Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Powodem jest niedopełnienie obowiązku poinformowania o wdrożeniu do prawodawstwa krajowego dyrektywy dotyczącej praw autorskich. Na opóźnieniu tracą i wydawcy, i sami autorzy materiałów. – Głównymi beneficjentami wdrożenia dyrektywy o prawach autorskich i pokrewnych są dziennikarze – przypomina Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. – To do nich ma trafiać połowa opłat wnoszonych przez wielkie platformy internetowe za prawa autorskie.
– My, wydawcy prasy i dziennikarze, jesteśmy pierwszymi, którzy odczuwają to opóźnienie, bo nie dostajemy, a powinniśmy otrzymywać od dawna, wynagrodzenia z tytułu praw pokrewnych. To oznacza coraz gorszą sytuację ekonomiczną tak wydawców, jak dziennikarzy – mówi Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy.
Opóźnianie systemu tantiemizacji
Frąckowiak zwraca uwagę, że skutkiem tych opóźnień jest znikanie tytułów i wydawców, ubożejący rynek prasy i słabnąca jakość publikacji, ponieważ wydawcom brakuje środków na inwestowanie w zespoły redakcyjne czy w technikę.
– Opóźnianie wdrożenia dyrektywy to opóźnianie systemu tantiemizacji z tytułu praw pokrewnych. Ta tantiemizacja obciąży głównie wielkie firmy IT, które zostaną zmuszone do płacenia wydawcom za kontent. Środki z tantiem bez wątpienia wesprą budżety wydawców, ale również popłyną do dziennikarzy – ocenia Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
Polska obok pozwanych również Bułgarii, Danii, Finlandii, Łotwy i Portugalii miała do czerwca 2021 roku wdrożyć dyrektywę o prawach autorskich i pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym oraz drugą – dotyczącą tych samych praw w transmisjach online.
Odpowiadające za wdrożenie europejskiego prawa Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego złożyło wniosek o wpis projektu do wykazu prac legislacyjnych 30 sierpnia 2021. W maju ubiegłego roku skierowano projekt nowelizacji Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych do konsultacji publicznych. Ale na tym na razie się skończyło.
W międzyczasie Komisja Europejska skierowała w maju 2022 do Polski i 12 innych państw, które również opóźniają wdrożenie przepisów, tzw. uzasadnioną opinię, dając im dwa miesiące na przyjęcie obu dyrektyw. Obecnie skarży się na sześć.
Ratunek przed skrajną pauperyzacją
Przepisy zawarte w dyrektywie o prawach autorskich mają uregulować stosunki między wydawcami i wielkimi platformami internetowymi. Ustalają też zasady wynagrodzeń artystów i twórców. Dyrektywa w sprawie programów telewizyjnych i radiowych reguluje udostępnianie za granicą niektórych w ramach usług online.
– Trzeba pamiętać, że głównymi beneficjentami wdrożenia dyrektywy o prawach autorskich i pokrewnych są dziennikarze. Oni zyskają na tej zmianie prawa podwójnie, ponieważ według polskich projektów to do dziennikarzy ma trafiać połowa opłat wnoszonych przez wielkie platformy internetowe za prawa autorskie. To wyjątkowo dużo, inne kraje nie zaproponowały swoim dziennikarzom takiej stawki – mówi Frąckowiak. – Druga połowa ma trafić do wydawców, co pozwoli im na utrzymanie miejsc pracy. Więc de facto pieniądze znów zasilą dziennikarzy – dodaje.
Potwierdza to Bogusław Chrabota: – Wydawcy w Polsce podjęli zobowiązanie, że 50 proc. środków popłynie do autorów tekstów, czyli dziennikarzy. Nie twierdzę, że ten system uratuje prasę papierową, ale na pewno da wydawcom dodatkowe środki na konwersję cyfrową. W wypadku dziennikarzy to jest jakiś ratunek przed skrajną pauperyzacją naszego zawodu.
Marek Frąckowiak ubolewa, że wciąż nie wiadomo, jak długo zajmie Polsce wdrożenie dyrektyw. – Im szybciej, tym lepiej. Moim zdaniem da się to zrobić stosunkowo szybko. Problem w tym, że projekt rządowy zawiera wiele wad, na co my, wydawcy prasy, zwracaliśmy uwagę.