Kim jest Michał Rachoń, współautor „Resetu”: dziennikarz i działacz

– On nie ma prawa nazywać się dziennikarzem – mówi Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”. – Rachoń przez lata był działaczem partyjnym i dziennikarstwo zna głównie z perspektywy polityka. Jemu tylko się wydaje, że praca dziennikarza wygląda tak, jak w jego wykonaniu. To nadal działacz partyjny – podkreśla

Po emisji w TVP serialu dokumentalnego „Reset” autorstwa Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza w mediach zawrzało. Już dwaj eksperci, którzy się w nim wypowiadają, na Twitterze się od niego odcięli i zarzucili autorom manipulację. „Zostałem wprowadzony w błąd odnośnie linii redakcyjnej. Chcę publicznego zapewnienia, że w pozostałej części serialu nie zostaną użyte żadne klipy” – napisał Edward Lucas, europejski korespondent tygodnika „The Economist”, który wypowiadał się w dokumencie Rachonia. To dobry moment, by przypomnieć sylwetkę autora: Michał Rachoń znał dziennikarstwo z perspektywy polityka i działacza. Takim pozostał w TVP.

Ten występ w programie TVP Info „Minęła 20” będzie mu pamiętany już zawsze. Sędziów z sądów rejonowych i Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego porównał do współpracowników komunistycznej bezpieki i ludzi mających krew polskich bohaterów na rękach. „Ten system właśnie się wali. Czy lipiec 2017 roku będzie datą, kiedy po raz pierwszy od wejścia Sowietów do Polski Polacy odzyskają demokratyczną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości?” – mówił, patrząc w kamerę.

„Rachoń odleciał” – komentowali dziennikarze.
Wręcz przeciwnie. Był w swojej roli.

Level hard

„Mówcie dalej, że to jest dziennikarz. Zwracam się oczywiście do kolegów dziennikarzy” – skomentował na Twitterze występ Michała Rachonia na temat sędziów Kamil Dziubka z Onet.pl.

Daniel Adamski z Radia Zet był celniejszy: „Propaganda level hard”.

Bo gdy zaczyna się „Minęła 20” w TVP Info, widzowie od razu się orientują, że to nie będzie zwykła rozmowa z gośćmi o bieżących wydarzeniach. Michał Rachoń wita ich w „prawdopodobnie najlepszym programie publicystycznym w Polsce”, po czym machając ręką z długopisem, wydaje komendę: „Jedziemy!”.

I jedzie. Często po bandzie. Jak wtedy, gdy na wizji otworzył puszkę napoju Tiger, przez siedem sekund wylewał jej zawartość, na koniec zgniótł ją i rzucił za siebie. W ten sposób wyraził dezaprobatę wobec reklamy marki Tiger z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego (na plakacie widać środkowy palec i hasło „1 sierpnia Dzień Pamięci. Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!”).

– Jest wyrazistym prowadzącym, a w telewizji o to chodzi – ocenia Piotr Barełkowski, były prezes Telewizji Republika, w której Rachoń wcześniej pracował.

– Zwierzę telewizyjne – zauważa pracownik TVP obserwujący pracę Rachonia od kulis.

– Jest grupa widzów, której odpowiada takie właśnie dziennikarstwo – zwraca uwagę Jacek Dąbała, medioznawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

– On nie ma prawa nazywać się dziennikarzem – ripostuje Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego” i znany dziennikarz śledczy. – Rachoń przez lata był działaczem partyjnym i dziennikarstwo zna głównie z perspektywy polityka. Jemu tylko się wydaje, że praca dziennikarza wygląda tak, jak w jego wykonaniu. To nadal działacz partyjny – podkreśla.

Efekty

Słownik PWN wyjaśnia, że działacz to „człowiek szczególnie aktywny w organizacji lub w jakiejś dziedzinie życia”.

Na przykład w sporcie. Ze dwa metry wzrostu, długie czarne włosy – student politologii na Uniwersytecie Gdańskim Michał Rachoń pasjonuje się koszykówką, gra w gdańskim AZS, zostaje kapitanem uniwersyteckiej reprezentacji.

W 2002 roku, zaraz po studiach, przerzuca się na politykę – wstępuje do Prawa i Sprawiedliwości.

Synonimem słowa działacz jest ideowiec, lecz stryj obecnej gwiazdy TVP Info prof. Janusz Rachoń swojego bratanka tak nie postrzega. Fascynacji ideologią PiS z domu nie wyniósł. „Mój brat nie był wyborcą PiS, nie jest też jego zwolennikiem. Jest liberałem, szczególnie jeśli chodzi o gospodarkę” – tłumaczył prof. Rachoń, były rektor Politechniki Gdańskiej i były senator związany z PO, w rozmowie z serwisem NaTemat.pl. Wybór przez Michała Rachonia kariery politycznej w PiS stryj tłumaczy środowiskiem, w którym jego bratanek obracał się podczas studiów: „Ze względu na bratanka miałem kontakt z tymi studentami. I bardzo szybko zorientowałem się, że to są bezideowi ludzie. Im było obojętne, czy będą pracować w Samoobronie, czy w Porozumieniu Centrum. Bo oni uważają, że się rozwija zawodowo i robi »profesjonalny« PR polityczny. To jest absolutnie poza jakąkolwiek etyką”.

Chodzi o efekty. Stryj Rachonia podał przykład: „To było po tej aferze, gdy Kurski wyciągnął dziadka z Wehrmachtu, wtedy patrzyli w niego jak w obraz. Mówiłem: »Zwróćcie uwagę – to, co robi Kurski, jest niemoralne i nieetyczne«. A oni chórem odpowiedzieli: »Ale jakie skuteczne«.

Układ

W 2004 roku, będąc młodym działaczem partyjnym, Michał Rachoń prowadzi kampanię Anny Fotygi z PiS do Parlamentu Europejskiego – Fotyga dostaje się do europarlamentu.

Poznaje Jerzego Targalskiego, zwolnionego z funkcji dyrektora agencji PAI – Internet. Pomaga mu rozkręcić prawicowy serwis internetowy Abcnet.com.pl. Popularność serwisu co prawda nie wyszła daleko poza grono jego twórców, ale znajomość z Targalskim zaprocentuje. Rachoń mówił o nim: „mój mistrz”.

W 2008 roku w rodzinnym Sopocie Michał Rachoń stoi pod ratuszem z politykami PiS i podaje megafon Jackowi Kurskiemu, Arkadiuszowi Mularczykowi i Zbigniewowi Ziobrze. Politycy PiS zorganizowali wiec po tym, gdy prezydent Sopotu Jacek Karnowski został oskarżony przez byłego znajomego z PO Sławomira Julkego o korupcję.

– Sopocki PiS to wtedy było środowisko, które łączyła głównie niechęć do prezydenta Sopotu – tłumaczy Mikołaj Chrzan, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej Trójmiasto”.

Rachoń w sopockim PiS trenował skuteczność: „Urzędnicy sopockiego magistratu pamiętają, jak w tamtym czasie zaglądał do ratusza z kamerą lub aparatem fotograficznym, próbując przyłapać »układ sopocki« na gorącym uczynku” – opisywał „Dziennik Bałtycki”.

Nadużycie

Przynależność do PiS nie przeszkadzała Rachoniowi być skutecznym w zarabianiu przy organizacji turnieju tenisowego Prokom Open w Sopocie. Prokom należy do Ryszarda Krauzego – dla PiS jest on oligarchą, który w niejasny sposób dorobił się dużych pieniędzy.

– Przez kilka lat Michał Rachoń odpowiadał za przygotowanie i prowadzenie biura prasowego turnieju – opowiada Marcin Dukaczewski, który odpowiadał za organizację Prokom Open od strony logistycznej. – Wywiązywał się ze swoich obowiązków. O Michale Rachoniu z tego okresu nie mogę powiedzieć nic złego jako o współpracowniku i człowieku – podkreśla.

Gdy w 2005 roku Rachoń stracił to źródło dochodu, obwiniał prezydenta Sopotu, że ten użył swoich wpływów, by go odsunąć od imprezy. Marcin Dukaczewski twierdzi, że nie pamięta, jak to było naprawdę, ale dodaje: – Mogło tak być, że władze miasta poprosiły o zrezygnowanie z jego usług. Miasto było współorganizatorem turnieju, a on atakował jego prezydenta.

Co ciekawe, w 2005 roku Michał Rachoń z ramienia agencji Materiały Dobrze Sprasowane obsługiwał PR-owo także inną dużą imprezę w Trójmieście: zlot jachtów Baltic Sail. Tę organizują z kolei władze Gdańska z Pawłem Adamowiczem na czele, jednym z głównych przeciwników PiS na Pomorzu. – Nie mamy w zwyczaju przy zawieraniu umów pytać o przynależność partyjną – tłumaczy Magdalena Skorupka-Kaczmarek, rzeczniczka prasowa prezydenta Gdańska. I dodaje: – Zauważyłam na stronie Wikipedii, że pan Rachoń nazywa się „rzecznikiem Baltic Sail” – to raczej w obliczu umowy, którą przeczytałam, jest pewne nadużycie.

Według umowy jego obowiązki obejmowały tylko media relations.

Piosenka

Po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych w 2005 roku wpływy Rachonia w strukturze partii wzrosły. PiS szybko przejęło media publiczne. Wiceprezesem Polskiego Radia został Jerzy Targalski, a prezesem Krzysztof Czabański, który pisał do serwisu Abcnet.com.pl. Rachoń zarekomendował mu do pracy w publicznym radiu swoich kolegów – m.in. Jakuba Świderskiego, razem z którym walczył w Sopocie z prezydentem Karnowskim, czy Bartosza Kalinowskiego, trójmiejskiego barda, śpiewającego wtedy po knajpach prześmiewcze piosenki z zacięciem politycznym. Jedną z popularniejszych była „Michnikowszczyzna”, która szła tak: „Redaktorkę (…) zadowalaj, pieść i bzykaj, zawsze będziesz żył przy kasie, to dziewucha od Michnika”. Z Kalinowskim Rachoń chodził do tej samej klasy w III Liceum Ogólnokształcącym w Gdyni. Jak tłumaczył w 2007 roku w rozmowie z „Press”, jego kolega Bartosz ma predyspozycje do pracy w mediach, gdyż w swoich piosenkach udowadnia, że jest bacznym obserwatorem rzeczywistości.

Kto mu podpowiadał te obserwacje, wyszło na jaw kilka lat później, gdy Kalinowski był świadkiem w procesie między ówczesnym europosłem PiS Jackiem Kurskim a prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim. Trójmiejski bard zeznał, że przed wyborami samorządowymi w 2006 roku zgłosił się do niego działacz sopockiego PiS Michał Rachoń i zaproponował mu napisanie piosenki atakującej władze Sopotu. „Michał Rachoń tłumaczył mi, że to ma być piosenka o tym, że Sopot jest źle zarządzany, że dworzec jest brudny, a molo się rozwala. I że ma być też o nadziei, coś w stylu tej słynnej piosenki z »pomarańczowej rewolucji« na Ukrainie. Trochę go wyśmiałem, ale ostatecznie się zgodziłem i zażądałem pięciu tysięcy złotych” – relacjonowała zeznania Kalinowskiego trójmiejska „Gazeta Wyborcza”.

Kalinowski opowiadał, że napisał kawałek „Requiem dla układu sopockiego”, ale obiecanych pieniędzy nigdy nie zobaczył. „Powiedziałem im: w takim razie, skoro nie macie kasy, to załatwcie mi jakąś robotę” – zeznawał. „Nic do nich nie mam, bo się wywiązali. Po kilku telefonach Michał Rachoń załatwił mi w końcu pracę w publicznym radiu” – wyjawił.

Oklaski

W marcu 2007 roku Michał Rachoń zostaje rzecznikiem prasowym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Rząd tworzyła wtedy koalicja PiS, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Szefem MSWiA był Janusz Kaczmarek. – Otaczałem się ludźmi wskazanymi przez moich współpracowników z Uniwersytetu Gdańskiego. Jeden z nich polecił mi Michała Rachonia jako kompetentnego człowieka z pomysłami – opowiada Kaczmarek. Podkreśla, że Rachoń jako rzecznik się sprawdził: – Miał wiele dobrych pomysłów. Gdy na przykład podpisywaliśmy zagraniczne umowy, on wiedział, jak to medialnie rozpropagować.

Ale w ministerstwie odnotowano też niepokojące sygnały. – Rachoń próbował zatrudniać w biurze prasowym ministerstwa swoich znajomych. Nie zostali zatrudnieni. To był wtedy narybek z „Gazety Polskiej” – opowiada osoba pracująca wówczas w MSWiA.

W koalicji rządowej zaczęło trzeszczeć i 8 sierpnia 2007 roku Kaczmarek został odwołany ze stanowiska – podejrzewano go, że był źródłem przecieku w sprawie planowanej akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Gdy jego szef zaczął tonąć, Rachoń szukał ratunku, wciągając go pod wodę – w blogu stwierdził, że był „zaskoczony i zniesmaczony, bo wyniki zaufania, jakim cieszył się Janusz Kaczmarek w czasie, kiedy dla niego pracowałem, wzrastały z miesiąca na miesiąc, plasując go w czołówce polskich polityków”. Podkreślił, że partia doceniła jego wysiłek, „bo na przedostatniej konwencji wyborczej PiS w Radomiu mój ówczesny szef wystąpił tuż przed premierem Kaczyńskim. Kurczę, byłem dumny, kiedy szef MSWiA wygłaszał przemówienie do członków PiS, przemówienie oparte na moim osobistym liście do niego oraz na tezach, które przygotowywałem, ślęcząc nad biurkiem do późnej nocy. Oklaski, które przerywały jego przemówienie, traktowałem jak własne, siedząc sobie gdzieś pod ścianą z aparatem fotograficznym w ręku”.

– Akurat przemówienia to sobie sam przygotowywałem – kwituje Janusz Kaczmarek, gdy przypominam mu te słowa Rachonia. – Z perspektywy czasu widzę, że zatracił wszystko, co dobrego w nim się kiedyś krystalizowało. Poszedł w propagandę – kwituje Kaczmarek.

Penis

W 2008 roku Michał Rachoń zostaje rzecznikiem prasowym trójmiejskich struktur PiS. Żyje z marketingu i PR. W agencji marketingu sportowego Bonivest Polska jest dyrektorem komunikacji. W 2011 roku z ramienia Bonivestu prowadzi biuro prasowe przy rozgrywkach w Gdańsku gwiazd euroligi koszykówki kobiet. – Nie było z nim żadnych problemów – zapewnia Olga Kijewska, sekretarz generalna Polskiego Związku Koszykówki.

1 września 2009 roku w Sopocie przechodnie z zaciekawieniem obserwowali, jak w stronę skweru koło Grand Hotelu przemieszcza się kilkumetrowy obiekt w kształcie penisa, nad którym latają baloniki. Gdy penis stanął na skwerku, odczytali napis na nim: „Putin”. Z wnętrza wydobył się głos Michała Rachonia: „Dzisiaj młodzież Trójmiasta w uznaniu rzeźniczych zasług Władimira Putina, rzeźnika Kaukazu, ma mu do przekazania tyle: »morderca, morderca«…”.

Władimir Putin, który przyjechał do Sopotu na uroczystości z okazji okrągłej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, happeningu Rachonia jednak nie zobaczył. Lecz relacje o Rachoniu przebranym za penisa trafiły do głównych wydań programów informacyjnych i ogólnopolskich gazet. Nawet dygnitarze z PiS uznali, że przesadził. „Taka forma protestu jest zła i niedopuszczalna” – stwierdził ówczesny rzecznik PiS Mariusz Błaszczak.

Janusz Palikot, znany z wystąpienia ze sztucznym penisem na konferencji prasowej, napisał e-mail do Rachonia: „Otóż, panie Rachoń, żeby robić za członka, trzeba być twardym, a nie miękkim. A Pan jesteś cienias i mięczak. I dlatego jako penis jesteś Pan zupełnie niewiarygodny”.

Po tym happeningu Rachoń zyskuje w PiS łatkę nieco szalonego lokalnego działacza.

Telewizja

W 2012 roku rzucił legitymacją partyjną i postanowił zostać dziennikarzem. Publikował w tygodniku „Gazeta Polska” i dzienniku „Gazeta Polska Codziennie”. Czasami pisał teksty z bratem Nikodemem (po dobrej zmianie brat został, bez konkursu, dyrektorem zarządzania marką w państwowej spółce Energa).

– Michał zorientował się, że w polityce lepiej mu wychodzi komunikacja, propaganda niż partyjne gierki. Dlatego zdecydował się formalnie odejść z PiS i kontynuować swoją działalność w mediach – mówi Mikołaj Chrzan z „GW Trójmiasto”.

Jako były rzecznik PiS pisał przewidywalnie, np. o manipulacjach „mediów głównego nurtu”.

Był początek 2013 roku, gdy Michał Rachoń wszedł z dużym plecakiem do budynku przy ul. Dzielnej w Warszawie. Trwały tam przygotowania do uruchomienia Telewizji Republika, którą wymyślił m.in. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”.

– Przyjechał na casting na prowadzących programy – wspomina Piotr Barełkowski, były prezes TV Republika. – To jeszcze nie był ten Michał Rachoń, którego teraz znamy z TVP Info – podkreśla.

Był tylko jeden problem: kandydat do niedawna był działaczem politycznym. Założyciele TV Republika postanowili nie zwracać na to uwagi. – Zapewnił, że nie jest już czynnym politykiem. Wydaje mi się, że nie miało to większego znaczenia dla jego późniejszej kariery dziennikarskiej – sądzi Piotr Barełkowski.

A gdy już wiedział, że dostał się do nowej, prawicowej telewizji, uśmiechnięty Michał Rachoń mówił do kamery: „Musimy wymyślić telewizję, której tu nie było od 20 lat. Od zera”.

Tę jego wypowiedź wykorzystano potem w materiale promującym TV Republika.

Bohater

Dostał prowadzenie programów „Polska na dzień dobry”, „Co wiemy”, „Republika na żywo”; był też gospodarzem pasm wieczornych. Pracował jednocześnie jako reporter, przeprowadzał wywiady.

Tam poznał bliżej Katarzynę Gójską-Hejke, wicenaczelną „Gazety Polskiej”, swoją przyszłą żonę. Szybko stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy TV Republika. W 2013 roku, w rocznicę tragedii smoleńskiej, to jemu powierzono przeprowadzenie wywiadu z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Rachoń był wyraźnie spięty. Nie przeszkadzał Kaczyńskiemu, czasem wtrącił: „No więc właśnie?”, a gdy prezes PiS perorował, że interesy oligarchii i rządów Platformy Obywatelskiej są naruszane przez zwolenników prawdy o Smoleńsku, Rachoń słuchał tego z lekko otwartymi ustami.

W grudniu 2014 roku stał się już bohaterem prawicowych mediów. Prezydent Bronisław Komorowski zeznawał wtedy jako świadek w procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, któremu zarzucano korupcję przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. TV Republika jako jedyna nie dostała wtedy akredytacji na wejście do Pałacu Prezydenckiego z operatorem. A mimo to jako jedyna stacja transmitowała przesłuchanie Komorowskiego – Rachoń robił smartfonem relację wideo. Największe media uznały, że ponad trzygodzinne przesłuchanie Komorowskiego nie jest warte non stop relacji na żywo, więc Rachoń został bohaterem prawicy, który złamał „zmowę milczenia głównych mediów”.

„Mamy nadzieję, że takich odważnych i sumiennych dziennikarzy będzie coraz więcej” – oświadczyło Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

Miesiąc późnej znowu było głośno o Rachoniu – na styczniowej konferencji prasowej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zaczął pytać Jerzego Owsiaka o działalność jego spółek. Owsiak nie chciał odpowiadać; stwierdził, że później może z nim porozmawiać. Rachoń go prowokował, wielokrotnie powtarzał pytanie, próbował wymusić udzielenie mu głosu, wszystko filmując smartfonem.

I dostał to, na czym mu zależało: „Proszę tego pana stąd wziąć” – powiedział Owsiak. Dziesiątki fotoreporterów obecnych na konferencji skierowały obiektywy na Rachonia, który został z konferencji wypchnięty. Na zdjęciach z tego zdarzenia widać, że się dobrze bawi tą sytuacją. A potem zadzwonił po policję. Skarżył się, że został pobity.

„Szef WOŚP ze swojej konferencji prasowej wyrzucił widzów Telewizji Republika. To, że trafiło akurat na mnie, jest kwestią nieistotną. Przeprosiny należą się widzom TV Republika” – brylował potem Rachoń w rozmowie z Niezalezna.pl.

Dziennikarze stanęli wtedy za nim murem. Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” miał nawet pretensje do obecnych na konferencji kolegów, że nie zaprotestowali przeciwko wyrzuceniu Rachonia. „Nie zareagowali na ewidentną krzywdę, która działa się ich koledze. Powinni zaprotestować lub wyjść z konferencji” – napisał Czuchnowski w Wyborcza.pl.

Bodyguard

Czy Michał Rachoń traktuje jednak środowisko dziennikarskie jako swoje? Zwątpił w to Piotr Witwicki z Polsat News. Niecały rok później, w grudniu 2015 roku, na parking koło siedziby TV Republika weszła ekipa Polsat News. Chcieli zadać pytanie Jarosławowi Kaczyńskiemu, który miał wkrótce przyjechać do TV Republika na wywiad. Wokół nich zrobiło się jednak zamieszanie i nagle przez okno wyskoczył Michał Rachoń ze smartfonem, którym nagrywał incydent. „My jesteśmy właścicielami, nie życzymy sobie!” – mówił do ekipy Polsat News. „Po co pan to robi? Jest pan na terenie firmy, a ta firma sobie tego nie życzy” – grzmiał.

Sęk w tym, że ekipa Polsat News miała zezwolenie na pobyt na parkingu, a budynek nie należy do TV Republika. – Zapytałem ochroniarzy, czy możemy poczekać na parkingu. Dostaliśmy na to zgodę – wspomina Piotr Witwicki. – Pracownicy TV Republika wpadli w popłoch, że ktoś chce nagrać Kaczyńskiego – wyjaśnia.

Rachoń nie ustępował – gdy ochroniarze potwierdzili, że ekipa Polsatu ma prawo przebywać na parkingu, zadzwonił po policję. Oni też stwierdzili, że Witwicki z operatorem prawa nie łamią. – Gdy Kaczyński zjawił się przed budynkiem, spróbowałem mu zadać pytanie, oczywiście nie odpowiedział i na tym się sprawa zakończyła – wspomina Witwicki, do dziś zdziwiony, że Rachoń zachował się jak ochrona prezesa PiS.

Twarz

Wygrana PiS w wyborach 2015 roku otworzyła przed byłym działaczem z Trójmiasta nowe drzwi.

Prezes TVP Jacek Kurski nie zapomniał, kto wspierał go w walce z prezydentem Sopotu – już w styczniu 2016 roku Michał Rachoń przechodzi z TV Republika do telewizji publicznej i zostaje zastępcą dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej ds. publicystyki. Podlegają mu programy publicystyczne, głównie w TVP Info. Sam dostaje niedzielny program „Woronicza 17”.

„Pracowałem i współtworzyłem do tej pory Republikę – stację, w której wolność słowa i wolność sumienia są podstawowymi wartościami. Jestem przekonany, że dostęp do wolnej informacji należy się nie tylko tym, którzy mają dostęp do stacji takiej, jak TV Republika z jej ograniczonym zasięgiem” – promował się w wywiadzie dla Sdp.pl.

TVP rzeczywiście zaczęła szybko przypominać TV Republika, ale Rachoń na posadzie długo się nie utrzymał – po trzech miesiącach został odwołany ze stanowiska. „Mistrz” Jerzy Targalski wystąpił w jego obronie: „Rachoń jako jedyny chciał zmienić cały zespół w TVP Info, skończyć z pozorowaniem zmian. Mamy obecnie do czynienia z kontratakiem rosyjskiej agentury” – przekonywał w Radiu Wnet.

– Do nas też docierały głosy, że Rachoń stracił stołek, bo był zbyt radykalny i chciał zwalniać wszystkich, którzy pracowali w TVP przed dobrą zmianą. A wszystkich przecież nie da się zwolnić, więc to jego pozbyli się z kierowniczego stanowiska – opowiada pracownik TVP. Wśród pracowników telewizji przeważał pogląd, że Rachoń po prostu nie radził sobie z zarządzaniem i wprowadzaniem nowych programów publicystycznych w TVP Info.

Ale prezes Jacek Kurski dobrze wyczuł, w czym były działacz PiS jest dobry: „@michalrachon jako wicedyr TAI pomyślnie zakończył przygotowanie nowych formatów. W nagrodę staje się główną twarzą @tvp_info #dobrazmiana” – zapowiedział na Twitterze.

Róże

Gdy w lipcu br. Michał Rachoń pojawia się na kontrmiesięcznicy smoleńskiej, ludzie krzyczą: „prowokator!”, „do Kurskiego!”. Niektórzy go szarpią, wypychają z tłumu. Ten, niezrażony, z półuśmiechem, swoim zwyczajem nagrywa wszystko telefonem. Wypychany przez ludzi – wraca, staje przed czołem pochodu i powtarza, że jest dziennikarzem i chce zadawać pytania.

Lecz nie przyszedł tam tylko jako dziennikarz.

– Chwilę wcześniej ludzie wkładali w kratę osłaniającą policyjny radiowóz białe róże [jeden z symboli protestów – przyp. red.]. A Rachoń je wyjmował i rzucał na ziemię. Od tego się to wszystko zaczęło – opowiada Wojciech Czuchnowski z „GW”, który stał obok.

Tego jednak w TVP Info nie pokazano. Stacja wykorzystywała potem zdjęcia z szarpaniem Rachonia w materiałach o tym, jak dziennikarze TVP atakowani są przez demonstrantów protestujących przeciwko władzy.

Spot

Uprzejmy uśmiech wobec polityków partii rządzącej goszczących w „Minęła 20” i złośliwy półuśmieszek, gdy mówi o członkach opozycji. Głęboka wiara w PiS, płytka wiedza, słaby warsztat dziennikarski. Programy prowadzone przez Michała Rachonia są zgodne z linią partii, do której należał przez 10 lat. Wśród gości często są jego mistrzowie: Jerzy Targalski czy Tomasz Sakiewicz.

Atrakcją czwartkowych wydań jest łączenie przez Skype’a z Wojciechem Cejrowskim.

Rachoń od razu złapał z nim dobry kontakt. Cejrowski mówi: „W Sądzie Najwyższym siedzą pewnie koledzy tego pana [ubeka], tej samej branży, czyli z PRL-u, służby jakieś. Jedyny sposób to jest wyciąć wszystko”, a Rachoń komentuje: „Ale się rozmarzyłem”.

W reakcji na komentarze Cejrowskiego próbuje naśladować jego luźny styl. – Wyraźnie widać, że on chce być jak Mariusz Max Kolonko. Jemu się to miesza z publicystyką – zauważa Jerzy Jurecki.

Show nie zna granic. Wylanie tigera przed kamerami to tylko gest – jak trzeba, budzi się w nim działacz partyjny. PiS rozpętuje antyniemiecką kampanię, więc Rachoń zaczyna program od spotu: najpierw oglądamy przemawiającego Adolfa Hitlera, potem ofiary obozów koncentracyjnych, zaś lektor mówi: „Niemcy! To z waszych podatków Adolf Hitler finansował zbrodnie i mordowanie ludzi”, „Niemcy! To wy karaliście Polaków ratujących Żydów”, „Niemcy! Nie zakłamujcie historii! Przeproście Karola Tanderę i inne swoje ofiary”. Jakość spotu – żenująca, ocenili internauci. Klaus Bachmann, politolog i publicysta, skomentował go w Tok FM: „Tylko dlatego, że są wakacje, to nie trafiło do kabaretów niemieckich”.

Są jednak momenty, gdy Michał Rachoń traci rezon w studiu. We wrześniu ub.r. w programie „Rozmowa poranka” gościł posła PSL Jakuba Stefaniaka. Ten zwracał się do Rachonia „panie rzeczniku”, tłumacząc, że odbyli drogę w odwrotnych kierunkach – Stefaniak z TVP do polityki, a Rachoń z polityki do dziennikarstwa. Poseł PSL rozmawiał z Rachoniem jak z partyjnym działaczem, mówiąc np. „jak wy rządziliście…”. Rachoń był wyraźnie wytrącony z równowagi. W nerwach zarzucił Stefaniakowi, że w TVP został zawieszony, bo przekazał nieprawdziwą informację. Okazało się to nieprawdą i Rachoń potem w programie przepraszał Stefaniaka.

Ściana

– W charakteryzatorni, gdzie zwykle wszyscy gadają, Rachoń siedzi cicho. Ogląda telewizję albo czyta coś w swoim telefonie. Zagadnięty coś odpowie, ale nie w taki sposób, żeby to była zachęta do konwersacji – opowiada dziennikarka TVP Info. – Bardziej kontaktowy był na stanowisku szefa publicystyki. Wtedy zajmował się takimi sprawami jak na przykład umowy, więc musiał z ludźmi rozmawiać – dodaje.

– Rachoń nie pojawia się na żadnych kolegiach. Jego pokój jest zwykle zamknięty – mówi dziennikarz TVP Info.

– Kiedyś Michał Rachoń zaczął pisać na Twitterze, jak to trójmiejscy dziennikarze są zblatowani z elitami i że nie zajmują się aferami. Nie wytrzymałem i napisałem komentarz, bo jeżeli on – do niedawna polityk PiS – uczy innych etyki dziennikarskiej, to jest to mocna przesada – mówi Mikołaj Chrzan z „Gazety Wyborczej Trójmiasto”. Napisał: „Michał, gdy pouczasz innych dziennikarzy o zblatowaniu się z politykami, to trochę tak jakby Marcin P. z Amber Gold dawał wykłady o etyce w biznesie”.

Wielu dziennikarzy próbuję namówić na rozmowę o Rachoniu – odmawiają. Na pytanie, czy uważają go za kolegę po fachu, także. – On jest przykładem, że nie ma drogi z polityki do dziennikarstwa. Dla mnie to nadal polityk – stwierdza Jerzy Jurecki.

– Tak silne samookreślanie się po jednej ze stron politycznego sporu, jak robi to Michał Rachoń, powoduje, że ociera się on o propagandę. To nieuczciwe wobec widzów telewizji publicznej, bo są wśród nich ludzie o odmiennych poglądach – zauważa Jacek Dąbała, medioznawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

W październiku Michał Rachoń skończy 39 lat. Na propozycję rozmowy stwierdza: „Jestem tylko skromnym reporterem”. Umawiamy się na telefon na następny dzień, lecz już nie odbiera. Nie odpisuje na SMS-y i e-maile.

– Ma na pewno potencjał – ocenia predyspozycje Rachonia do pracy w telewizji Bogusław Chrabota, naczelny „Rzeczpospolitej”, przez wiele lat dziennikarz Polsatu. – Ale mocno szarżuje. Taka maniera człowieka, który bardzo chce się przebić. Nie zauważył, że już się przebił i ciągle bije łbem o ścianę. Do tego spore braki intelektualne. Gdybym miał mu radzić, to bym zasugerował: mniej na portalach społecznościowych, więcej wyciszonej lektury – kończy Chrabota.

***

Ten tekst Mariusza Kowalczyka pochodzi z archiwalnego wydania magazynu „Press” – nr 09-10/2017.