Były dziennikarz „Gazety Wyborczej” wygrał z Agorą proces o niewypłacane nadgodziny

I wytoczył kolejny

Jarosław Bińczyk

Jarosław Bińczyk, były dziennikarz „Gazety Wyborczej”, wygrał prawomocnie przed sądem pracy proces o wypłacenie przez Agorę zaległych wynagrodzeń za nadgodzin. Firma przelała mu już należności, ale Bińczyk nie poprzestaje i w kolejnym pozwie domaga się zapłaty za nadgodziny z innego roku. – Mam nadzieję, że i ten wygram – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl.

Bińczyk to dziennikarz sportowy, w „Gazecie Wyborczej” przepracował 30 lat. Jesienią 2020 roku złożył w sądzie pracy pozew o wypłatę należnych mu nadgodzin (chodziło głównie o pracę w soboty i niedziele), których pracodawca mu nie wypłacał. Sprawa została skierowana do mediacji, a w międzyczasie dziennikarz skierowany został przez swoje szefostwo do działu Odeszli.pl.

– Zamiast przygotowywać relacje sportowe, jak przez ostatnie niemal trzy dekady, miałem pisać trzy nekrologi dziennie, ale redakcja i tak nie opublikowała żadnego z nich, co zostało odebrane przez sąd jako represja – opisuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl. „Naczelna z Łodzi i radca reprezentujący GW w sądzie, tłumaczyli ludziom, że przecież interesuję się historią, więc to był awans” – napisał dziennikarz na Facebooku. Po kilku miesiącach Bińczyk odszedł z „Wyborczej”.

Dlaczego zdecydował się pozwać Agorę o niewypłacone nadgodziny? Jak nam mówi, przepracował w „GW” wiele sobót i niedziel, a gdy przyszedł rok pandemii i obcięto załodze pensje o 20 proc., nie mógł doprosić się choćby jednego wolnego dnia, mimo ścięcia obsady działu sportowego z siedmiu do dwóch osób i większego obłożenia pracą.

Mediacje nie powiodły się i w październiku 2022 roku Jarosław Bińczyk wygrał proces przed sądem pierwszej instancji. Agora odwołała się od wyroku. Kilka dni temu także sąd drugiej instancji przyznał, że dziennikarzowi od byłego pracodawcy należały się nadgodziny. Wyrok jest już prawomocny i – jak się dowiedzieliśmy – Agora przelała dziennikarzowi zaległe pieniądze.

„Najbardziej cieszy efekt Bińczyka”

Agora nie odpowiedziała na prośbę o stanowisko w tej sprawie. Natomiast Jarosław Bińczyk jest zadowolony z decyzji sądu.

– Oczywiście cieszę się z wygranej, ale bardziej cieszę się z dwóch rzeczy. Po pierwsze – z tzw. „efektu Bińczyka”, polegającego na tym, że obecnie w łódzkim oddziale „GW” dziennikarze za pracę w weekendy dostają tyle wolnego, ile przewiduje kodeks pracy, czyli dzień za sobotę i dwa za niedzielę. Po drugie – w trakcie procesu udało mi się pokazać hipokryzję ludzi, którzy byli oburzeni i robili afery, gdy w mediach publicznych niewygodnych dziennikarzy przenoszono do archiwum. Niestety – pod ich nosem działo się to samo – komentuje dziennikarz.

Chodzi o Dorotę Nygren – dziennikarkę i wydawczynię serwisów Informacyjnej Agencji Radiowej, która pozwała Polskie Radio, zarzucając dyskryminację w zatrudnieniu. Powodem było to, ze firma w 2017 roku odsunęła ją od przygotowywania materiałów reporterskich i przeniosła do działu archiwizacji. Stało się to, gdy Nygren – redagując informację o znieważeniu i próbie obrabowania księdza we włoskim kościele – nie podała narodowości sprawcy (mężczyzna był Marokańczykiem).

Były dziennikarz „GW” dostał już pieniądze za dwa lata nieuwzględnianych nadgodzin (2019 i 2020 r.). Ale na tym nie koniec: jak ustaliliśmy, wniósł już sprawę do sądu pracy przeciwko Agorze z tego samego paragrafu. Tym razem chodzi o wypłatę nadgodzin za rok 2021. – Mam nadzieję, że i ten proces wygram – mówi nam.

W drugim kwartale ub.r. grupa Agora przy wzroście przychodów o 30 proc. do 261,8 mln zł i zysku EBITDA z 14,7 do 26,1 mln zł zanotowała 17,6 mln zł straty netto. Była ona wyższa niż rok wcześniej.