– Nie ma czegoś takiego jak linie redakcyjne, jest prawda – stwierdził Patryk Michalski w rozmowie z Radosławem Foglem w programie Tłit na WP. „Udawanie, że nie istnieją linie redakcyjne jest zaklinaniem rzeczywistości i z prawdą nie ma nic wspólnego” – skonstatował potem Fogiel. Traktowanie linii redakcyjnych jako idei sprzeniewierzającej się dziennikarskim powinnościom to nadmierne uproszczenie.
Część rozmowy Patryka Michalskiego z Radosławem Foglem z PiS dotyczyła niezależności polskich mediów i podchodów polityków władzy, oczekujących, że dziennikarze będą pisać po ich myśli. Fogiel tradycyjnie odbijał piłeczkę i wskazywał, że w czasie rządów PO media również były traktowanie klientystycznie.
Linia programowa w prawie
Gdy na Twitterze Fogiel ostatecznie podsumował ten wątek rozmowy słowami: „Udawanie, że nie istnieją linie redakcyjne jest zaklinaniem rzeczywistości i z prawdą nie ma nic wspólnego”, odpowiedział mu Michał Gostkiewicz z WP: „Jeśli prawdę uznaje Pan za linię redakcyjną, to ok, taką »linię« możemy mieć. Ale twierdzenie, że dana redakcja ma »linię« w rozumieniu bycia po jakiejś stronie sporu politycznego – tak rozumuje polityk, a nie dziennikarz. Medium z linią polityczną to nie medium, a propaganda”.
Linia polityczna to pojęcie publicystyczne, natomiast linia programowa jest kategorią szerszą i co najważniejsze – zaistniała już w prawie. Do 2017 roku w Prawie prasowym mieliśmy zapis w art. 10 pkt 2: „Dziennikarz, w ramach stosunku pracy, ma obowiązek realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji”. Natomiast w art. 26 pkt 1 dawnego Prawa prasowego stało: „Organizację redakcji, jej linię programową, zakres działania oraz tryb powoływania i odwoływania organów określonych w art. 25, jak również udział przedstawicieli zespołu redakcyjnego w kolegium redakcyjnym oraz w innych organach opiniodawczo-doradczych określa statut albo regulamin redakcji”.
Te przepisy zniknęły dopiero po 28 latach wolnej Polski w ramach „dekomunizowania” prawa prasowego. Linia redakcyjna nigdy nie była jednak traktowana jako narzędzie dyscyplinowania czy opresji. Powszechnie bowiem zgadzano się z tezą prof. Jacka Sobczaka, znawcy prawa prasowego: „W przypadku konfliktu między linią programową a zawartym w prawie prasowym obowiązkiem służby społeczeństwu i państwu prawo prasowe wymaga od dziennikarza dokonania wyboru na rzecz służby społeczeństwu i państwu. Co więcej, jeżeli dziennikarz posiada wiedzę o faktach ważnych dla społeczeństwa, które z uwagi na linię programową podawane są celowo w sposób niepełny lub nierzetelny, dziennikarz ma prawo i obowiązek przekazania takiej informacji w inny sposób” (J. Sobczak, Prawo prasowe, 2000).
W kontekście lojalności dziennikarza wobec wydawcy czy redakcji (a zatem też ich sposobu myślenia) warto również przypomnieć zapisy Kodeksu Etyki Dziennikarskiej SDP dyskutowanego już niemal 20 lat temu: „Wobec przełożonych i wydawców lub nadawców obowiązuje dziennikarza lojalność, ale nie mogą oni nakazać dziennikarzowi, a dziennikarz ma prawo odmówić, wykonywania poleceń sprzecznych z prawem, etyką zawodową lub swymi ugruntowanymi przekonaniami”.
Trudna do uchwycenia linia redakcyjna
W ciekawym tekście dra hab. Wojciecha Furmana z 2018 roku na temat pojęcia linii redakcyjnej („Polityka i Społeczeństwo” nr 3 (16)) autor zauważył: „Wewnętrzne dokumenty określające linię redakcyjną, jeżeli zostały sformułowane, pozostają trudno dostępne. Na ogół w witrynach internetowych można znaleźć tylko ogólne sformułowania, na przykład takie: „Siła »Polityki« tkwi w niepowtarzalnym zespole dziennikarzy i redaktorów, składającym się z najbardziej znanych i cenionych dziennikarzy w branży. Zasada jest prosta: pismo sprzedaje rzetelny tekst przygotowany przez dobrego autora. I ta zasada sprawdza się od dziesięcioleci, znajdując uznanie wśród czytelników i specjalistów zajmujących się analizą medialnego rynku”, by skonstatować: „Linia redakcyjna (…) w praktyce okazuje się trudna do uchwycenia. Można o niej wyrokować, badając stosunek danej redakcji do konkretnych wydarzeń”.
Na tej zasadzie linię redakcyjną widać – przykładowo – w „Rzeczpospolitej”. Bogusław Chrabota nie obawia się mówić, że jego dziennik popiera wolny rynek. „»Rzeczpospolita«»» jest gazetą konserwatywno-liberalną otwartą na dyskurs publiczny” – mówi Chrabota. Dodaje też: „Jeżeli obecny rząd wspiera rynek, jesteśmy za, a kiedy go niszczy, jesteśmy przeciwko. Robimy to w sposób otwarty, a to sprawia, że mieścimy się w najlepszej tradycji światowej prasy gospodarczej” (sdp.pl, 19.06.2020)
Podobnie na przykładzie publikowanych opinii wiadomo, że lewicowo-liberalny „Guardian” zwalczał brexit, a tabloid „The Sun” namawiał Brytyjczyków do głosowania „leave”. Jak wtedy, gdy zaapelował przed referendum na pierwszej stronie: „Musimy uwolnić się od dyktatorskiej Brukseli” pod tytułem będącym grą słów: „BeLEAVE in Britain”.
Media z wyrazistą linią redakcyjną – od protrumpowskiej telewizji Fox w Stanach Zjednoczonych, przez lewicowy „Le Monde” we Francji czy konserwatywny „Die Welt” w Niemczech, po polskie dzienniki z prawej czy lewej – znaleźć bardzo łatwo. Nie zawsze oznacza to popieranie konkretnych sił politycznych stojących za ideą wpisaną w redakcyjne statuty, ale zdarza się to nader często. Przy tym – należy dodać – w każdej redakcji uważają, że przedstawiają prawdę.