Chrzani się wszystko.
Tomasz Lis myli się już w pierwszym zdaniu. „Zaczynamy od trwającej trzydzieści godzin… od trwającego trzydzieści godzin dramatu dwudziestu pasażerów niemieckiego jachtu” – informuje ze studia o akcji ratunkowej na Bałtyku.
Po zapowiedzi materiał filmowy z dryfującym żaglowcem. „Czwartek po południu” – czyta lektor. Ale w tle znowu słychać Lisa: „Rozmawiam teraz z Iwoną”.
Chodzi o Iwonę Radziszewską, która ma wejście na żywo z Gdańska. „Piętnaścioro, piętnaście osób yyy, które, które zeszły we Władysławowie na ląd yyy, są w tej chwili bezpieczne” – co rusz się myli, zerka w notes. A Lis wpada jej w słowo.
Dalej było o przyszłym premierze, odbudowie mostu na Dunajcu, Andrzeju Gołocie i bezdomnym psie, który terroryzuje Solec Kujawski. Już bez większych wpadek dojechali do końca.
Był piątek, trzeci października 1997 roku. Tak wystartowała stacja TVN. Po fatalnym debiucie nic nie zapowiadało, że powstaje najlepsza polska telewizja. Ba, jedna z najlepszych w Europie.
ZE SŁABOŚCI SIŁA
– Dostaliśmy słabą koncesję – Edward Miszczak, przez ćwierć wieku dyrektor programowy TVN, o stacji Mariusza Waltera wie wszystko. – Ale to stało się siłą tej telewizji – dodaje przewrotnie.
Z koncesją było tak.
W 1992 roku wystartowali wspólnie z RTL. Ale zgodę dostał Polsat – telewizja Zygmunta Solorza.
Szefem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która przyznaje koncesje, był Marek Markiewicz – za komuny opozycjonista, w wolnej Polsce związany z prawą stroną sceny politycznej. Do dziewięcioosobowej Rady, w której zasiadali przedstawiciele wszystkich opcji politycznych, trafił z nominacji Lecha Wałęsy. Niedługo potem prezydent odwoła go z funkcji przewodniczącego (niezgodnie z prawem). Na kilkanaście lat zwiąże się z telewizją Solorza. Będzie miał program „Bumerang”: dziennikarze i publicyści omawiali błędy dziennikarskiego warsztatu. Potem odpowiadał za informację i publicystykę w stacji. Dziś prowadzi kancelarię adwokacką.
Pytam go o decyzję sprzed 30 lat. Chcę wiedzieć, dlaczego Solorz, a nie Walter?
Odpisuje, że koncesja dla Polsatu była jednomyślna, a jego decyzje „transparentne, zgodne z prawem i rzetelne”.
I pytam, czy późniejsza praca w stacji, dla której podpisał koncesję, to nie konflikt interesów?
Uważa, że gdyby tak było, musiałby mieć „zakaz pracy jako dziennikarz we wszystkich mediach elektronicznych w Polsce, bo ich dotyczyły moje decyzje”. „Podjęcie pracy w telewizji było powrotem do mego zawodu dziennikarza” – dodaje Markiewicz.
Cztery lata później Walter startuje drugi raz. Prezydentem jest już Aleksander Kwaśniewski, krajem rządzi SLD. W połowie lat dziewięćdziesiątych w Krajowej Radzie z ramienia lewicy zasiadają Marek Siwiec, Włodzimierz Czarzasty, Robert Kwiatkowski.
Ludzie związani z TVN twierdzą, że Sojusz faworyzował Naszą TV – obecną TV 4. Mariusz Walter miał usłyszeć od jednego z członków Rady, że złożył „atrakcyjną koncepcję programową, ale szkoda, że nie ma pięciu głosów”. Tyle co najmniej było potrzeba, żeby dostać koncesję.
Siwiec pamięta to inaczej. – Krajowa Rada była politycznie pluralistyczna – mówi. – Walter optował za telewizją robioną na najwyższym poziomie, elegancką. My uważaliśmy, że w dość siermiężnej wtedy rzeczywistości taka stacja nie zdobędzie widowni i nie utrzyma się. Nie doceniliśmy kreatywności ekipy, którą Walter był w stanie zgromadzić.
Walter dostał zgodę na nadawanie w Polsce północnej i środkowej. – Bo zależało nam na rozwoju ponadregionalnych stacji, które będą bliżej problemów mieszkańców – tłumaczy Siwiec.
Żeby mieć ogólnopolski zasięg, kupili TV Wisła, która nadawała w Krakowie i obejmowała południe kraju od Rzeszowa po Wrocław.
– I to sprawiło – podsumowuje Miszczak – że postawiliśmy na jakość. Uznaliśmy, że telewidz nie znajdzie powodu, żeby szukać nowej stacji, która oferuje to samo co telewizja, którą ma pod ręką. Trzeba było dać mu coś, czego nie miał gdzie indziej.
Sami zaczęli produkować programy.
RACZEJ NIE POLITYK
TVN założyli byli agenci komunistycznej bezpieki. Pieniądze mieli z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, którego działalność była jedną z największych afer początków polskiej transformacji. Taką narrację powtarzają prawicowe media i polityczna prawica. Pół roku temu przypomniała to znów Dorota Kania. „Tę telewizję zakładali ludzie związani ze służbami specjalnymi” – mówiła w reportażu „Holding”. Dla TVP zrobili go Marcin Tulicki z Samuelem Pereirą.
Mariusz Walter tłumaczył mi rok temu, że jest zmęczony prostowaniem zarzutów pod swoim adresem. Pierwszym, który oskarżył go o agenturę, był Antoni Macierewicz. – Przegrał wszystkie procesy – przypomniał Walter.
Lwowiak, rocznik 1937, dziennikarską karierę zaczynał w studenckim radiowęźle w Gliwicach. Za „wczesnego Gomułki” dostał pracę w TVP. Za Gierka stworzył „Studio 2” – pierwszy wielogodzinny blok programowy w polskiej telewizji. W szarej wtedy Polsce to była nowa jakość: prowadzony na żywo, niekonwencjonalnie, ciekawi goście – ściągnęli na występ szwedzki zespół ABBA.
W stanie wojennym rzuca telewizję. Jerzy Urban chciał podobno, by kierował specjalną komórką, która będzie szkalowała solidarnościowe podziemie. „Najzdolniejszy redaktor telewizyjny w Polsce”, „raczej profesjonalista niż polityk” – miał go charakteryzować w poufnym liście do generała Czesława Kiszczaka, szefa MSW. Ani resort, ani Walter tego pomysłu nie kupili.
W połowie lat osiemdziesiątych Walter wiąże się biznesowo z młodszym od siebie o pokolenie Janem Wejchertem: zakładają firmę ITI (skrót od angielskiego International Trading and Investment). Zaczynają od produkcji chipsów, od peerelowskich władz dostają koncesję na sprowadzanie do kraju sprzętu elektronicznego i rozprowadzanie filmów na kasetach wideo.
Ale Walter ma marzenie: stworzył kiedyś w nie swojej telewizji „okno na świat” (tak mówiono o „Studiu 2”), chce mieć teraz swoją. W 1997 roku zakłada ze wspólnikiem TVN. – Walter znał się na telewizji, a Wejchert na biznesie – mówi osoba z telewizyjnego światka.
Wejchert zmarł w 2009 roku. Walter po czterech latach przekazał prezesurę synowi Piotrowi. Prezesi stacji zmieniali się jeszcze dwa razy.
Chciałem porozmawiać z Mariuszem Walterem. Jest chory, nie odbierał telefonu.
Przez 18 lat stacja należy do grupy medialnej ITI, potem przez trzy lata do Scripps Networks Interactive, od 2018 roku do Discovery, a od kilku miesięcy w wyniku fuzji WarnerMedia i Discovery – do Warner Bros. Discovery.
– Przypuszczała pani, że ze skromnej na początku stacji powstanie wielki koncern medialny? – pytam Katarzynę Kieli, prezeskę i dyrektorkę zarządzającą Warner Bros. Discovery w Polsce oraz CEO TVN.
– Myślę, że o sukcesie TVN zdecydowała niezwykła pasja, odwaga i gotowość do podejmowania ryzyka. Te cechy opisują zresztą naszą stację do dziś. Jej założyciele stworzyli na polskim rynku zupełnie nową jakość: pierwszy reality show, pierwszy serial codzienny czy pierwszy serwis informacyjny konkurencyjny wobec monopolu telewizji publicznej. Niezmiennie od 25 lat widzowie znajdują na antenie TVN najlepszą rozrywkę, informacje, a przede wszystkim emocje, które towarzyszą telewizyjnym show – odpowiada.
– A jak widzi pani przyszłość stacji?
– Rozwój nowych technologii ma ogromny wpływ na to, jak, na jakiej platformie i kiedy widzowie chcą oglądać swoje ulubione programy. Uczestniczymy w tych zmianach, wyciągamy wnioski z naszych doświadczeń na innych rynkach. Dlatego od ponad dwóch lat konsekwentnie przekształcamy TVN z nadawcy telewizyjnego w nowoczesną grupę mediową działającą na wszystkich platformach i oferującą widzom najlepsze programy tam, gdzie chcą je oglądać. W wyniku fuzji powstała grupa Warner Bros. Discovery, która dla naszej stacji oznacza ogromne możliwości. Nie ma na polskim rynku drugiej grupy mediowej z tak silnymi markami jak: TVN, TVN 24, HBO, CNN, Eurosport, Discovery, Player czy HBO Max. A jest to dopiero początek wspólnej drogi i wiele przed nami. Ale jedno jest pewne: rozpoczynamy nowe ćwierćwiecze silniejsi niż kiedykolwiek.
PAN W SZALIKU
– Wy mówicie: zimny front atmosferyczny nadciągnął ze Skandynawii, a my powiemy: zimno przyszło ze Szwecji – Grzegorz Miecugow wyjaśnia ćwierć wieku temu Marcie Grzywacz z Telewizji Polskiej, jaka będzie różnica między nową telewizją a tą publiczną. Chodzi mu o to, że w TVN będą mówić językiem, jakiego ludzie używają na co dzień, a nie sztywnym jak w TVP.
Miecugow to były redakcyjny kolega Grzywacz: prowadzili główne wydanie „Wiadomości”. Opuścił państwową telewizję, by tworzyć stację Waltera. Podobnie jak szef „Faktów” – Tomasz Lis.
„Pogodynkiem” w TVN został Tomasz Zubilewicz. Też z telewizji publicznej. Już tam zapowiadał prognozę w nietuzinkowy sposób: gdy nastały jesienne chłody, owinął się na wizji szalikiem. Wbił się tym w pamięć Ryszardowi Kapuścińskiemu – reporter opisze go w „Lapidariach”. W nowej stacji rozwinie luźny styl mówienia o pogodzie.
Z radiowej Trójki przechodzą Monika Olejnik (od początku po „Faktach” rozmawia w „Kropce nad i” z politykami) i Tomasz Sianecki (zaczyna jako gospodarz reporterskiego programu „Sześćset sekund życia”). Wszystkich ściągnął Miecugow.
– Ale o mnie zapomniał – byłemu radiowemu koledze wypomina Sianecki. – Sam się mu przypomniałem i po kilku dniach dostałem propozycję.
Miał poczucie, że „w radiu doszedł do ściany”, w Trójce robił już wszystko oprócz „Listy przebojów” Marka Niedźwieckiego. – A gdy zobaczyłem pierwsze wydanie „Faktów”, płakałem prawie rzewnymi łzami, co ja zrobiłem? – opowiada. – Zacząłem żałować, że z solidnej państwowej firmy, jaką była Trójka, przechodzę do niepewnej telewizji.
Też musi się uczyć telewizyjnego warsztatu. Pamięta, jak w czasie nagrywania materiału pokazał lewą ręką kawałek pola, a potem zaraz prawą drugi kawałek. – Nie machaj tak, bo nie nadążam z filmowaniem – napomina go operator. – Jako radiowiec byłem też za bardzo gadatliwy – wytyka swoje dawne błędy. Z radia nie odszedł długo: przez kilka lat miał tam jeszcze swoje audycje.
– To było moje największe zawodowe wyzwanie – mówi z kolei Monika Olejnik. – Pracowaliśmy, nie licząc czasu, z wielkim entuzjazmem i pasją, ale też pokorą. Mieliśmy marzenia. To dawało nam siłę do przekraczania granic wyobraźni i wygrywania z silniejszymi, a przy okazji aroganckimi telewizjami – opisuje tamten czas.
Większość zespołu to ludzie z małych redakcji, nie tak rozpoznawalni jak: Olejnik, Lis, Miecugow, Sianecki czy Zubilewicz. Z Radia dla Ciebie do „Faktów” trafia Tomasz Sekielski (karierę zaczynał w katolickim radiu Vox w Bydgoszczy).
Nowa stacja szuka dziennikarzy w terenie. W Poznaniu znajduje Jolantę Hajdasz – wówczas błyskotliwa reporterka poznańskiego ośrodka TVP, dziś działaczka radykalnej prawicy.
PAPIEŻ, POWÓDŹ, WYBORY
Rok 1997 jest w Polsce gorący od politycznych wydarzeń. I deszczowy.
W maju Polacy głosują w referendum za nową konstytucją (prawica chciała ją odrzucić).
W czerwcu przyjeżdża papież. W Gnieźnie apeluje o jedność Europy. To ważny gest, bo wtedy też nie wszyscy byli za Unią.
We wrześniu, po czterech latach rządów postkomunistów, wybory wygrywa Akcja Wyborcza Solidarność z Marianem Krzaklewskim. Tworzy koalicję z Unią Wolności.
Latem kraj nawiedza „powódź tysiąclecia”. Odra zalewa Racibórz, Opole, Wrocław. Nysa Kłodzka – Kłodzko i Nysę. Wisła podtapia peryferie Krakowa, zagraża elektrowni Połaniec, Warszawie, tamie we Włocławku i toruńskiej starówce. Dunajec niszczy most w Kurowie.
Gdy rusza TVN, jest po wyborach. Ale trwają targi o fotel premiera. W pierwszym wydaniu „Faktów” największe szanse ma profesor Andrzej Wiszniewski. Sekielski rozmawia z nim przez telefon (profesor jest na sympozjum w Johannesburgu). Premierem został ostatecznie Jerzy Buzek.
Monika Olejnik dobrze pamięta pierwszy dzień TVN. – Wszystko od pierwszej minuty nie działało tak, jak chcieliśmy. Problemy techniczne uniemożliwiały połączenia, emocje były coraz większe – opowiada.
Po pełnych wpadek „Faktach” zaczynała pierwszą „Kropkę nad i”. Pamięta, jak Walter z Wejchertem, Miszczak i Miecugow patrzyli w jej stronę. Któryś powiedział: „Może wreszcie coś nam się dzisiaj uda”.
Pierwszym gościem „Kropki” był Wiesław Walendziak, wtedy polityk AWS. Rozmawiali o przyszłym prezesie Rady Ministrów. – Jednym z kandydatów na premiera był mój gość – wspomina Olejnik. Pamięta też, że kandydatury Buzka nie brał pod uwagę.
– Nie chcieliście wystartować ze swoją telewizją przed wyborami? – pytam Miszczaka.
– Nie zdążyliśmy – odpowiada.
Za kilka lat TVN wyniesie inne wydarzenie.
RATLEREK GRYZIE WILCZURA
„Fakty” zrewolucjonizowały programy informacyjne w Polsce – powtarzają dziennikarze TVN.
– Rewolucja polegała na tym, że odpowiedzialność za dziennik brali wydawca i prowadzący, który współdecydował, jakie materiały przygotowujemy, kto je robi i jak wyglądają – tłumaczy Grzegorz Kajdanowicz. – Prowadzący nie był lektorem, który czyta napisane przez kogoś zapowiedzi.
Reporterzy robili autorskie materiały, w których pokazywali się często w trakcie lub na koniec relacji, w tzw. stand-up – puentując własną twarzą materiał. – To dawało pełny kontakt z widzem. Rozpoznawalność i zaufanie – uważa Kajdanowicz.
Zwraca uwagę na jeszcze jeden szczegół: starali się „wyglądać dobrze i profesjonalnie”. – Do tego stopnia, że na papieską pielgrzymkę stylistka ubrała nas w takie same popielate garnitury. Mnie, Tomka Sekielskiego i Tomka Sianeckiego. Mówiliśmy o sobie: „kadra na Sydney” – wspomina Kajdanowicz.
Chodzi o pielgrzymkę Jana Pawła II do Krakowa w 2002 roku, która odbyła się dwa lata po olimpiadzie w Sydney, gdzie polscy olimpijczycy mieli rzeczywiście podobne garnitury.
Ale program ma małą widownię. Sianecki pamięta, jak operatorzy „Wiadomości” przeganiali tych z „Faktów”, żeby mieć lepsze miejsce do filmowania. Tłumaczyli: „Przecież was nikt nie ogląda”.
TVN-owi publikę podbija „Esmeralda”. To meksykańska telenowela, która od końcówki lata 1998 roku leci od poniedziałku do piątku przed „Faktami”. Bohaterką jest niewidoma dziewczynka – tytułowa Esmeralda. – Wiadomo było, że kiedyś odzyska wzrok, ale chcieliśmy, żeby stało się to jak najpóźniej, bo wtedy ludzie będą nas oglądać – przyznaje Sianecki.
Serial miał 135 odcinków, wystarczyło na pół roku. Miał taką popularność, że za rok go powtórzyli.
Tymczasem „Fakty” wciąż coś zmieniają. Na przykład jako pierwsze wychodzą ze studia. Gdy w 1998 roku Niemcy wybierają Bundestag – nadają z Berlina – z widokiem na Bramę Brandenburską. Na 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II – z Rzymu, a gdy papież jest ostatni raz w Polsce – z Krakowa. Gdy Polska przystępuje do NATO – z Waszyngtonu. A gdy polskie wojsko przejmuje w Iraku jedną ze stref – z Bagdadu. Potem będą tak robić wydawcy „Wiadomości”.
Pierwsze wydania są w porze „Wiadomości” – o 19.30. Po pół roku przesuną emisję na 19.
Miszczak mówi, że z tym startem o 19.30 to był „chytry plan”. – Rzuciliśmy się jak ratlerek na wilczura – porównuje obrazowo starcie z „Wiadomościami”. – Wiadomo było, że nie przejmiemy widzów takiego giganta. Ale dzięki temu, że stanęliśmy do walki, zaczęto zwracać na nas uwagę. A kiedy byliśmy gotowi, przesunęliśmy „Fakty” na dziewiętnastą – tłumaczy.
Sianecki wspomina, jak w dzień zamachu na World Trade Center pojechał na briefing do pałacu prezydenckiego. Czas był nerwowy, dziennikarze mogli zadać tylko dwa pytania. Pierwsze zadała Katarzyna Kolenda-Zaleska z „Wiadomości”, drugie on z „Faktów” TVN.
– To był znak, że się liczymy – puentuje Sianecki.
Upłynie jednak sporo czasu, nim „Fakty” staną się liderem telewizyjnych programów informacyjnych w Polsce. Dziś ogląda je średnio ponad dwa miliony widzów.
PO CO CI TO?
Czwartek 9 sierpnia 2001.
„Jesteśmy na antenie” – w samo południe słyszy w słuchawkach młodziutka Anita Werner. Jest zaskoczona – nikt jej nie uprzedził, że to będzie dzisiaj. Serwis zaczyna od tego, że senatorowie przegłosowali obowiązek ujawniania oświadczeń majątkowych przez parlamentarzystów.
Tak wystartowała TVN 24 – pierwsza całodobowa telewizja informacyjna w Europie Środkowej.
– Po co ci to? – ludzie ze środowiska pytają Waltera, gdy zakłada nowy kanał. Od czterech lat ma już przecież ogólny, który dopiero okrzepł.
Rok temu Walter tłumaczył mi: – Materiał pokazywany na żywo to coś zupełnie innego niż to, czym Polacy byli dotychczas karmieni. Więc był powód, żeby pomyśleć, że ludzie potrafią się rozkochać w prawdziwych wydarzeniach.
W TVN nie wszyscy są zadowoleni. Są głosy, że TVN 24 będzie przejadał pieniądze zarobione przez „duży” TVN.
– Też pukałem się w głowę – przyznaje Miszczak.
Obie redakcje się nie lubią. – Patrzyliśmy na nich z góry – przyznaje Sianecki.
„Świstaki” – ci z dużego TVN tak mówią o tych z TVN 24. – Bo mieliśmy wrażenie, że oni ciągle powtarzają to samo. Taki dzień świstaka, czyli nic nowego – dopowiada Sianecki.
Pierwsze tygodnie też mają kiepskie: oglądalność jest mniejsza, niż się spodziewali. Nagle dwa boeingi wbijają się w wieże World Trade Center. Wydarzenie koszmarne, ale przykuwa uwagę całego świata. W TVN 24 pokazują zamach na żywo, duży TVN udostępnia im swój kanał. Ogląda ich cała Polska.
„Świstaki” nie przejadły pieniędzy – po dwóch latach młoda stacja zaczęła na siebie zarabiać. Olejnik i Sianecki szybko się tam przenieśli.
SŁUPKI DOKŁADNIEJSZE
Niedziela 23 września 2001.
Wieczorem cała Polska znów przed telewizorami: wszyscy czekają na wyniki kolejnych wyborów. Do władzy wracają postkomuniści. Druga jest Platforma Obywatelska, trzecia sensacyjnie Samoobrona. PiS dopiero czwarty, a Unia Wolności poza Sejmem.
To również ważny dzień dla TVN. Jako pierwsza stacja komercyjna organizują wieczór wyborczy – do tej pory były tylko w TVP. Prowadzą Olejnik z Lisem.
Ten debiut jest dużo lepszy niż pierwsze wydanie „Faktów” sprzed czterech lat. Punktualnie o 20.00 (o tej godzinie skończyło się głosowanie) na ekranach wyskakują słupki z procentowym poparciem dla partii. Wyniki są jeszcze sondażowe. Ale TVN podaje je szybciej niż TVP. Okażą się też bliższe prawdy niż te w telewizji publicznej.
Lis łączy się z reporterami, którzy są w partyjnych sztabach. Marcin Pawłowski pokaże przy kolejnym łączeniu pustą salę sztabu AWS – najwięksi przegrani najszybciej poszli do domów.
Olejnik rozmawia w studiu z dziennikarzami, socjologami: są Janina Paradowska, Tomasz Wróblewski, Radosław Markowski i Janusz Majcherek. Tego wieczoru u Olejnik będą też prominentni politycy: Lech Kaczyński, Marek Belka, Józef Oleksy, Jerzy Szmajdziński, Andrzej Olechowski, Roman Giertych, Aleksander Smolar i ustępujący premier Buzek.
Pod koniec programu bonus: Lis rozmawia z prezydentem Kwaśniewskim.
– Sukces zawodowy, medialny, nowość – wspomina Kajdanowicz.
Był tego wieczoru w sztabie Ligi Polskich Rodzin – partii Romana Giertycha, która weszła do Sejmu z dobrym wynikiem. – Zrobiłem rozmowy na żywo z Antonim Macierewiczem, Janem Łopuszańskim, Zygmuntem Wrzodakiem – redaktor Kajdanowicz wymienia partyjnych liderów od Giertycha. – Nigdy więcej się to nie powtórzyło. Przestali z nami rozmawiać.
Od tamtego czasu wieczory wyborcze w TVN to hity.
GOTOWAĆ, SPRZĄTAĆ, TAŃCZYĆ
Zaczynają od „Dzień dobry TVN”. Śniadaniowy program nadawany jest od 8 do 11.30. Siedem dni w tygodniu (w wakacje tylko w weekendy).
– Ten program przysporzył nam widowni – przyznaje Miszczak.
Gospodarzami byli Kinga Rusin, Magda Mołek, Jolanta Pieńkowska, Piotr Kraśko, Bartosz Węglarczyk, Jarosław Kuźniar, Olivier Janiak. Teraz magazyn prowadzą Anna Kalczyńska i Andrzej Sołtysik, Małgorzata Ohme i Filip Chajzer, Paulina Krupińska i Damian Michałowski, Agnieszka Woźniak-Starak i Ewa Drzyzga. Najdłużej zaś Dorota Wellman i Marcin Prokop.
Ten ostatni czasem wprawi widzów w konsternację. Jak wtedy, gdy drwi z katolickiej mszy. W przeglądzie prasy Węglarczyk znalazł newsa, że anglikański pastor miał namawiać wiernych do kradzieży, gdy są w potrzebie.
– Przecież od dawna w Kościele mówi się „bierzcie i jedzcie” – wypala Prokop.
Przeprosił potem. Ale sprawą zajmowała się Rada Etyki Mediów.
O 19 „Fakty”.
– To wciąż najważniejszy program w TVN – mówi Miszczak.
Po nich „Uwaga!”.
Wieczorem serial „Na Wspólnej”. Za rok będzie świętował 20-lecie.
Każdy dzień ma swój hit. I swoją gwiazdę.
PONIEDZIAŁEK: „MILIONERZY”
Hubert Urbański lubi budować napięcie.
– Hubert, w straszeniu to ty jesteś dobry – komentuje młody chłopak. (Prowadzący jak zwykle tak długo zwlekał z werdyktem, że uczestnik do końca nie wiedział, czy odpowiedź była poprawna).
– Za to mi płacą – odpowiada Urbański.
I lubi podpuszczać.
Aleksandrę Burdkę tak podpuścił, że straciła ponad dwieście tysięcy. Doszła do pytania za pół miliona: „Kogo ma prawnik? A: mandatów, B: mandantów, C: mandatariuszy, D: notariuszy”.
Ola odpowiedzi nie znała, ale Urbański trzy razy ją namawiał, żeby spróbowała. Wybrała „C” i zamiast ćwierć miliona złotych, które już wygrywała, wyszła z 40 tysiącami gwarantowanej sumy.
WTOREK: „KUBA WOJEWÓDZKI” I MAGAZYN ŚLEDCZY „SUPERWIZJER”
Reportaże „Superwizjera” wstrząsają Polską.
Bertold Kittel ujawnił, że polscy neonaziści świętowali urodziny Adolfa Hitlera (było hajlowanie i tort ze swastyką). I że prezes Najwyższej Izby Kontroli wynajmuje pokoje „na godziny”.
Reportaż Grzegorza Głuszaka doprowadził do wypuszczenia na wolność niewinnie skazanego Tomasza Komendy – za niepopełnioną zbrodnię przesiedział 18 lat.
Wojciech Bojanowski nagłośnił sprawę śmierci Igora Stachowiaka rażonego paralizatorem we wrocławskim komisariacie.
Jakub Stachowiak odsłonił dziwne powiązania byłego dowódcy polskich sił powietrznych i przedstawicielki hiszpańskiej firmy Casa, która wygrała przetarg na zakup samolotów dla naszej armii, mimo że nie była to najlepsza oferta.
Wszystkie reportaże były nagradzane.
– TVN to najlepsze miejsce w polskiej telewizji do zajmowania się dziennikarstwem śledczym – mówi Stachowiak. – Wymaga ono dużych pieniędzy i czasu. Nie każdą redakcję na to stać. Moja stacja to zapewnia. Mam też komfort, że jeśli materiał, nad którym długo pracuję, w końcu jednak nie powstanie, bo na przykład źródło się wycofało, szefowie to rozumieją.
Miszczak: – TVN to jedyna telewizja w Polsce, która uprawia dziennikarstwo śledcze.
ŚRODA: „TOP MODEL”
Prowadzą Joanna Krupa i Michał Piróg. Najlepszą modelkę albo najlepszego modela wybierają jurorzy. Za jeden z odcinków stacja musiała zapłacić karę (150 tys. zł), bo juror sprawdzał autentyczność piersi uczestniczki programu.
CZWARTEK: „KUCHENNE REWOLUCJE”
– Pomyje. Błe! – Magda Gessler zżyma się na pomidorową.
Wybrzydza na żurek („co to za wodzianka?”) i kwaśnicę („gryzie w gardło”).
– Ten kucharz zaraz dostanie w łeb – mówi wzburzona.
Popisowym daniem w tej restauracji w Szklarskiej Porębie ma być odtąd sztufada (wołowina nadziewana słoniną).
Tak jest mniej więcej w każdym odcinku. Prowadząca wpada w furię, rzuca talerzami, przeklina. A potem robi rewolucję.
Restauracja w Szklarskiej do dziś szczyci się tym, że „zrewolucjonizowała” ją Gessler. Popisowym daniem nadal jest tam sztufada.
SOBOTA: „MAM TALENT!”
Agnieszka Chylińska, Małgorzata Foremniak i inni oceniają wyjątkowe umiejętności i pasje uczestników. Emocje rozpala nagroda – zwycięzca zgarnie 300 tys. zł.
NIEDZIELA: „MASTERCHEF”
Anna Starmach, Magda Gessler i Michel Moran znowu wybierać będą wśród kucharzy amatorów Mistrza Kuchni.
W przeszłości stacja przyciągała widzów „Tańcem z gwiazdami” (było 13 edycji). Ewa Drzyzga „Rozmowami w toku” (goście opowiadali historie ze swojego życia, czasem bardzo intymne). A w „Perfekcyjnej pani domu” idealna gospodyni Małgorzata Rozenek uczyła uczestniczki, jak sprzątać albo urządzić przyjęcie. W finałowej scenie zakładała białą rękawiczkę i przeciągała nią po meblach; powiedzenie „test białej rękawiczki” weszło do powszechnego użycia.
Stacja to również kanały tematyczne. Powstają TVN Turbo – pierwsza w Polsce stacja motoryzacyjna, TVN Siedem – rozrywka i seriale, TVN Style i TVN Fabuła.
Miszczak: – Przez dwadzieścia pięć lat uczyliśmy widzów, jak gotować, sprzątać, tańczyć.
ORWELL REALNY
Czy Frytka prześpi się z Kenem? Kilka milionów Polaków zastanawia się wiosną 2002 roku. Ona to Maja Frykowska, wnuczka producenta filmowego Wojciecha Frykowskiego, zamordowanego w amerykańskiej willi Romana Polańskiego przez sektę Mansona. On to Łukasz Wiewiórski. Oboje są uczestnikami „Big Brothera” – pierwszego reality show w polskiej telewizji.
Inspiracją programu był „Rok 1984” – kultowa powieść George’a Orwella o systemie totalitarnym, gdzie śledzi się życie obywateli. Okazało się, że podglądać innych lubią nie tylko psychopatyczni dyktatorzy, ale i telewidzowie. Jako pierwsi wykorzystają to Holendrzy. Powieli to połowa świata.
Polska wersja „Big Brothera” rusza w marcu 2001 roku. Przez kilka tygodni kamery podglądają i podsłuchują kilkunastu uczestników, którzy zgodzili się zamieszkać w Domu Wielkiego Brata.
Frytkę i Kena rodacy podglądają w odważnej scenie intymnej. Oboje będą zaprzeczać, że doszło do zbliżenia.
Po incydencie przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zarzuca stacji, że propaguje „przemoc i niemoralne zachowanie”. Za „rozpowszechnianie śmiałych scen erotycznych” TVN ma zapłacić 300 tys. zł grzywny. Po negocjacjach kara zostanie zmniejszona o połowę.
Psycholog i psychoterapeuta Wojciech Eichelberger nazwał show „zasmucającym spektaklem o demoralizowaniu ludzi”. „Dwanaście osób zaproszono do walki o pieniądze i sławę – w imię których na oczach milionów widzów – muszą się wyrzec nie tylko wstydu i prywatności, lecz także lojalności i solidarności, zarówno wobec towarzyszy niedoli, jak i wobec bliskich, pozostawionych w zewnętrznym, realnym świecie. Nagroda przypadnie najsprytniejszemu i najbardziej bezwzględnemu” – oświadczył dziennikarzom Eichelberger.
Dziennikarski świat też jest zniesmaczony. Dostaje się Miecugowowi: kojarzył się zawsze z dziennikarstwem z wysokiej półki, a teraz rozmienia na drobne zawodowy autorytet. Krytycy uważają, że straci na wiarygodności, prowadząc taki program.
Ale ten bije rekordy popularności: średnia oglądalność pierwszej edycji wynosi ponad 4 mln widzów. A finałowy odcinek w marcu 2001 roku obejrzy 9 mln. Więcej Polaków ogląda wtedy tylko skoki narciarskie z Adamem Małyszem.
– „Big Brother” wywoływał zgorszenie nie tylko u nas, ale wszędzie, gdzie pokazywano. Z czasem ludzie zaczęli to bardziej akceptować i protesty cichły – tłumaczy Miszczak. – Na pewno okazał się tym programem, który z naszej stacji zrobił naprawdę wielki TVN. Wprowadził też do telewizji demokratyzację: dotychczas występowali w niej głównie celebryci, a tutaj każdy mógł wziąć udział.
Miecugow na wiarygodności nie stracił. W TVN 24 będzie prowadził „Szkło kontaktowe” i autorski program „Inny punkt widzenia”: o sztuce życia, kulturze, filozofii rozmawia ze Stanisławem Lemem, Władysławem Bartoszewskim, Krystyną Jandą, Kazimierzem Kutzem czy Robertem Korzeniowskim.
Gdy po ciężkiej chorobie zmarł pięć lat temu, jego trumnę w deszczowy dzień odprowadzał na wojskowe Powązki tłum ludzi. Nikt nie pamiętał mu już „Big Brothera”.
JAK ROZRYWKĘ ROBIĆ
– Siłą telewizji jest rozrywka – Miszczak powtarzał to zdanie podczas prezentacji ramówek stacji na kolejne sezony.
Wiele programów robią sami. – Kiedy startowaliśmy, na polskim rynku prawie nie było zewnętrznych producentów – mówi Jarosław Potasz, długi czas dyrektor do spraw produkcji programów TVN. Teraz będzie nadzorował produkcję w TVN Warner Bros. Discovery.
„Big Brothera” robili wspólnie z holenderskim Endemolem. To światowy gigant w produkcji programów rozrywkowych, założyli z nim spółkę joint venture. „Taniec z gwiazdami” kupili od BBC, ale robili sami.
Potasz przypomina, że na Zachodzie telewizje kupują programy, które oferują producenci. Oni działają inaczej: albo znajdują odpowiedniego producenta do jakiegoś programu, albo robią sami.
– Ale gdy zlecamy komuś produkcję, podążamy za tą produkcją – mówi Potasz. – Mamy wtedy wgląd w program. Najczęściej odbywa się to poprzez zaangażowanie producenta z odpowiednim doświadczeniem. Praktycznie rutynowo naszym zaangażowaniem jest dostarczenie technologii scenografii.
Twierdzą, że gwarantuje to odpowiedni poziom ich programów.
Potasz: – Od samego startu TVN Mariusz Walter dbał, żeby jakość była u nas zawsze.
Z KACZYŃSKIM BY WYGRAŁ
Tomasz Lis wygrałby wybory prezydenckie z Lechem Kaczyńskim. To sondaż, który w styczniu 2004 roku zamówili dziennikarze „Newsweek Polska”. Trochę dla zabawy: jesienią przyszłego roku Polacy mieli wybrać następcę Kwaśniewskiego.
Ranking źle się dla Lisa skończy. Szefostwo TVN chce, żeby zadeklarował, czy będzie ubiegał się o najwyższy urząd w państwie. Argument: rozpoczęcie przez flagowego dziennikarza kariery politycznej godzi w wiarygodność stacji. Lis nie chce zaprzeczyć, że nie wystartuje. Zaczyna to ciążyć zarządowi – jeden z najlepszych w Polsce dziennikarzy zostaje zwolniony.
To niejedyne głośne odejście ze stacji.
Kamil Durczok odejdzie w 2015 roku, po tym jak tygodnik „Wprost” napisze, że miał zażywać narkotyki, a w pracy mobbingować i molestować. Po rozstaniu z TVN trudno mu odnaleźć się zawodowo i prywatnie. Schorowany – umrze w 2021 roku. Długo przedtem odejdzie Marcin Pawłowski. Nim to się stanie, stacja da mu szansę: zmieniony nie do poznania przez chorobę nowotworową wróci na wizję, by prowadzić „Fakty”. To jedyny Dziennikarz Roku w plebiscycie Grand Press, który otrzymał tę nagrodę pośmiertnie.
Nieliczni opuszczają TVN z własnej woli. Tomasz Sekielski (przepracował w TVN 15 lat), przejdzie do telewizji publicznej, będzie współpracował z „Wprost”, Tok FM, Nową TV, Wirtualną Polską. W końcu założy własny kanał na YouTubie – z bratem Markiem zrobi głośne reportaże o skandalach pedofilskich w polskim Kościele. Od lipca jest naczelnym „Newsweek Polska”.
Z TVN odeszli też Adam Pieczyński – jedna z ważniejszych osób w telewizji Waltera, były szef TVN 24 i „Faktów” – i jego żona Justyna Pochanke, jedna z najważniejszych prowadzących w historii „Faktów”. A ostatnio Edward Miszczak – do Polsatu. W TVN zastąpi go Lidia Kazen.
BIDEN SIĘ INTERESUJE
Rok 2015. Tak samo nabrzmiały od wydarzeń jak ten, gdy startował TVN.
Wybory prezydenckie wygrywa Andrzej Duda, parlamentarne – Prawo i Sprawiedliwość. Zwycięska partia swoimi ludźmi obsadza publiczne media. Prezesem TVP zostaje Jacek Kurski: gdy kilkanaście lat wcześniej Tusk bił się o prezydenturę z Lechem Kaczyńskim, straszył Polaków, że lider PO miał dziadka w Wehrmachcie.
TVP Info i „Wiadomości” to teraz tuba propagandowa PiS. Na opozycyjnych demonstracjach w obronie Trybunału Konstytucyjnego i niezależnych sądów ludzie przynoszą transparenty „TVP łże”.
Komercyjny TVN zyskuje na znaczeniu – zwłaszcza informacyjny kanał TVN 24. – Od początku mieliśmy świadomość, że konsekwentnie, ambitną pracą, odpowiedzialnie współtworzymy więcej niż telewizję – współtworzymy demokrację! – mówi Monika Olejnik.
Sama udowodni to choćby w czasie afery taśmowej, gdy oficerowie ABW zrobią najście na redakcję „Wprost”. – Całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu – Olejnik rzuci wtedy w twarz ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi.
Obecną ekipę rządową niezależność stacji irytuje. Rok temu sejmowa większość nowelizuje ustawę medialną, która zakłada, że spółki, które mają siedzibę w Polsce, nie będą „mogły być kontrolowane przez podmioty spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego”. A przecież TVN to Amerykanie.
W odpowiedzi Andrzej Pągowski maluje plakat: w logo TVN literę „V” przerabia na dwa palce rozpięte w znak zwycięstwa. Na ulice wychodzą tysiące ludzi. – Władza chce zamknąć niezależne media, bo zdaje sobie sprawę, że jej najgroźniejszym przeciwnikiem jest prawda – Tusk mówi na wiecu w Warszawie. Protestują amerykańscy kongresmeni, sprawą interesuje się prezydent Joe Biden. Andrzej Duda ustawy nie podpisał – TVN 24 nadaje jak dawniej.
To nie koniec kłopotów. Krajowa Rada zwleka z odnowieniem koncesji dla TVN Siedem – przedłużono ją po roku czekania.
W czerwcu ponad dwa miliony gospodarstw domowych tracą dostęp do TVN. To z powodu zmian technologicznych w systemie nadawania. Nowe standardy dotyczą jednak tylko telewizji prywatnych, publiczna może nadawać po staremu. Odbiorcy naziemnej telewizji, którzy mają stare telewizory, nie zmienią odbiorników albo nie kupią dekoderów, mogą odbierać tylko TVP.
„Przeciwstawiamy się niesprawiedliwym działaniom, które pozbawiają dużą część widzów telewizji naziemnej dostępu do ulubionych kanałów oraz traktują w sposób dyskryminujący wszystkich nadawców komercyjnych, faworyzując telewizję publiczną” – zaapelowały wspólnie m.in. TVN, Polsat, TV Puls i Kino Polska.
– PiS chce ograniczyć obywatelom dostęp do mediów, bo zamierza prowadzić nieuczciwą kampanię wyborczą – komentował Jan Grabiec, rzecznik Koalicji Obywatelskiej.
SONDAŻE DWA
22 dzień lipca tego roku. Piątek.
Wydarzenia dnia są dwa: ustawa o dodatku węglowym i sondaż Kantar Public, w którym pierwszy raz od 2015 roku Platforma Obywatelska wygrywa z Prawem i Sprawiedliwością.
19.00. Włączam „Fakty”.
Zaczynają od dodatku węglowego: trzy tysiące złotych dla tych, którzy palą węglem. Opozycja wytyka, że dopłaty dostaną tylko właściciele pieców węglowych. A co z tymi, którzy odeszli od węgla i zainwestowali w lepsze piece? – pytają politycy.
„Prawo i Sprawiedliwość nie wygrałoby dziś wyborów do Sejmu” – Grzegorz Kajdanowicz zapowiada drugą wiadomość.
Są słupki sondażu Kantara dla „Gazety Wyborczej”: Koalicja Obywatelska – 27 proc., Prawo i Sprawiedliwość – 26 proc. Różnica w granicach błędu statystycznego, ale przełomowa: to pierwszy taki sondaż od siedmiu lat, w którym partia Tuska wygrywa z ugrupowaniem Kaczyńskiego.
Pół godziny później przełączam na „Wiadomości”.
„Opozycja przeciwna pomocy Polakom przy zakupie węgla” – Michał Adamczyk z grobową miną zapowiada czołówkę. W materiale ani słowa o tym, co w ustawie nie podoba się opozycji. I dlaczego była przeciw.
Czekam na sondaż. Ale drugą wiadomością jest odblokowanie przez Rosję transportu ukraińskiego zboża (to akurat ważne). Pewnie zaraz pokażą sondaż, myślę. Gdzie tam. Kolejne materiały są takie: Duda podpisuje formalnie zgodę na przystąpienie Szwecji i Finlandii do NATO, kryzys żywnościowy w Libanie, korespondencja z Ukrainy, zakup czołgów od Korei Południowej, wybór nowych członków Rady Mediów Narodowych, dopłaty do nawozów.
Jest wreszcie sondaż (jako dziewiąta informacja). Ale nie ten z Kantara, tylko zrobiony na zlecenie prawicowego portalu wPolityce.pl. Tam PiS wciąż liderem – 39 proc., o 12 punktów przed Koalicją Obywatelską. „Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje bardzo wysoki poziom poparcia” – wmawia Polakom Michał Adamczyk.
O tym, że Tusk znów może wygrać z Kaczyńskim, widzowie „Wiadomości” się nie dowiedzą.
***
Ten tekst Stanisława Zasady pochodzi z archiwalnego wydania magazynu „Press”.