Likwidacja tytułów, zwolnienia grupowe, cięcia nakładów, kłopoty z dystrybucją – to tylko niektóre problemy, z jakimi w mijającym roku mierzyli się wydawcy prasy. W tym trudnym czasie egzamin zawodowy zdali dziennikarze prasowi, nie tylko w zderzeniu z wojną w Ukrainie, ale też upominając się o poprawę relacji panujących w redakcjach na linii szef – podwładni.
Jerzy Baczyński, redaktor naczelny „Polityki”, zwraca uwagę, że to był bardzo gęsty rok dla prasy ze względów czysto merytorycznych, redaktorskich. – Wchodziliśmy w 2022 rok pod groźbą pandemii, czyli kolejnej wiosennej fali koronawirusa, ale te obawy zostały niejako unieważnione przez wybuch wojny. Wojna w Ukrainie rzutuje na politykę, ekonomię, wszelkie sfery w wymiarze globalnym i społecznym, doświadczamy bezpośrednio jej bliskości. Stała się też ogromnym wyzwaniem dla dziennikarzy prasowych, w „Polityce” na przykład powstał cały specjalistyczny zespół – mówi Jerzy Baczyński. Dodaje, że wojna nasiliła negatywne zjawiska, z którymi wydawcy prasy musieli się borykać, a więc inflację czy kryzys energetyczny. – Był to rok ogromnego, wręcz bezprecedensowego wzrostu kosztów papieru i druku, co sprawiło, że wydawcy musieli ogłosić grupowe zwolnienia. Zakłóceniu uległ rynek dystrybucyjny – Ruch zamyka kolejne punkty sprzedaży, a Garmond jest na skraju bankructwa, przez co ucierpieli wydawcy domagający się uregulowania wierzytelności. Erozja sieci dystrybucyjnych sprawia ponadto, że prasy nie można kupić w coraz większej liczbie miejscowości – ubolewa Baczyński. Podkreśla też, że inflacja wyhamowała wzrost subskrypcji, który notowano podczas pandemii, i na który wydawcy prasowi bardzo liczyli.
Zdaniem Jerzego Baczyńskiego prasa w Polsce ucierpiała dodatkowo za sprawą polityków. – Nasilił się od lat trwający konflikt polityczny podsycany przez PiS, czego przykładem może być pomysł absurdalnego podatku od reklam. Prasa niezależna musi sobie radzić samodzielnie, bez państwowych dotacji, jest też pozbawiana wpływów z reklam. Tak samo musi borykać się ze SLAPP-em czy notorycznym odcinaniem od informacji zarezerwowanych dla mediów partyjnych – irytuje się szef „Polityki”. I reasumuje: – Rok bardzo gorący, intensywny redakcyjnie i trudny ekonomicznie, zwłaszcza dla prasy niezależnej.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, podsumowując rok, dostrzega podwyżkę cen papieru, osłabienie mechanizmów kolportażu, rewolucje na rynku kosztowym. – Ale ofiar na razie mało. Zlikwidowano kilka czy kilkanaście tytułów prasy kolorowej. Kryzys w sferze printu dopiero nas czeka. Ta agonia będzie trwała do 2025-2026 roku, kiedy rynek prasy taki, jakim go znamy, pewnie przestanie istnieć. A znikną ci, którzy nie dostosują się do digitalu – diagnozuje Chrabota. Wymienia dwa godne zauważenia fakty z roku 2022. – Jeden to pełne przejęcie przez Orlen grupy Polska Press. Drugi to zwolnienie z „Newsweeka” giganta polskiego dziennikarstwa, czyli Tomasza Lisa. Pierwszy przypadek to wprowadzenie przez zadowolonych z siebie polityków całego segmentu prasy regionalnej na ścieżkę anihilacji. Nikt w Orlenie, a tym bardziej w nowym kierownictwie, nie pojmuje, że Polska Press to nie TVP SA z jej wartością rynkową, abonamentem i dopłatami z budżetu państwa. Jedyną szansą na przetrwanie są czytelnicy, czyli wiarygodność. A o tę ostatnią nikt w Polska Press się nie stara; wątpię zresztą, czy takie postaci jak pani Dorota Kania wiedzą w ogóle, o co w tym wszystkim chodzi. Zwolnienie zaś Tomasza Lisa było tyleż szokujące, co może stanowić dowód na to, jak zmieniają się, pewnie już na stałe, standardy w relacjach pracodawca – pracownik w polskiej sferze medialnej – podkreśla Bogusław Chrabota.
Zbigniew Benbenek, przewodniczący rady nadzorczej Grupy ZPR Media, wśród negatywnych zjawisk na rynku prasy w 2022 roku wymienia: zmniejszenie nakładów wynikające z rosnących cen papieru i dystrybucji, a także podwyżki cen prasy i redukcje zatrudnienia. – Zniknęły też z rynku tytuły Burdy. Tę decyzję, choć radykalną, rozumiem, bo była logiczna z biznesowego punktu widzenia. Uważam też, że pod względem reklamowym rok 2022 był raczej w porządku. A na pewno pozytywne jest to, że ustawicznie rośnie internet, zwłaszcza warto odnotować subskrypcyjny sukces „Gazety Wyborczej” – uważa Zbigniew Benbenek.
Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, tak jak inni wskazuje na rosnące koszty wydawania prasy. – Szczególnie dotknęło to małych wydawców, bo nie mogą, jak ci duzi, niwelować lub bilansować koniecznych podwyżek cen gazety na przykład zmniejszeniem zatrudnienia. Lokalni wydawcy zatrudniają z reguły mniej niż 10 osób, a żeby zarobić na podwyżki prądu czy papieru, musieliby zredukować zespoły o dwie, trzy osoby. Negatywnie na rynku prasy, zwłaszcza lokalnej, zaważyło też ograniczenie sieci kolporterskiej Ruchu, która skupia się na większych miejscowościach – cierpią zwłaszcza ci wydawcy, którzy nie mają własnej dystrybucji. Bolesny jest dla nas ten rok także dlatego, że zaczęło brakować rąk do pracy – dziennikarze lokalni wykruszają się, bo albo odchodzą z zawodu, albo przenoszą się do większych wydawnictw. Ale walczymy, na pewno się nie poddamy – deklaruje Andrzej Andrysiak.
Bartosz T. Wieliński, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, ocenia mijający rok z jednej strony jako zły, z drugiej – jako dobry. – Zły, bo koszmarnie rosły ceny energii i papieru, inflacja uderzyła bezlitośnie, trzeba było zwalniać ludzi. Zniknęła też masa tytułów, w tym „Auto Świat”, który od lat czytałem. A dobry, bo wiele się działo, wiele było do opisywania. Wojna w Ukrainie i masa grubych afer sprawiły, że jako branża zdaliśmy egzamin. Widać, że dziennikarze poważnej polskiej prasy nie odstają od kolegów z poważnych redakcji zagranicznych – podkreśla Bartosz T. Wieliński.
Natomiast Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego, nie widzi żadnych pozytywów, uderza wręcz w tony kasandryczne. – Rok jest generalnie bardzo zły – stwierdza stanowczo. – Uszczuplają się wpływy prasowe, zwłaszcza tam, gdzie redakcje nie mają przełożenia na digital. Z rynku znikają kolejne tytuły – z printu rezygnują nie tylko mali wydawcy, ale też giganci. Rynek prasy na naszych oczach się zamyka, firmy, które malowały ten pejzaż, teraz nam ten pejzaż zamazują. Po pandemii wydawało się, że sytuacja prasy się poprawi, lecz pandemia tylko utrwaliła przyzwyczajenia czytelnika – coraz mniej osób szuka gazety codziennej czy czasopisma w kiosku lub empiku. Wydawcy sami do tego doprowadzili – skoro „Przegląd Sportowy”, tytuł zasiedziały na rynku, bodaj pierwszy dziennik sportowy w Europie, staje się dwudnikiem, to jaki sygnał idzie do odbiorców? Że informacje bieżące można znaleźć w internecie, nie trzeba sięgać po papier – wywodzi Adam Szynol. I konkluduje: – Ponury, kiepski, ciężki rok, w którym epoka druku się z nami rozstaje.