1 listopada na łamach portalu Wirtualnemedia.pl prezentowaliśmy wspomnienia dziennikarzy, którzy odeszli w ostatnim roku, napisane przez bliskie im osoby z redakcji.
Przemysław Marzec zmarł 9 sierpnia 2022 r. Z Radiem RMF był związany od 1993 r. Zaczynał jako reporter w katowickim oddziale rozgłośni. Później wielokrotnie relacjonował konflikty w różnych częściach świata: w latach 1998-1999 był wysłannikiem stacji w Kosowie, Albanii i Macedonii, w 2001 r. – w Afganistanie, w latach 2003-2004 – w Iraku, a w 2008 r. relacjonował wojnę gruzińsko-rosyjską. Od 2004 r. pracował w warszawskiej redakcji RMF FM. W 2007 r. został korespondentem w Moskwie. Pełnił tę funkcję do końca 2020 r., gdy rozstał się z rozgłośnią.
Wspomina Tomasz Skory, kolega z warszawskiego oddziału RMF FM
Przemek należał do gości budzących respekt. Wszyscy wiedzieli, że jeśli rzecz będzie w ogóle wykonalna, Marzec da radę, niezależnie od okoliczności.
Kiedy pod koniec ubiegłego wieku pracował w Kosowie, Albanii i Macedonii, był zorientowanym w obcych dla nas realiach kolegą-dziennikarzem. Niezawodnym w wyjaśnianiu znaczenia tego, co relacjonował swoim trochę zdystansowanym tonem. Kiedy kilka dni po ataku na World Trade Center wylądował z Jankiem Mikrutą w Afganistanie, był właściwie gwiazdorem. Nie przez gwiazdorzenie, bo od tego do końca był jak najdalszy, ale przez pozycję w jakiej się znaleźli. Byli na miejscu naszymi aktywami. Kolegami, ale takimi, którym się kibicuje i z których jest się dumnym, których warto wśród kolegów wyróżnić. Mało kto miał kolegów relacjonujących z Kabulu przez kilka tygodni upadek rządów talibów, a potem pościg za Osamą Bin Ladenem w górach Tora Bora. A jak ktoś takiego kolegę miał, to mu kibicował i zwykle też się o niego martwił. Potem koledzy byli jedynymi polskimi dziennikarzami w Bagdadzie, gdzie dotarli przed atakiem USA na Irak, i gdzie zostali do wejścia Amerykanów.
„Czekał na powód do wyjazdu”
Kibicowaliśmy Przemkowi podczas relacjonowania Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej… dużo tego było. Zagrożenie było dla Przemka istotnym, ale tylko jednym z czynników, które należało brać pod uwagę, tak jak konieczność zaopatrzenia się w odpowiedni sprzęt i dokumenty, potrzeby żywnościowe czy zapewnienia sobie zasilania. Nie dało się złapać Przemka na obnoszeniu się z bohaterstwem czy przesadną ostrożnością. Zachowywał w pracy równowagę i rozsądek.
Kiedy pracował z nami w Warszawie mieliśmy poczucie, że brak mu rozmachu, emocji. Czekał na powód do wyjazdu, jego kamizelka kuloodporna leżała w szafie. Spełniał się po objęciu stanowiska korespondenta w Moskwie, gdzie nadal mógł wykorzystywać unikalne umiejętności, ale też walczył z narastającymi problemami.
Zdarzyło się tak, że przy okazji przeprowadzki zająłem biurko, przy którym siedział Przemek. Zostawił mi na nim charakterystyczną maskę przeciwgazową, przywiezioną z którejś z wypraw. Nie zmieściła się w bagażu, gromadzonym na kolejną. Leżała tam kilka lat jako ekscentryczny gadżet. Od pewnego czasu trzymam ją w szafce. Jako pamiątkę po gościu, który budził respekt i kompletnie o to nie dbał.