W środę wieczorem Onet opublikował test „Andrzej Stankiewicz: Atak na media. Tak Kaczyński, Morawiecki i Ziobro chcą uciszyć dziennikarzy”. Zastępca naczelnego Onetu przypomniał w nim, jak naczelny tego portalu Bartosz Węglarczyk usłyszał od prominentnego polityka obozu rządzącego propozycję zatrudnienia osoby mającej pilnować, żeby w Onecie reprezentowany był punkt widzenia rządu.
Stankiewicz spokojny o wynik procesu
„Zresztą to był »plan B« Morawieckiego. Bo planem »A« było po prostu przejęcie Onetu – jego odźwierny Michał Dworczyk próbował skłonić amerykański fundusz KKR, który pośrednio jest współwłaścicielem Onetu, do sprzedaży portalu spółce państwowej” – napisał Stankiewicz.
Niecałe trzy godziny po opublikowaniu tekstu Stankiewicza w Onecie, o godz. 21.59 w środę, Michał Dworczyk we wpisie na Twitterze postraszył go sądem, pisząc m.in.: „Dziś p. A. Stankiewicz podaje kolejną, całkowicie fałszywą informację. Nigdy nie uczestniczyłem w żadnych rozmowach dotyczących sprzedaży jakiegokolwiek portalu. Żądam sprostowania – w przeciwnym razie spotkamy się w sądzie”.
– Pycha kroczy przed upadkiem – komentuje Andrzej Stankiewicz groźbę polityka PiS. – Michał Dworczyk składał swoją propozycję przy świadkach. Jeżeli dojdzie do procesu, będę spokojny o jego wynik, o ile Dworczyk nie zacznie stosować wobec sędziów takich praktyk, jakie poznaliśmy z maili, które wypłynęły z jego poczty elektronicznej – dodaje Stankiewicz.
„Nie mogłem w to uwierzyć”
W swoim tekście zastępca naczelnego Onetu ujawnia też, jak Patrycja Kotecka, obecna żona ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, sugerowała redaktorom naczelnym mediów, w których kolejno pracował („Newsweek Polska”, „Wprost”, „Rzeczpospolita”), żeby go zwolnili. Przypomina, że Kotecka, gdy weszła do zarządu państwowej firmy ubezpieczeniowej Link4, wykorzystywała swoje stanowisko do nacisku na media poprzez dowolne decydowanie, które redakcje dostaną pieniądze z kampanii reklamowych jej firmy.
Stankiewicz opisuje też, jak pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, kontrolowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, stały się elementem nacisku na media. „Nie chcę tu wyliczać redakcji i dziennikarzy, którzy znaleźli się na celowniku Koteckiej. Większość z nich – w mojej ocenie – zachowała się godnie. Ale, oczywiście, są także redakcje dotowane z Funduszu Sprawiedliwości. Droga wolna” – napisał Stankiewicz.
Zauważył, że politycy skłóconego wewnętrznie obozu władzy tak bardzo są przekonani, iż media i dziennikarze działają na czyjeś zlecenie, że zaczęli wicenaczelnego Onetu podejrzewać o współpracę z Ziobrą przeciwko premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. „Naprawdę, stoczyłem kiedyś bardzo długą, karykaturalną dyskusję z zaufanym premiera, który czynił mi takie zarzuty. Dzierżąc plik wydrukowanych tekstów Onetu dowodził, że Ziobro mnie zadaniuje na walkę z Morawieckim. Sam w to nie mogłem uwierzyć – na szczęście mam świadków na to, że mi się nie wydawało” – napisał Stankiewicz.
Dlaczego zdecydował się ujawnić nazwiska Michała Dworczyka i Patrycji Koteckiej jako tych, którzy próbowali uzależnić od siebie media, a w stosunku do innych pozwala im zachować anonimowość? – W przypadku Dworczyka i Koteckiej nie chodziło o prywatne rozmowy. Podałem ich nazwiska i jestem gotowy iść z nimi do sądu. Natomiast nazwisk tych, z którymi ja czy Bartosz Węglarczyk rozmawialiśmy prywatnie, nie podajemy, bo takie są standardy – mówi Stankiewicz.