Szefowie TAI i TVP.info przekonywali europosłów z Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), że są ofiarami „ogromnej fali hejtu sterowanego politycznie” i że wolności mediów w Polsce zagraża opozycja. – To manewr wyprzedzający. Partia rządząca spodziewa się, że władze UE zajmą się problemem ograniczania wolności mediów w Polsce przez stronę rządową, więc formułują przekaz, który ma utrudnić ocenę sytuacji – komentuje prof. Krystyna Doktorowicz, medioznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego.
Na wtorkowe spotkanie z europosłami z EKR (do grupy tej należą eurodeputowani Prawa i Sprawiedliwości) polecieli: szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski, szef portalu TVP.info Samuel Pereira oraz Marcin Tulicki z redakcji „Wiadomości”.
Jarosław Olechowski opowiadał europejskim konserwatystom o centralnie sterowanej politycznie ogromnej fali hejtu, z jaką mają mierzyć się dziennikarze TVP. Samuel Pereira zajął się TVN. Mówił, że to telewizja „bardzo mocno skoncentrowana na obronie swoich interesów, nawet kosztem działań antyeuropejskich”, dla której „ważne są europejskie standardy głównie wtedy, gdy w PE przyjmowane są rezolucje przeciwko Polsce”. Z kolei Marcin Tulicki skarżył się, że został pozwany przez Donalda Tuska, lidera Platformy Obywatelskiej, w związku z jego materiałem „Nasz człowiek w Warszawie”. Jego zdaniem pozew z żądaniem przeprosin ma wywołać efekt mrożący.
Podczas spotkania pracownikom TVP wtórowali europosłowie ze Zjednoczonej Prawicy, m.in. Dominik Tarczyński.
– PiS zdecydował się na działania wyprzedzające, które w założeniu mają utrudnić ocenę w sytuacji nasilenia agresywnej propagandy w mediach publicznych w związku z nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi – mówi prof. Krystyna Doktorowicz.
Zdaniem medioznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego na spotkanie do Parlamentu Europejskiego pojechali pracownicy mediów rządowych, a nie dziennikarze. – W skład tej delegacji weszły osoby, które realizują cele wskazane przez ich politycznych mocodawców. Ostentacyjnie łamią podstawowe standardy dziennikarskie, produkując lub zlecając produkcję materiałów realizowanych pod z góry sformułowaną tezę, często nacechowanych negatywnymi emocjami lub nienawiścią – dodaje Doktorowicz.
Medioznawczyni przypomina tragiczne zdarzenia, do których – w jej ocenie – przyczyniły się media publiczne. – Kilka dni temu zapadł wyrok w sprawie sprawcy śmierci byłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Przed zamachem na jego życie media publiczne zamieściły o nim 1,8 tys. wzmianek o negatywnym charakterze. Ostatnio doszło do tragedii w rodzinie posłanki PO Magdaleny Filiks, co miało związek z działaniami Polskiego Radia Szczecin i TVP Info, które wbrew wszelkim zasadom ujawniły wrażliwe dane osobowe. Media publiczne stały się ściekiem pełnym hejtu. To przewrotne, że o hejt oskarżają opozycję i media niezależne od władzy – podsumowuje prof. Uniwersytetu Śląskiego.