Chwali media publiczne, o TVP mówi, że „dobrze wypełnia swoje zadania”, chce ukarać TVN i TOK FM, choć nie zamierza odbierać im koncesji. – Jest wyrazisty i konsekwentny. Postawił na jedną, patriotyczno-konserwatywną opcję i jest jej wierny – mówi o Macieju Świrskim, szefie KRRiT Marcin Wolski. – Przewodniczący nie ma w zwyczaju informować nas o swoich działaniach – narzeka na modus operandi Świrskiego w Radzie jej członek prof. Tadeusz Kowalski.
„Jestem talibem, bo tak jak prawdziwi talibowie jestem przywiązany do mojej wiary i tradycji, fundamentu polskiej cywilizacji” – pisze w 2010 r. Maciej Świrski. Wtedy jest bardziej znany w sieci jako „Szczur biurowy” albo „Czarnowidz”. Pod takimi pseudonimami publikuje swoje opinie na prawicowych blogach. Ten wpis umieszcza, gdy w Polsce – kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej – trwa spór o krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Wcześniej oburza się, gdy Kuba Wojewódzki i Michał Figurski żartują z Jarosława Kaczyńskiego. Niecałe trzy tygodnie po wypadku z 10 kwietnia rapują na antenie Eski Rock: „Bój się Polaku, bój się, wraca IV RP. Zamarli na Helu, zamarli na Wawelu. Po trupach do celu, po trupach do celu. Nie wierzył nikt, choć wielu wątpiło wielu, a Jarek na to po trupach do celu, po trupach do celu”. Świrski pisze do centrali Coca-Coli w Stanach Zjednoczonych. Marka jest sponsorem audycji. Odnosi sukces. Reklama znika z anteny. Po latach dodaje w wywiadach, że dzięki niemu Eska Rock wyrzuciła Wojewódzkiego i Figurskiego. Jest inaczej. Panowie rozstają się ze stacją dopiero w połowie 2012 r. po lawinie krytyki, która spada na nich z powodu żartów z Ukrainek pracujących w Polsce.
Świrski jest już wtedy aktywny także na YouTubie. Do dziś można obejrzeć na jego kanale rozmowy z politykami prawicy: Antonim Macierewiczem, Mariuszem Kamińskim czy Piotrem Glińskim. Z tym ostatnim zaczyna bliżej współpracować w 2013 r. Wtedy gdy w szeregach PiS Gliński zaczyna funkcjonować jako kandydat tej partii na premiera. Później będzie mu doradzać, gdy obejmie tekę ministra kultury.
„Wyrazisty i konsekwentny”
W 2012 r. Maciej Świrski zakłada – razem z Józefem Orłem, byłym politykiem Porozumienia Centrum – Redutę Dobrego Imienia – Polską Ligę przeciw Zniesławieniom. Jest jej prezesem. Za cel stawia sobie bronić dobrego imienia Polski na drodze prawnej i informacyjnej. W radzie fundacji Reduty Dobrego Imienia są nazwiska kojarzone z prawicą: prof. Andrzej Nowak, Tadeusz Płużański, Jan Pietrzak i Marcin Wolski.
– Przyjąłem zaproszenie do współpracy z Redutą Dobrego Imienia jako mój wyraz wsparcia dla tego, co robi ta organizacja dla Polski. Mało kto broni nas na świecie, dlatego od początku kibicowałem temu projektowi, a jego działalność uważam za potrzebną – mówi nam Marcin Wolski. Z Maciejem Świrskim poznają się kilkanaście lat temu w Klubie Ronina, prawicowym klubie dyskusyjnym założonym przez Rafała Ziemkiewicza i Józefa Orła. To tam padają hasła o rozstrzeliwaniu dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN przez Grzegorza Brauna.
Marcin Wolski mówi o Świrskim tylko dobrze: – Jest bardzo rodzinny: ma żonę i utalentowane dzieci, sam pochodzi z dobrej, szlacheckiej i zasłużonej dla Rzeczypospolitej rodziny. Raczej jest introwertykiem niż ekstrawertykiem. To człowiek konkretny, jeśli się o czymś z nim rozmawia, to trzyma się tematu, a nie rozprasza się i ucieka w dygresje. Jest wyrazisty i konsekwentny. Nie widziałem, żeby kiedykolwiek kluczył czy zmieniał zdanie. Postawił na jedną, patriotyczno-konserwatywną opcję i jest jej wierny. Jeśli ktoś zniesławia Polskę w świecie, to on próbuje temu przeciwdziałać.
Świrski w PFN z kampanią „Sprawiedliwe sądy”
Świrski w wywiadach przyznaje, że Redutę Dobrego Imienia powołał m.in. po to, by zwalczać pojawiające się w zagranicznych mediach i u zachodnich polityków określenie „polskie obozy koncentracyjne”. Sam mówi, że „jesteśmy obiektem agresji niemieckiej propagandy przeciwko polskości”. Interweniuje też w sprawie emisji w TVP filmu „Ida” Pawła Pawlikowskiego. Obawia się, że widz „nieznający historii Polski” po jego obejrzeniu „wyjdzie z wrażeniem, że to Polacy są sprawcami Holokaustu”. Dlatego Telewizja Polska (już w czasach prezesa Kurskiego) przed wyświetleniem „Idy” publikuje „odpowiedni” komentarz historyczny zbieżny z linią interpretacyjną Reduty Dobrego Imienia.
Najwięcej do powiedzenia Maciej Świrski ma jednak w okresie, gdy jest wiceprezesem Polskiej Fundacji Narodowej (2016-2018). Finansują ją największe spółki Skarbu Państwa. Pracami PFN de facto kieruje Świrski. Ma reklamować nasz kraj na świecie i – jak mówi ówczesna premier Beata Szydło – „pokazywać Polskę piękną, przyjazną i ambitną”. Najgłośniej jest o kampanii „Sprawiedliwe sądy”. Na billboardach w całym kraju przedstawiono sędziów jako osoby skorumpowane, kradnące i nieuczciwe. Kampania kosztuje 19 mln zł. Akurat w tym czasie swoją rewolucję w sądach przeprowadza minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Zanim w lipcu 2018 r. Maciej Świrski odejdzie z Polskiej Fundacji Narodowej, rok wcześniej zasiada w radzie nadzorczej Polskiej Agencji Prasowej jako jej wiceprzewodniczący. Do instytucji wraca po niemal dekadzie. W 2006 r. – w czasie poprzednich rządów PiS – wybrano go na wiceprezesa PAP. Odpowiada wtedy za technologie, finanse i działalność internetową agencji. Z kolei 10 lat później rada nadzorcza Polskiej Agencji Prasowej pod kierunkiem Świrskiego nadzoruje plan zmian technologicznych i organizacyjnych PAP, wprowadza nowych usługi dla klientów agencji i uruchamia serwis Fake Hunter, który ma walczyć z dezinformacją.
Więcej o rzeczywistości dowiaduje się z TVP
Gdy we wrześniu 2022 r. Sejm głosami PiS powołuje Świrskiego do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, posłowie słyszą, że w czasie jego kadencji w zarządzie PAP, Polska Agencja Prasowa po raz pierwszy w historii swojego działania jako spółka Skarbu Państwa uzyskała dodatni wynik finansowy. W sejmowym uzasadnieniu jego kandydatury zwrócono też uwagę, że Świrski jako pierwszy postawił publicznie kwestię związku pomiędzy wizerunkiem Polski a bezpieczeństwem narodowym w kontekście art. 5 Traktatu NATO i w ramach działań Reduty Dobrego Imienia.
Podczas przesłuchania przed sejmową Komisją Kultury i Środków Przekazu posłanka Lewicy Małgorzata Prokop-Paczkowska pyta Świrskiego, co sądzi o „Wiadomościach” TVP, a wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska (KO) chce wiedzieć, czy zachowa obiektywizm, będąc członkiem KRRiT i „zapomni o swoich aspiracjach politycznych i o swojej wizji historii”. – Jeżeli oglądam Telewizję Polską, to znacząco więcej dowiaduję się o rzeczywistości, niż gdy oglądam inne telewizje, które są na tym wysoce konkurencyjnym rynku – odpowiada Świrski. Przypomina też, że cenzura jest w Polsce zakazana, a w Polsce „istnieje deficyt prawdy w mediach”.
„Kieruje obradami tak, by zachować dla siebie monopol informacyjny”
Zmiana w składzie KRRiT dokonuje się na przełomie września i października ub.r. Rada składa się z pięciu członków powoływanych na sześcioletnią kadencję – po dwóch wyznacza prezydent i Sejm, a jednego – Senat. Już na pierwszym posiedzeniu nowej kadencji KRRiT Maciej Świrski zostaje jej przewodniczącym. Przeciw jego kandydaturze na to stanowisko jest tylko prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca z UW wybrany przez Senat, w którym większość ma opozycja. Pozostali członkowie Rady: Agnieszka Glapiak (wiceprzewodnicząca) oraz Marzena Paczuska (była szefowa „Wiadomości” TVP1) i dr hab. Hanna Karp (medioznawczyni z toruńskiej uczelni związanej z Tadeuszem Rydzykiem) są kojarzeni ze środowiskiem prawicy.
– Od początku było wiadomo, że Maciej Świrski będzie przewodniczącym. Skład obecnej Rady jest spolaryzowany. Moja rola w tym głosowaniu była więc żadna, chociaż zaproponowałem, żebyśmy się przynajmniej sobie krótko przedstawili – opowiada prof. Tadeusz Kowalski. I dodaje, że gdyby nie jego propozycja, od razu odbyłoby się głosowanie w sprawie wyboru przewodniczącego KRRiT.
Prof. Kowalski dodaje, że trudno mu ocenić, jaki jest prywatnie Maciej Świrski. – Mamy jedynie oficjalne relacje, dlatego nie mówimy sobie po imieniu. Moje wcześniejsze doświadczenia, choćby z zasiadania w radzie nadzorczej TVP, przekonały mnie, że warto zachować dystans i nie wchodzić w nieformalne układy, bo to nie sprzyja dobrej współpracy. Pan przewodniczący co prawda dwukrotnie proponował mi spotkanie poza posiedzeniem, ale za każdym razem odmawiałem – mówi członek KRRiT.
Zdecydowanie więcej uwag prof. Kowalski ma do sposobu prowadzenia przez Macieja Świrskiego obrad KRRiT. – Próbuje uzurpować sobie prawo wyłączności w wielu sprawach, nie szanując kolegialnego charakteru Rady. A przecież podjęte przez nas decyzje powinny być poprzedzone dyskusją. Mam jednak wrażenie, że pan przewodniczący kieruje obradami w taki sposób, by zachować dla siebie monopol informacyjny w wielu kwestiach i nie dopuszczać do dyskusji, kiedy nie ma na to ochoty. Szczególnie zdumiewające było, gdy dowiedziałem się, że biuro nie może przekazywać mi żadnych dokumentów bez jego zgody, co zresztą uznałem za utrudnianie mi wykonywania pracy członka KRRiT. Dlatego o niektórych sprawach dowiaduję się z mediów.
„Panuje duża ostrożność”
Tak było choćby z karą finansową dla Radia TOK FM. Chodzi o 80 tys. zł grzywny za wypowiedź Piotra Maślaka, dziennikarza stacji, porównującą książkę „Historia i Teraźniejszość” prof. Wojciecha Roszkowskiego do podręcznika dla Hitlerjugend. Pod koniec kwietnia br. Maciej Świrski uznał, że naruszono w ten sposób art. 18 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji.
– Przewodniczący nie ma w zwyczaju informować nas o swoich działaniach. Dopiero post factum wysłano do nas wiadomość o ukaraniu nadawcy. Taka praktyka nie była stosowana w poprzednich kadencjach KRRiT – mówi prof. Kowalski. – Jeżeli skargi dotyczyły przypadków będących przedmiotem dużego zainteresowania opinii publicznej, wówczas analizowano wyjaśnienia nadawcy, powstawały opracowania eksperckie i odbywała się dyskusja w gronie Rady. Jej przebieg był wskazówką dla przewodniczącego, co do dalszych jego decyzji. Tego zwyczaju już nie ma. Pan Świrski występuje niejako z urzędu i mianuje siebie stroną postępowania, w związku z czym nikt inny nie ma prawa od niego czegokolwiek oczekiwać, bo tylko strony sporu mogą się nawzajem informować – opisuje styl działania przewodniczącego KRRiT prof. Kowalski. – Jeszcze za poprzedniej kadencji, gdy dyskutowano o karze dla nadawcy, zasięgano opinii departamentu prawnego Rady, by mógł ocenić, czy przesłanki do nałożenia kary są wystarczające. Jeśli były za słabe, rezygnowano z niej, a przewodniczący upominał nadawcę albo wzywał go do zaniechania piętnowanych praktyk.
To zdanie podziela też jeden z pracowników KRRiT. – Panuje duża ostrożność. Ludzie boją się wychylić i powiedzieć na zewnątrz zbyt wiele, by nie narazić się na nieprzyjemności ze strony przewodniczącego – opowiada jeden z wieloletnich pracowników Rady.
Kary Świrskiego dla TOK FM i TVN
Prof. Tadeusz Kowalski przyznaje, że od powołania obecnego składu KRRiT, który zaczął prace w październiku ub.r., nie odbyło się ani jedno głosowanie, w którym Maciej Świrski nie miałby pewności, że jego stanowisko nie zostanie przegłosowane. – Wcześniejsze składy Rady były bardziej pluralistyczne – przyznaje nasz rozmówca. – Jak dotąd nie było sprawy, w której proporcje głosów podczas posiedzenia byłyby 3:2. Albo jest 5:0 albo 4:1, gdzie mój głos jest odrębny od pozostałych członków. Jeśli z opinii, korespondencji czy wymiany spostrzeżeń na posiedzeniu Rady wynika, że zabraknie czterech głosów, wówczas taka sprawa nie jest poddawana pod głosowanie.
Choć Maciej Świrski jako przewodniczący KRRiT urzęduje dopiero od ośmiu miesięcy, na swoim koncie ma już sporo kontrowersyjnych decyzji. Nadawca Radia TOK FM uważa, że kara finansowa dla stacji, od której rozgłośnia niedawno się odwołała, może być odczytana jako próba jej zastraszenia przed wydaniem decyzji w sprawie przedłużenia koncesji. Ta wygasa 3 listopada br.
Wcześniej Maciej Świrski chciał ukarać TVN za pokazany we wrześniu ub.r. materiał „Siła kłamstwa” Piotra Świerczka. Opisano w nim, że podkomisja smoleńska Antoniego Macierewicza nie uwzględniała danych przeczących tezie o wybuchu jako przyczynie katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Zdaniem szefa KRRiT w reportażu naruszono dwa przepisy z art. 18 ustawy o radiofonii i telewizji, mówiące m.in. o tym, że audycje „nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, w szczególności nie mogą zawierać treści nawołujących do nienawiści lub dyskryminujących ze względu na rasę, niepełnosprawność, płeć, wyznanie lub narodowość”, a także „sprzyjać zachowaniom zagrażającym zdrowiu lub bezpieczeństwu oraz zachowaniom zagrażającym środowisku naturalnemu”.
TVN skierował do KRRiT wniosek o umorzenie postępowania. Stacja podkreśliła, że nie zgadza się ze stawianymi w tej sprawie zarzutami, a w przypadku nałożenia grzywny skieruje sprawę do sądu. Natomiast w połowie stycznia nadawca przekazał szczegółową odpowiedź na 72 zastrzeżenia, które wobec reportażu przedstawił Antoni Macierewicz w pismach do KRRiT. Sprawa stanęła na jednym z posiedzeń Rady, lecz wówczas Świrski nie zgodził się na propozycję prof. Tadeusza Kowalskiego, żeby przyjąć uchwałę o umorzeniu postępowania w sprawie kary dla TVN.
Raz Świrski reaguje, a raz nie
– Napięcia między mną a panem przewodniczącym najczęściej wynikają z jego niechęci do przekazywania informacji o tym, czym się zajmuje albo w czym uczestniczy. Nie ma w zwyczaju mówić nam choćby w kilku zdaniach o swojej aktywności i dopiero na wyraźną prośbę, najczęściej moją, reaguje, choć działalność członków Rady to działalność publiczna i poza szczególnymi sytuacjami nie musi być tajna – przyznaje prof. Kowalski.
Chodzi np. o nieprzyjęcie stanowiska w sprawie ostatnich ataków polityków na dziennikarzy. Jego autorem był właśnie prof. Kowalski. Jak mówi, impulsem były dla niego dwa wydarzenia: gdy Jarosław Kaczyński nazwał reportera TVN24 „przedstawicielem Kremla” i następnie gdy Mateusz Morawiecki zwrócił się do redaktorów TVN: „plujecie na wszystko, co jeszcze wczoraj było święte”. Stanowisko proponowane przez prof. Kowalskiego odrzucili pozostali członkowie KRRiT, w tym przewodniczący.
Świrski jest także krytykowany za to, że w niektórych sprawach – z punktu widzenia PiS niewygodnych – działa powoli. W styczniu przewodniczący KRRiT z urzędu podjął postępowanie w sprawie ukarania Polskiego Radia Szczecin i Telewizji Polskiej za „emisję treści umożliwiających identyfikację ofiar pedofila, co w rażący sposób zagrażało dobru małoletnich ofiar przemocy”. W konsekwencji tych publikacji śmierć poniósł syn posłanki PO Magdaleny Filiks. – Minęło kilka miesięcy, a skarga jest nierozpatrzona. Napisałem więc jeszcze raz, by pobudzić KRRiT do działania – mówił nam kilka dni temu Krzysztof Luft, były członek KRRiT, dziś zasiadający w Radzie Programowej TVP i autor skargi.
Świrski chwali media publiczne
Przewodniczący KRRiT zaskoczył też niedawno opinię publiczną, mówiąc, że Rada nie planuje monitoringu mediów w czasie kampanii wyborczej. Świrski podkreślił, że Telewizja Polska „pełni misję w pełnym tego słowa znaczeniu”. W tygodniku „Sieci” dodał, że pion informacyjny i publicystyczny TVP „dobrze wypełnia swoje zadania”, bo „uzupełnia dramatyczne braki mediów komercyjnych”. Zwrócił uwagę, że bez mediów publicznych Polacy nie dowiedzieliby się o „wielu ważnych faktach, jak stan budżetu, wysiłek modernizacyjny w Wojsku Polskim, inwestycje w polską infrastrukturę”. – To często jedyne wielkozasięgowe media, w których można sprostować nieprawdziwą informację, zatrzymać nakręcane kłamliwe nagonki. Tam toczą się też ważne dla naszego życia publicznego realne debaty – dodał.
Według Świrskiego media publiczne są atakowane, ponieważ „mówiąc prawdę, psują różne plany, także polityczne”, a innym powodem jest konkurencja ze strony mediów prywatnych. – Te ataki bywają świadectwem prawdziwego zdziczenia, szczególnie wstyd, gdy biorą w tym udział media konkurencyjne. Choć każdy wie, że tutaj jest też aspekt finansowy: zniszczenie mediów publicznych dałoby nadawcom komercyjnym potężny zastrzyk finansowy na słabnącym rynku – stwierdził szef KRRiT.
W tym samym wywiadzie dodaje: „Nie zamierzam odbierać koncesji ani Radiu Tok FM, ani TVN”.