Bez wsparcia państwa drukowana prasa zniknie z rynku

Zostaną tylko magazyny premium

Wyższe koszty produkcji, czyli papier, energia i transport zabijają kolejne tytuły prasowe

Prasa przeżywa kolejną chwilę prawdy. Utrzymująca się wysoka inflacja, kryzys gospodarczy i zbliżające się wybory będą jak sito dla papierowych wydań dzienników, tygodników i miesięczników. Przyspieszy cyfryzacja, choć druk sprawdzi się jako produkt premium.

– Kluczowy będzie przyszły rok, wyniki sprzedaży egzemplarzowej i prenumeraty. Dla tych, którzy przegapią załamującą się koniunkturę, w przyszłym roku może być już za późno – ostrzega Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.

Wydawnictwa papierowe w ogromnym kłopocie

– Z gigantycznym problemem zderzy się rynek dystrybucji i kolportażu. Spodziewam się załamania, tym bardziej jest potrzebne wsparcie państwa, o co zabiega, także poprzez projekt ustawy osłonowej, Izba Wydawców Prasy. Wygra internet, aczkolwiek on też stoi przed wyzwaniem, jakim jest konieczność wprowadzenia mechanizmu płacenia za treści. Dla dostawców prasy ambitniejszej największym wyzwaniem jest prenumerata. Tradycyjna i cyfrowa, z akcentem na tę ostatnią – analizuje Chrabota.

W ostatnich dniach Agora ogłosiła zwolnienia grupowe, które mają dotknąć głównie tytuły prasowe, Burda Media Polska poinformowała, że zamyka kilka tytułów, w tym magazyny „Claudia” i „Party”. W Ringier Axel Springer Polska zwolnienia grupowe ruszą 16 listopada, a od nowego roku „Przegląd Sportowy” będzie ukazywał się tylko w poniedziałki i piątki.

– Nie wydaje mi się, żeby to oznaka zmierzchu papieru, ale to dowód, że wydawnictwa papierowe są w ogromnym kłopocie i to niezależnie od preferencji czytelników, które przesuwają się w kierunku internetu – komentuje Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy. – To wynika w głównej mierze z sytuacji ekonomicznej wydawców: ze wzrostu cen papieru, kosztów druku z powodu drożejącej energii. Dlatego jako IWP tak energicznie zabiegamy o mechanizmy, które prasę drukowaną powinny wspierać. Między innymi o wprowadzenie obiecanego przez rząd zerowego podatku VAT na prasę i książki – dodaje prezes IWP.

– Wszelkie zawirowania finansowe najwcześniej odczuwa się w mediach i szkoleniach. Firmy zaczynają oszczędności od tego, co bezpośrednio i w krótkiej perspektywie nie wpłynie na ich funkcjonowanie. Dlatego mniej wydają na reklamę. I dlatego to tak bolesny czas dla mediów – komentuje Wojciech Pelowski, dziennikarz, były naczelny i wydawca w oddziałach lokalnych „Gazety Wyborczej”. – Szczególnie mocno doświadczą go gazety drukowane, ponieważ szybują ceny papieru. Możemy być świadkami prób szybkiego przenoszenia do sieci tytułów, które dotąd internet traktowały jak zło konieczne – dodaje Pelowski.

Papier jako produkt premium

– Branża medialna jest niezwykle cykliczna i najsilniej odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. Wydatki na reklamę są obcinane jako jedne z pierwszych. Można więc przypuszczać, że najgorsze dopiero przed nami, a cięcia to odpowiedź na to, co nieuniknione. Tak długo jak światem rządzi człowiek, tak długo prasa ma przyszłość, ale nie mylmy nośnika z głównym produktem, którym jest informacja i wiedza – analizuje Przemek Barankiewicz, w przeszłości związany z „Pulsem Biznesu”, były naczelny pb.pl i bankier.pl, teraz szef spółki Finax na Polskę.

Barankiewicz twierdzi, że obecny kryzys dotyczy wszystkich mediów, a nie tylko papieru, bo ten rozumiany jako nośnik przestaje mieć masowe znaczenie już od wielu lat.

– Papier odnalazł się już jako produkt premium, co pozwala na dużą elastyczność cenową, konkretnie na jej podnoszenie. Wyobrażam sobie sytuację, że gazeta zmniejsza nakład albo nawet liczbę wydań, ale jej łączne dochody i tak nie spadają – uzupełnia Barankiewicz.

Robert Feluś, były naczelny „Faktu” i „Wprost” (tytuł ten obecnie jest już tylko w internecie), nie ma wątpliwości, że to jednak prasa zostanie najmocniej dotknięta przez obecny kryzys.

– Ostaną się oczywiście duże dzienniki, choć sprzedaż będzie nadal leciała na łeb na szyję. Wygrają tytuły, które najmądrzej wykonają ruch przeniesienia do sieci. Poradzą sobie poważne magazyny, jak np. „Forbes”. W ich przypadku zawsze będzie grono odbiorców, dla których wzięcie do ręki porządnie wydrukowanego wydawnictwa lub pokazanie się w nim będzie miało znaczenie – analizuje Feluś.

Upadek prasy katastrofą kulturalną, społeczną i ekonomiczną

Jego zdaniem w tarapaty mogą wpaść również tygodniki, jeśli nie zdecydują się na wprowadzenie skutecznych systemów płatnych treści. – Inflacja, osłabienie złotego, wyższe koszty produkcji, czyli papier, energia i transport, wymuszą na wszystkich szybsze przejście do sfery cyfrowej. Natomiast tanie magazyny kolorowe bazujące na plotkach i treściach poradnikowych, które ciągle są fenomenem na rynku prasy, zbliżają się do końca swojej świetności. Grono ich czytelników kurczy się w naturalny sposób. Cena będzie rosła, a zasobność portfeli czytelników malała. Jeśli zatem będzie wybór czy kupić chleb, czy ulubiony tygodnik z ploteczkami, to wybór będzie prosty – prognozuje były naczelny „Faktu”.

– Nie tylko kryzys może zmienić rynek prasowy. Jeśli w wyborach w 2023 roku PiS przegra, to spora grupa mediów zacznie przymierać głodem, bo skończy się kroplówka np. ze spółek skarbu państwa – zauważa Feluś.

Z kolei Piotr Mieśnik, redaktor naczelny Wirtualnej Polski, też przewiduje nasilenie zmian na rynku prasy drukowanej, którą mocno dotknęła pandemia koronawirusa. – Kryzys finansowy, co już wiemy i widzimy, jest katalizatorem wygaszania tytułów prasowych – mówi Mieśnik.

Szef WP uważa, że przetrwają ci, którzy już od jakiegoś czasu dokładają do biznesu inne nogi: zasięgowe, bo są również w internecie i tam rozwijają produkt, przychodowe realizowane poprzez wprowadzenie np. subskrypcji i w sferze merytorycznej – mają ekskluzywne treści i autorów.

Marek Frąckowiak zwraca uwagę, że upadek drukowanej prasy to nie tylko katastrofa dla kultury, ale też katastrofa społeczna i ekonomiczna. – Likwidacja gazet drukowanych pociąga za sobą cały łańcuch konsekwencji dotykających wszystkich – od wydawcy, przez redakcję, drukarnię, kolportera, po sprzedawcę i ich rodziny – dodaje prezes IWP.