Media samorządowe wypierają lokalne media niezależne

Bezpłatna gazeta finansowana przez łódzki magistrat ukazuje się w nakładzie 60 tys. egz.

Media samorządowe konkurują z niezależnymi, odbierając im reklamy, dziennikarzy i możliwości rozwoju. Dobry przykład to sytuacja na rynku łódzkim. Tam od maja 2021 roku ratusz wydaje bezpłatną gazetę „Łódź.pl”. – Samorządy mają ustawowe prawo do wydawania mediów lokalnych. Jednak to, co się dzieje, to całkowite wypaczenie idei – uważa medioznawca Adam Szynol.

Łódzka gazeta ukazuje się trzy razy w tygodniu w nakładzie 60 tys. egz. Jest rozdawana bezpłatnie m.in. w środkach komunikacji miejskiej i zależnych od miasta placówkach. W 2022 roku Urząd Miasta Łodzi miał przeznaczyć na jej wydawanie 3 mln zł. Jeden z byłych pracowników Agory (prosi o niepodawanie nazwiska) zaznacza, że łódzki odział „GW” znalazł się od tamtej pory w szczególnie trudnej sytuacji.

„Zachowywali się wobec nas bardzo nie fair”

„Łódź.pl” nie promuje bezpośrednio polityków rządzących miastem. – Jest wszakże jednostronna. Publikuje głównie pozytywne informacje o mieście, a więc pośrednio o jego władzach. Tego typu formaty władze miast tworzą ściśle do celów marketingu politycznego i propagandy ośrodków władzy, które je finansują – mówi Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.

– Łódzki ratusz w finansowanej przez siebie gazecie zaczął lokować komunikaty i ogłoszenia. Lokalną „GW” traktował wrogo. Zapewne dlatego, że dziennikarze starali się pisać o władzach miasta obiektywnie, a więc również krytycznie – mówi były pracownik Agory.

– W politycznych kuluarach słyszeliśmy, że ratusz woli kupić powierzchnię w proporcjonalnie droższym „Fakcie” niż u nas – mówi były dziennikarz łódzkiej „GW”. – Zachowywali się wobec nas bardzo nie fair. Zdarzało się np., że słaliśmy pytania do magistratu dotyczące konkretnej sprawy. A następnego dnia w „Łodzi.pl” ukazywał się artykuł na ten temat. Rzecz jasna, przedstawiający władze miasta w przychylnym świetle. Do nas odpowiedzi nie przychodziły – dodaje.

Z łódzkiej redakcji zaczęli odchodzić dziennikarze: Jacek Losik (przeszedł do Money.pl) oraz zajmująca się sprawami społecznymi Blanka Rogowska.

Media samorządowe nie liczą się z rachunkiem ekonomicznym

Dobrą pracę na miejscu udało się zdobyć nielicznym. Paweł Rutkiewicz, do niedawna dziennikarz „Gazety Wyborczej” w Łodzi, od początku tego roku pracuje jako wydawca strony głównej Forbes.pl. – Znalazłem ofertę i złożyłem aplikację w przekonaniu, że raczej się nie uda. Ku mojemu zaskoczeniu zostałem przyjęty. Pracuję na wyższym stanowisku, w prestiżowym tytule ogólnopolskim. Forbes.pl działa w trybie hybrydowym: dwa dni w redakcji, reszta zdalnie. Nie musiałem przeprowadzać się do Warszawy czy ponosić kosztów wynajmu mieszkania – mówi „Presserwisowi”.

Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego, nie ma wątpliwości: media samorządowe wypierają tradycyjne. – Nie muszą liczyć się z rachunkiem ekonomicznym. Celem ich działania nie jest zysk, lecz promocja konkretnego ośrodka władzy, który jest właścicielem i donatorem – mówi. I dodaje: – Niestety, statystyczny odbiorca może się nie zorientować z czym ma do czynienia, bo media samorządowe stają się coraz bardziej profesjonalne. Np. utrzymywany przez magistrat portal Wroclaw.pl wprowadza formy wideo. Może sobie na to pozwolić, bo dostaje od władz miasta kilkanaście milionów zł rocznie. Samorządowe media mogą więc kupić profesjonalistów – dodaje.

Medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego przypomina, że samorządy mają ustawowe prawo do wydawania mediów lokalnych. – Jednak to, co się dzieje, to całkowite wypaczenie idei. Samorządy dostały to prawo na początku lat 90. ubiegłego wieku, gdy w Polsce samorząd dopiero się rodził i niewiele o nim wiedziano. Miastom i gminom dano prawo do wydawania mediów w celach informacyjnych, bo taka była potrzeba chwili, ale nie propagandowych – podkreśla Adam Szynol.

Idealny instrument w kampanii wyborczej

Andrzej Andrysiak, szef Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych (SGL), zauważa, że Łódź i Wrocław nie są rekordzistami w finansowaniu zależnych od siebie mediów. – Przecież władze Krakowa zdecydowały się wydać dziesiątki milionów złotych na dwa kanały telewizji miejskiej, której prawie nikt nie ogląda – mówi. Serwis OKO.press poinformował, że na projekt platformy steamingowej i programów informacyjnych władze Krakowa wydały w ub.r. ponad 65 mln zł.

– Mimo inflacji i drastycznego wzrostu kosztów towarów i usług, budżety samorządowych mediów będą rosły, bo zbliżają się wybory parlamentarne i samorządowe. A media lokalnych włodarzy to idealny instrument prowadzenia kampanii wyborczej – dodaje Andrysiak.

W jego ocenie proces wypierania wysokojakościowych mediów przez samorządowe można rozwiązać ustawowo, odbierając władzom miast i województw prawo do finansowania i wydawania mediów. – Niestety, gdy alarmujemy, że skutkiem wyparcia tradycyjnych mediów przez samorządowe i publiczne oraz równie silnie uzależnione od władzy – orlenowskie – będzie faktyczną likwidacja mediów niezależnych od ośrodków sprawujących władzę, nie spotykamy się z większym odzewem – mówi Andrzej Andrysiak.

Szef Rady Wydawców SGL przypuszcza, że wielu dziennikarzy i wydawców sympatyzujących z opozycję stoi na stanowisku, że samorządy są przeważnie antypisowskie i dzięki nim uda się odsunąć PiS od władzy w kraju. – Nic bardziej mylnego. Mieliśmy przecież przykłady zmiany barw politycznych zaraz po wygranych wyborach. Utrata niezależnych lokalnych i regionalnych mediów będzie porażką dla wszystkich myślących kategoriami wolności i demokracji – pointuje Andrzej Andrysiak.