Czy dziennikarze sportowi, a przynajmniej część z nich, poświęcają obecnie swój „czas antenowy” na autopromocję czy tematy niekoniecznie związane ze sportem? – Dziennikarze nie są już ludźmi, którzy dostarczają tylko informacji, ale dostarczają też samych siebie – mówi Radosław Nawrot. – Czym innym jest „twarde” dziennikarstwo, a czym innym po prostu luźna rozmowa o sporcie, dzielenie się opiniami – przekonuje Michał Okoński.
Freak fights, rozmowy o polityce, wywiady z gwiazdami scen wszelakich, przepychanki na Twitterze czy w innych mediach społecznościowych. Czy dziennikarze sportowi mniej skupiają się na sporcie, a bardziej na wygłaszaniu opinii na inne tematy, także w ramach autopromocji?
– To prawdziwa teza. Jestem w dziennikarstwie sportowym od trzydziestu lat i nie przypominam sobie czasów, w których lans byłby na taką skalę – mówi Radosław Nawrot, dziennikarz sportowy Interii (wcześniej przez ćwierć wieku w „Gazecie Wyborczej”). – To znak czasów, że dziennikarze nie są już ludźmi, którzy dostarczają tylko informacji, ale dostarczają też samych siebie. Kiedyś dziennikarz sportowy opisywał gwiazdy sportu, pomagał ludziom zachwycać się ich wyczynami, przeżywać emocje, także zniesmaczenie. Dziś sam się taką gwiazdą chce stać. To zmiana konsumowania w dużej mierze związana z mediami społecznościowymi. Odbiorcy: czytelnicy, widzowie czy słuchacze idą za nazwiskiem bardziej niż za konkretną marką. Ale dziennikarze nie są tu radykalnym wyjątkiem, po prostu czasy wymagają od ludzi ekspozycji samych siebie – uważa Nawrot. Dziennikarz Interii opowiada, że zupełnie co innego widzi, gdy przygląda przedwojenne gazety (również sportowe, ale nie tylko).
– Dziennikarze nawet się tam nie podpisywali. Nieistotne było kto pisze, istotne było co pisze – podkreśla.
„Twarde” dziennikarstwo i infotainment
Michał Okoński, publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego” (specjalizuje się w piłce nożnej, o której napisał dwie książki, ale także w stosunkach polsko-żydowskich), na początku rozmowy stawia pytanie o definicję dziennikarstwa sportowego. – Czym innym jest „twarde” dziennikarstwo: relacjonowanie wydarzeń, fachowa analiza czy komentarz, a czym innym po prostu luźna rozmowa o sporcie, dzielenie się opiniami – wyjaśnia. –
Bardzo lubię zdanie jednego z angielskich trenerów, Harry’ego Redknappa, że futbol jest grą opinii. Wszyscy mamy zdanie na temat piłki i piłkarzy i dzielimy się nim – także wtedy, kiedy jest emocjonalne. Programy frontmanów Kanału Sportowego traktuję właśnie jak taką wymianę opinii, czasami bardziej kibiców niż ekspertów. One mają znaczenie, bo wypowiadają je ludzie o kolosalnym doświadczeniu w zawodzie dziennikarskim, ludzie, którzy dostarczyli wielu newsów, mają insiderską wiedzę i mnóstwo osiągnęli – przekonuje Okoński.
– Widzę też, że zapraszają fachowych gości, a wiele audycji imponuje poziomem. Kiedy Dominik Piechota opowiada o hiszpańskich czy argentyńskich podróżach, a Bartłomiej Rabij o brazylijskiej piłce – ma to elementy show, ale dostarcza mnóstwo wiedzy. Istnieje po prostu coś takiego jak sportowy show – coś, co ludzie lubią oglądać i czerpać z tego rozrywkę, ale istnieje również twarde fachowe dziennikarstwo, na przykład Michała Treli czy Michała Zachodnego. Warto zresztą zauważyć drogę, jaką przeszło wielu przedstawicieli tego zawodu – przejście z blogosfery do mainstreamu – dodaje publicysta „Tygodnika Powszechnego”.
– Ja już od lat nie czuję się dziennikarzem sportowym – przyznaje Michał Pol, jeden z twórców i frontmanów Kanału Sportowego. – Jestem youtuberem, działającym w Kanale Sportowym i swoim małym własnym kanale Polsport. Owszem, używam narzędzi dziennikarskich, warsztatu i bazuję na doświadczeniu, ale o wiele bardziej lubię określenie infotainment niż dziennikarstwo – dodaje. Jak podkreśla, jako youtuber w dalszym ciągu respektuje zasady dziennikarskiego zawodu. – Na przykład zawsze powołuję się na źródła, tej zasady brakuje w wielu mediach. Lubię powołać się na kolegów z imienia i nazwiska, dlaczego mam nie docenić kogoś kto wywęszył newsa. W niczym mnie to nie boli. Natomiast ja na YouTubie po prostu wyrażam swoją opinię, można się z nią zgadzać bądź nie – zaznacza Pol.
Czy ten show, infotainment może osłabiać „twarde” dziennikarstwo sportowe, a może mogą one pokojowo współistnieć?
– One współistnieją, nawet właśnie to w samych audycjach Kanału Sportowego – uważa Okoński. – Czwórka frontmanów zaprasza takich ludzi, jak Trela czy Piechota, którzy wprowadzają treści związane z analizą i fachowym komentarzem. Nie uważam rozrywki jako czegoś z definicji złego: w luźnej, lekkiej formie można podawać także rzeczy fachowe i pogłębione. Robią to zresztą nie tylko youtuberzy, ale np. autorzy podcastu „Kopalnia”, których analizy pełne są przecież złośliwości i dowcipów – dodaje.
– Prawdą jest powiedzenie, że jest miejsce dla wszystkiego. Mogą mi się nie podobać te czasy, ale w takich żyję, innych sobie wybrać nie mogę. Albo to zaakceptuję, albo nie– mówi Radosław Nawrot. – To dość irytujące, bo uważam narcyzm za wadę, a nie cnotę. A narcyzm jest dziś mocno widoczny w dziennikarstwie. Zwłaszcza sportowym. Dziennikarstwo daje rozpoznawalność i sławę. To do pewnego momentu miłe, jak ktoś na ulicy podchodzi, bo rozpoznał dziennikarza. Ale czy to aż takie pożądane i dobre? Jest w tym jakaś wartość szczególna? – pyta dziennikarz Interii.
Sława w bańce
Może tą wartością jest fakt, że tekst rozpoznawalnego dziennikarza będzie bardziej promowany, czytany, komentowany, będzie się po prostu lepiej „klikał”? – To prawda. Kiedy zaczynałem pracę w dziennikarstwie, w momencie publikacji kończyła się praca dziennikarza. Teraz dopiero się zaczyna, trzeba wchodzić w różnego rodzaju interakcje – mówi Nawrot. Wskazuje na rolę, jaką we współczesnym dziennikarstwie sportowym odgrywa chociażby Twitter. – On skrócił dystans. Pan redaktor, dwadzieścia czy trzydzieści lat temu nieosiągalny dla czytelnika, w tej chwili jest na wyciągnięcie ręki. Można się do niego odezwać, podyskutować. Pochwalić, co rzadziej, zbesztać, co częściej. Dziennikarze ulegają tej pokusie, ale nie zdają sobie sprawy, że żyją w bańce. Są rozpoznawalni tylko w niej – podkreśla.
Zdaniem Nawrota, sława dziennikarzy sportowych nie przebija jednak wspomnianych baniek. – Jeżeli wzięlibyśmy dziesięć losowych przechodniów, nie wiem, czy znaleźlibyśmy chociaż dwie, które wiedziałyby, o jakim dziennikarzu mówimy. Żadna sława nie jest powszechna. Ona jest duża w określonym środowisku, grupie docelowej, do której kierowany jest przekaz. Dziennikarz nie osiągnie sławy, jaką zyskują dużej klasy sportowcy, ludzie kina czy inni sportowcy – twierdzi.
Pol wspomina czasy, gdy szukał kandydatów do pracy będąc redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego” (kierował nim w latach 2013-2017). – Jako szef redakcji wręcz szukałem kandydatów na dziennikarzy w mediach społecznościowych, a nie w CV, które przesyłali młodzi ludzie. Widziałem na Twitterze, że są pasjonatami, żyją swoją dziedziną 24 godziny na dobę, oglądają mecze, słuchają stacji radiowych i podcastów z innych krajów, wrzucają linki do swoich tekstów nawet w niszowych serwisach. Wielu z nich znakomicie sprawdziło się na stażu i stało później doskonałymi dziennikarzami – podkreśla.
– Przejście dziennikarzy do mediów społecznościowych było nieodzowne – twierdzi Michał Pol. – Jeśli tego nie zrobili, zostawiali pole pasjonatom spoza mediów, wyspecjalizowanym w swoich dziedzinach. Kto z dziennikarzy nie pozakładał kanałów w różnych mediach społecznościowych stał się cyfrowo wykluczony. Do ilu odbiorców dotrze ktoś, kto pisze tylko artykuł do gazety, jak 20 lat temu i na tym koniec? – pyta.
I dziennikarz, jak dodaje, musi o swoich rozproszonych czytelników powalczyć. – Jedni są tylko na Facebooku i nie zajrzą nigdy na Twittera, inni odwrotnie. Zupełnie kto inny obejrzy wideo na portalu, a kto inny na YouTubie, Instagramie, czy na TikToku. Trzeba dotrzeć ze swoim tekstem, przekazem, opinią. Redakcjom powinno zależeć, żeby mieć jak najwięcej cenionych, rozpoznawanych dziennikarzy, z dużą społecznością, bo oni przyprowadzą ją do redakcji. Tymczasem zdarzało się, że redakcje tłumiły aktywność swoich dziennikarzy w mediach społecznościowych, traktując je jak konkurencję – przypomina Pol.
Literaci do piór, górnicy do kopalń
Youtuber uważa jednak, że jest tu miejsce na stworzenie „świetnej synergii”. – Dziennikarz promuje teksty czy wideo własne lub kolegów, udzielając się także w formatach redakcyjnych. Tym więcej ludzi obejrzy redakcyjny program z rozpoznawalnymi dziennikarzami, im bardziej oni o tę rozpoznawalność zawalczą, bywając w innych mediach, społecznościowych, nawet na własnym kanale – przekonuje. I nie boi się tego, że marka dziennikarza przyćmi markę jego rodzimej redakcji. – Zawsze da się to mądrze połączyć. Nie jest tak, że dobry dziennikarz nagle staje się zagrożeniem dla swojej redakcji. Wręcz przeciwnie, idealnie nadaje się na redakcyjnego frontmana – twierdzi Pol.
Frontman „Kanału Sportowego” mówi wprost: – Od kiedy funkcjonują media społecznościowe, dziennikarze powinni budować w nich własną markę, stawać się wyraziści. Nie ograniczać się do komentowania wydarzeń sportowych. Zresztą sami odbiorcy oczekiwali od nich opinii na inne tematy niż tylko stricte sportowe – zaznacza. – Czy ma być tak, że dziennikarze sportowi do sportu, studenci do nauki, literaci do piór, a górnicy do kopalń? Każdy ma jakąś opinię – dodaje Pol.
– Dziennikarze polityczni, publicyści mają opinię na każdy temat, od szczepień, przez prowadzenie wojny po trzęsienia ziemi. Na temat sportu zresztą też, czy lepiej przeznaczyć pieniądze na żłobki czy budować stadiony na Euro 2012, albo że Lewandowski dobrze gra tylko w Bayernie, a nie w kadrze, bo tam mu płacą w euro – przypomina. – Wielu kolegów pasjonuje się różnymi innymi dziedzinami życia. Nie zamykajmy dziennikarzy sportowych w szufladce: „wy to tylko o sporcie”. Nie trzeba się znać, ale można mieć opinie czy odczucia na dowolny temat. Ci, którzy różne poglądy komunikowali najbardziej wyraziście, dzisiaj są najbardziej wyrazistymi markami osobistymi w mediach społecznościowych – mówi Pol.
Wtóruje mu dziennikarz sportowy jednej z dużych redakcji, który chce pozostać anonimowy. – Sport łączy się z wieloma dziedzinami, jest wielu dziennikarzy zajmujących się sportem, którzy z niego wyrośli: zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Roman Imielski czy Paweł Kapusta, który właśnie został szefem Wirtualnej Polski. I bardzo dobrze, że zajmują się czym innym, bo nie ma nic gorszego w dziennikarstwie sportowym niż dziennikarz, któremu futbolówka urwała głowę – podkreśla.
„Dziennikarstwo jakościowe zawsze się obroni”
Tymczasem, jak uważa Michał Okoński, nie ma ryzyka, że rozrywkowe dziennikarstwo sportowe pokona to poważniejsze. – Uprawiam zawód dziennikarski od trzydziestu lat i od zawsze pamiętam narzekania i obawy o przyszłość. Pamiętam czasy przed internetem, a potem strach, że portale zniszczą dziennikarstwo. Tymczasem to właśnie na portalach uprawia się dziś często dziennikarstwo jakościowe. Moje doświadczenie jest więc takie, że dziennikarstwo jakościowe zawsze się obroni – zaznacza publicysta.
– Oczywiście ono nieustannie zmienia swoje oblicza i formy: przekonujemy się, że można uprawiać dziennikarstwo jakościowe w internecie, na platformach cyfrowych i streamingowych, w podcastach. Zawsze byłem optymistą, a dziś mam wręcz wrażenie, że dziennikarstwo sportowe w Polsce ma się tak dobrze jak nigdy za mojego życia. Dorosło młode pokolenie świetnych dziennikarzy: oczytanych, znających języki, głodnych fachowej wiedzy, fenomenalnie się rozwijających i korzystających z możliwości, jakie dają nowe media. Trela, Zachodny czy Tomasz Ćwiąkała to ludzie, którzy piszą teksty, ale też prowadzą podcasty, zakładają kanały albo goszczą w programach youtuberów, a przecież w żaden sposób nie obniżają standardów zawodowych – przekonuje Okoński.
Dobry biznes
Kanał Sportowy działa od wiosny 2020 roku, na swoim głównym kanale youtube’owym ma 947 tys. subskrybentów, a zamieszczone tam materiały odtworzono ponad 505 mln razy. W październiku ub.r. uruchomił własną platformę streamingową oraz aplikacje na urządzenia mobilne i smart tv.
W ub.r. Kanał Sportowy przy ok. 25 mln zł przychodów sprzedażowych osiągnął ok. 7-7,5 mln zł zysku operacyjnego. Jego prezes Maciej Sawicki zdementował pogłoski o rozmowach w sprawie przejęcia części udziałów firmy przez Canal+ Polska.