Minęło już ponad osiem miesięcy od kiedy prokuratura wszczęła postępowanie ws. nieprawidłowości, do jakich mogło dochodzić w redakcji tygodnika „Newsweek Polska” (Ringier Axel Springer Polska) za kierownictwa Tomasza Lisa. W sprawie nikomu nie przedstawiono zarzutów, śledczy w dalszym ciągu przesłuchują świadków.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie w połowie lipca ub.r. wszczęła śledztwo, mające wyjaśnić co działo się w redakcji tygodnika „Newsweek Polska” za czasów, gdy kierował nią Tomasz Lis. To efekt zawiadomień, jakie latem wpłynęły do prokuratury, a dotyczących m.in. molestowania seksualnego i naruszania praw pracowniczych. W czerwcu Szymon Jadczak opisał na łamach Wirtualnej Polski, że w „Newsweeku” mogło dochodzić do łamania praw pracowniczych, co podwładni Lisa zgłaszali wydawcy.
Spytaliśmy po ponad ośmiu miesiącach od wszczęcia śledztwa, na jakim etapie się ono znajduje. – Postępowanie jest kontynuowane. Aktualnie gromadzony jest materiał dowodowy, w szczególności zaś przesłuchiwani świadkowie – mówi prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
– Postępowanie prowadzone jest w sprawie – in rem, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów – podkreśla Skrzyniarz.
Przesłuchany nie był wciąż także sam Tomasz Lis. – Za pośrednictwem mojego pełnomocnika już dawno przekazałem prokuraturze, że jestem gotów stawić się na wezwanie. Czekam – przyznaje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
. W redakcji tygodnika miało dochodzić do poniżania pracowników, wyśmiewania ich i zgłaszanych przez nich tematów, co prowadziło u niektórych z dziennikarzy do ataków paniki. Tomasz Lis od czerwca kategorycznie zaprzecza zarzutom.
Autor tekstu dla Wirtualnej Polski, Szymon Jadczak, napisał w czerwcu, iż w rozmowach z kilkudziesięciu osobami, które pracują, pracowały lub miały kontakt z Lisem „wszystkie co do jednej potwierdzały różnego rodzaju zachowania Tomasza Lisa mogące mieć cechy mobbingu”. „Dotarliśmy też do maili, wiadomości oraz pism, z których jasno wynika, że podwładni Lisa zgłaszali negatywne zachowania naczelnego, a informacje o tym docierały do właściwych komórek firmy.” – można było przeczytać w tekście.
RASP: Pełna współpraca z prokuraturą
To WP jako pierwsza informowała, że od połowy lipca Prokuratura Okręgowa w Warszawie sprawdza, co działo się w redakcji „Newsweeka”. Aleksandra Skrzyniarz mówiła wtedy, że śledztwo trwa „w związku z zawiadomieniami, jakie wpłynęły do prokuratury, dotyczącymi m.in. molestowania seksualnego oraz złośliwego i uporczywego naruszenia praw pracownika, wynikających ze stosunku pracy”. – W ramach prowadzonych czynności prokuratura zwróciła się m.in do wydawnictwa o informacje. Trwają przesłuchania świadków – podała rzeczniczka prokuratury.
Informację o prowadzonym śledztwie potwierdzał też Ringier Axel Springer Polska, deklarując pełną współpracę z prokuraturą w tym zakresie.
Autor tekstu w WP w ub.r. zapytał też Lisa o śledztwo. „Nic nie wiem o żadnym postępowaniu prokuratury. Nikt z prokuratury się ze mną nie kontaktował. Gdy ona mnie o tym poinformuje, będę, kontaktując się z nią, reagował. Samym postępowaniem, gdyby rzeczywiście było wszczęte, byłbym zdumiony, choć – w kontekście politycznym – chyba byłbym w stanie to zrozumieć” – odpisał były naczelny „Newsweeka”.
Na Twitterze Tomasz Lis zaatakował jednak Jadczaka. „Dzień po wywiadzie, w którym ujawniłem motywy i skompromitowałem metody »śledczego« z WP (chodzi o Szymona Jadczaka – przyp.), informacja o postępowaniu prokuratury. Wszystko ładnie skoordynowane. Tylko trochę zbyt grubymi nićmi szyte. Przez zupełny przypadek tekst »śledczego« jest ilustrowany moim zdjęciem z D. Tuskiem. Bardziej inteligentne kamuflaże motywów i kontekstów widywałem”.
Dzień po wywiadzie, w którym ujawniłem motywy i skompromitowałem metody „ śledczego” z wp, informacja o postępowaniu prokuratury. Wszystko ładnie skoordynowane. Tylko trochę zbyt grubymi nićmi szyte.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) October 4, 2022 Lis odnosił się w ten sposób do wywiadu, jakiego udzielił „Krytyce Politycznej”. Mówił w nim m.in., że Szymon Jadczak miał zabiegać o pracę w „Newsweeku”, ale on osobiście nie zgodził się na to. Tekst – jak sugeruje Lis – mógłby być formą zemsty za to. Jadczak zdecydowanie zaprzeczył, stwierdził w oświadczeniu, że Lis mija się z prawdą, gdyż to on zabiegał o transfer dziennikarza śledczego do prowadzonego wówczas tygodnika.
PIP sprawdziła procedury antymobbingowe
Krótko po ukazaniu się artykułu Szymona Jadczaka poseł Prawa i Sprawiedliwości Piotr Sak zapowiedział, że skieruje wniosek do Państwowej Inspekcji Pracy o pilną kontrolę w redakcji „Newsweek Polska”.
W lipcu taka kontrola zaczęła się, po kilku tygodniach – zakończyła. Zbadano w jej trakcie m.in. aktualne i obowiązujące w zakładzie pracy dokumenty określające wprowadzone i stosowane przez pracodawcę tzw. procedury antymobbingowe. Jednym z elementów prowadzonych czynności kontrolnych przez inspektorów pracy było również zbadanie atmosfery pracy. Ostatecznie ustalono, że procedury anytymobbingowe w firmie działały sprawnie. RASP wniósł o utajnienie wyników kontroli w „Newsweeku”.
W wyniku kontroli sformułowano również zalecenia, które pozwolą na dalsze usprawnienie korzystania z dostępnego systemu. Tomasz Lis po ogłoszeniu tych wyników skomentował: „Na wiele tygodni zamieniono moje życie i życie moich najbliższych w koszmar. Nie oszczędzono mi żadnego epitetu. Niczego. Nie oczekuję przeprosin ani nawet refleksji. Jako chrześcijanin mam tylko jedno wyjście- wybaczam. Ale nie wiem czy kiedykolwiek będę umiał zapomnieć”.
Lis wiosną ub.r. przestał być naczelnym „Newsweeka”, zastąpił go Tomasz Sekielski. Obecnie Lis rozwija swoje wydawnictwo książkowe, uruchomił także kanał publicystyczny na YouTubie.