Jak zakończyć sprawę Lisa – wszyscy radzą, nikt nie wie.
Gdy proszę Agnieszkę Wiśniewską z Krytyki Politycznej o komentarz do deklaracji Jacka Żakowskiego w piątek 7 października o powrocie Tomasza Lisa do audycji w Tok FM, dziennikarka odpowiada krótko: „Żakowski i Władyka uznali, że moja rozmowa dostarcza wyjaśnień, które były potrzebne, żeby Lis wrócił do poranka. Ja osobiście nie wiem, jakich niby wyjaśnień ta rozmowa dostarcza” – odpisuje mi Wiśniewska, będąca na urlopie w Nowym Jorku.
Trzy dni później, 10 października, publikuje na Krytykapolityczna.pl tekst „Koniec bycia »w zastępstwie Tomasza Lisa«?”, w którym już na wstępie stwierdza, że zapowiedzią powrotu Tomasza Lisa do piątkowego poranka w Tok FM jest bardzo zaskoczona. „Nie tym, że Żakowski znów zacznie zapraszać do radia Lisa – bo o tym, że chce, aby Lis wrócił na antenę, mówił nie raz. Zaskoczona byłam tym, że Jacek do uzasadnienia swojej decyzji posłużył się wywiadem, który przeprowadziłam z Lisem”.
Reakcje na ten wywiad w większości nie były dobre. „Pani Agnieszko, nie potrafię sobie wyobrazić, że naprawdę nie zdawała sobie Pani sprawy z tego, że dać głos tak żarłocznemu egocentrykowi, w dodatku kłamcy, to sprawa z góry przegrana. Jakkolwiek bezpośrednie i »mocne« byłyby Pani pytania, on zawsze będzie jeszcze mocniejszy” – skomentowała na Twitterze internautka Agata Miros.
W wywiadzie Wiśniewskiej opublikowanym na Krytykapolityczna.pl pt. „Lis: Przyznaję, moje metody były retro. A może bardzo retro” były naczelny „Newsweek Polska” stwierdził, że nie miał zarzutów o mobbing i że są to plotki i oszczerstwa. „Czy to plotka, że zaglądałeś dziewczynie z redakcji w dekolt i komentowałeś kolor jej stanika?” – pytała Wiśniewska. „Bzdura. Nawet nie plotka. To jest kłamstwo” – odpowiadał były redaktor naczelny „Newsweeka”. W pewnym momencie przyznał, że przez ostatnie miesiące zrobił bilans win, krzywd i rachunek sumienia. „I co ci wyszło?” – pytała Wiśniewska. „Zrozumiałem, że moje metody zarządzania były trochę retro” – mówił Lis. „Trochę? – A może bardzo retro”.
***
To tylko fragment tekstu Grzegorza Sajóra. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.