zaczęli pisać. Następnego dnia jeden z użytkowników Twittera opublikował zdjęcie „gwiazdora” w hotelu pod Łukowem, w towarzystwie ciemnoskórego choreografa tego konkursu. Kilka godzin później przyznał w Onecie, że jednak tam był – mówi Krysiak.
We wpisie Krysiaka nie padło nazwisko współpracującego z TVP Info Jarosława Jakimowicza, ale ten złożył w sądzie prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarzowi. Pod koniec czerwca sąd drugiej instancji prawomocnie oddalił jego pozew.
Nie spoczywa na laurach
– Generalnie zajmowałem się policyjnymi i społecznymi sprawami. Zawsze zajmowałem się patologią i tak mi zostało do dzisiaj – śmieje się Piotr Krysiak. Film oparty na jego książce „Dziewczyny z Dubaju 2” w 2025 r. pojawi się na dużym ekranie. – Niedługo książka ukaże się w wersji angielskiej. Z pewnością będzie trzecia część „Dziewczyn z Dubaju”. Wiem, kogo będzie dotyczyła i kto w niej wystąpi, Jestem w trakcie zbierania materiałów i rozmów z dziewczynami. Chciałbym na tej trzeciej części skończyć, napisać coś innego, ale nie mogę teraz o tym mówić – mówi Krysiak.
– Nie ukrywam, że znamy się jak łyse konie. Poznaliśmy się w „Super Expressie”, niemal 20 lat temu. Potem znów spotkaliśmy się w TVP, kiedy ja tam dołączyłem w 2011 r. Jest to dla mnie przedstawicielem gatunku dziennikarstwa, które dzisiaj – z kilkoma wyjątkami – w zasadzie nie istnieje. Dziennikarstwo śledcze było kiedyś solą tego zawodu. Dzisiaj jest najczęściej elementem politycznej gry, rozwijaniem partyjnego spinu, albo co jeszcze gorsze, elementem biznesowego układu z redakcją – w zamian za reklamy pewien temat podejmiecie, innego będziecie unikali. I wszyscy udajemy, że jest „fajnie”. Nie jest! Piotr jest jednym z ostatnich Mohikaninów w tym zawodzie – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Tomasz Sygut, szef TVP Info i TAI w latach 2013-2016.
– Pamiętam, że potrafił znikać z redakcji, wydawało się, że nie pracuje, po czym nagle przynosił coś, o czym cały kraj mówił przez kilka albo kilkanaście dni. Dzisiaj nie jest związany z żadną redakcją, co ma swoje dobre i złe strony. Plusem jest to, że jest absolutnie niezależny, może napisać to, co chce i kiedy chce. Jest sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Oczywiście, czasem jest mu trudniej, bo nie ma jednak tych wszystkich narzędzi, które daje redakcja, jak chociażby ochrona prawna – dodaje.
Jak podkreśla, Krysiak wielokrotnie dotykał tematów, które były niemodne. – Uważam, że jego najlepszą książką była „Wyspa ślepców” o pedofilii polskich księży na Dominikanie. Nie odbiła się takim echem, na jakie zasługiwała, być może dlatego, że podjął ten temat za wcześnie. Parę lat później Tomek Sekielski zrobił dokument nt. pedofilii w Kościele i spowodował ogromne poruszenie – mówi Sygut.
Tomasz Sygut: Wymyka się utartym schematom
Co sprawia, że ludzie się przed nim otwierają? – Piotrek wchodzi całym sobą w temat, to jest dziennikarstwo z prawdziwej krwi i kości. Jeżeli się za coś zabiera, absolutnie go to pochłania. Jest zdeterminowany. Przez lata pracował na swoje nazwisko i z każdą kolejną publikacją czy książką jest mu łatwiej. Nie jest już osobą anonimową, ludzie go kojarzą, wiedzą, że się nie boi, więc przez to bardziej mu ufają. To nie jest tak, że ktoś się otwiera przed nim za pierwszym razem, że on dzwoni i mówi „dzień dobry, tu Piotr Krysiak” i już ma wszystko podane na tacy. To jest długi proces poprzedzony godzinami nieformalnych rozmów i spotkań. Dotyka trudnych spraw i zdaje sobie sprawę, że ich finał może mieć miejsce na sali sądowej. Dlatego to co publikuje musi być poparte materiałem dowodowym w postaci dokumentów czy rozmów – przekonuje.
Tomasz Sygut przyznaje, że Krysiak ma wady.
– Nasza wieloletnia znajomość miewała i miewa burzliwe okresy. To nie jest człowiek, który żyje regularnym życiem zwykłego Kowalskiego – rano się budzi, chodzi do pracy, po pracy zajmuje się trójką dzieci i psem. Piotrek wymyka się tym schematom i może być osobą trudną w kontaktach. To, że przez lata potrafimy się dobrze dogadywać i przyjaźnić, wynika z tego, że ma dwie cechy, które bardzo cenię u ludzi. Pierwsza to lojalność a druga – wiem, że możemy na siebie liczyć. Nie jest tylko znajomym na dobre czasy, ale też na te złe. On też się zmienia z wiekiem. Ci, którzy go pamiętają sprzed dziesięciu lat, a potem nie mieli z nim kontaktu, dzisiaj mogliby się zdziwić. Piotrek dojrzał. Kiedyś świat i innych ludzi traktował w kategoriach czarno-białych, dziś rozumie, że życie ma odcienie szarości. Od lat ma niesamowitą sieć kontaktów i źródeł informacji, a to znaczy, że ludzie mu ufają – podsumowuje Tomasz Sygut.
– Pracowałem z nim w „Życiu Warszawy”, potem w portalu TVP Info i w tygodniku „Wprost”. Zawsze był taki, że jak złapał trop, to już go nie puszczał. Miał nosa, którym potrafi wykrywać, co jest ciekawe i ważne. Pamiętam, jak w „Trybunie” ścigał Rutkowskiego za różne nieprawidłowości. Siedziałem z nim w redakcji, kiedy pisał tekst po nocy i widziałem, ile wysiłku wkładał w to, żeby dopiąć swego. Oczywiście nie idąc po trupach, trzymał się etyki zawodowej – mówi Rafał Pasztelański, reporter kryminalny TVP Info.
Jego zdaniem, patrząc na profil Krysiakowi na Facebooku, widać, że brakuje mu dziennikarstwa. – Zamienił media społecznościowe na substytut portalu czy gazety. To zostaje u dziennikarzy – adrenalina, chęć pochwalenia się odkryciem jakieś afery, trudno się z tego uleczyć – podkreśla dziennikarz.
Rafał Pasztelański: Jest w gorącej wodzie kąpany
Czy autor „dziewczyn z Dubaju” ma jakieś wady? – Jest trochę w gorącej wodzie kąpany, chciałby wszystko robić jak najszybciej, ale udaje mu się wyperswadować, żeby czasem zwolnił. Jako człowiek jest wzorem przyjaciela z Sevres. Oczywiście, potrafiliśmy się kłócić, rzucać telefonami, obrażać się na siebie niemalże „śmiertelnie”, ale nadal jesteśmy przyjaciółmi – śmieje się Pasztelański.
– Znamy się z Piotrkiem od 18 lat, pracowaliśmy razem w „Super Expressie” w latach 2005-2007. Piotrek był dziennikarzem policyjnym i zawsze miał doskonale źródła informacji, zarówno w policji, jak w prokuraturze. Potem straciliśmy na kilka lat kontakt, ale śledziłem jego karierę, wiedziałem, że po odejściu z TVP poświęcił się pisaniu książek. czytałem jego „Dilera gwiazd”, po wydaniu „Dziewczyn z Dubaju” rozmawialiśmy i gratulowałem mu. Jestem przekonany, że jest rzetelnym dziennikarzem. Ma nosa do tematów, które „żrą” mówiąc po dziennikarsku, wzbudzają zainteresowanie opinii publicznej, czego dowodem jest ogromna sprzedaż pierwszej części „Dziewczyn z Dubaju” – mówi Jacek Harłukowicz, dziennikarz śledczy portalu Onet.
– Chociaż Piotrek nie jest teraz związany z żadną redakcją, i poświęcił się pisaniu książek, jego aktywność w mediach społecznościowych pokazuje, że ewidentnie brakuje mu adrenaliny, która jest związana z klasycznym dziennikarstwem. To pokazał choćby przy sprawie „gwiazdora”, którą opisał na Facebooku, a którą podjęło wiele mediów, i w której ostatecznie sąd to jemu przyznał rację – dodaje dziennikarz. Za wadę Krysiaka uznaje, że „za szybko się zapala”. – Jak złapie jakiś temat, to już, szybko go robi. Ja jetem ostrożniejszy, ale w przypadku Krysiaka ten krótki lont nie przysparza mu kłopotów – dodaje Harłowicz.
Robert Zieliński, dziennikarz śledczy TVN24, mówi, że poznał Krysiaka w „Super Expressie”. – Był i ambitny i pomysłowy, zawsze zdeterminowany, by dowieźć temat do końca. Czuć go było prawdziwym dziennikarzem, który czuje tematy i ma dobre kontakty w policji oraz w prokuraturze. Nie z rzecznikami, tylko z tymi, którzy pracują realnie przy sprawach. Ja takich cenię – dziś większość zna jedynie rzeczników, a i tych głównie z adresu mailowego – podsumuje dziennikarz.
W swojej karierze doczekał się już wielu spraw sądowych. Jak informowaliśmy pod koniec czerwca, Omenaa Mensah złożyła w sądzie prywatny akt oskarżenia o naruszenie dóbr osobistych. Jej pełnomocnik zapowiedział też, że do sądu trafi również pozew z tytułu naruszenia dóbr osobistych prezenterki „poprzez rozpowszechnianie w książce nieprawdziwych historii o niej”. – Pozew obejmować będzie żądanie przeprosin i miliona złotych na cel charytatywny – powiedział nam Maciej Ślusarek, partner zarządzający w kancelarii Ślusarek Kubiak Pieczyk. Prawnicy dziennikarki złożyli też w sądzie wniosek o zabezpieczenie i zablokowanie sprzedaży książki, ale został on odrzucony.
Dziennikarz miał kłopoty sądowe po wydaniu pierwszej książki „Edyta Górniak: bez cenzury”. Książka ukazała się w 2005 r., a artystka podała autora do sądu za naruszenie jej prywatności i dóbr osobistych. Cztery lata później zapadł wyrok, zgodnie z którym dziennikarz musiał publicznie przeprosić piosenkarkę i przeznaczyć 10 tys. zł na cele charytatywne. Sąd wydał też postanowienie o zakazie dalszej dystrybucji książki, ale nakład, który został wypuszczony na rynek, mógł być sprzedawany.