Zerwanie umowy nastąpiło 5 października na podstawie zastrzeżeń, które Biuro zgłosiło wydawcom. Jednocześnie sami wydawcy tygodników lokalnych od dawna zgłaszali uwagi co do dysproporcji między zyskiem i przychodami Biura a kwotami, które z tytułu usług reklamowych trafiały do ich kas.
Andrysiak: „Zastrzeżenia Biura są absurdalne”
W 2014 roku pracownicy BRGL – firmy powołanej przez Stowarzyszenie, założyli własną spółkę. SGL wynegocjowało wtedy porozumienie, na mocy którego Biuro stworzyło ofertę reklamową Tygodnika Lokalnego – marki należącej do SGL. Biuro zbierało dla tygodników lokalnych reklamy ogólnopolskie. Reklamy się ukazywały, BRGL dostawało prowizję, a część pieniędzy trafiała do Stowarzyszenia i była przeznaczana na jego bieżącą działalność. W zależności od roku wpłata do SGL wahała się od 50 tys zł do 120 tys. zł. Tylko w ubiegłym roku wartość zleceń reklamowych dla wszystkich redakcji zrzeszonych w SGL wyniosła 2 mln zł.
Na ostatnim zjeździe wydawców część uczestników podniosła zarzuty wobec rozliczeń BRGL. Stwierdzili, że kwoty, które trafiają do wydawców, są za niskie. Stawki za reklamę nie były waloryzowane od lat, a sami wydawcy nie byli zadowoleni z zysków, które w ramach tej współpracy osiągali. Jak podają wydawcy, tylko w ubiegłym roku przy przychodach BRGL na poziomie 7,8 mln zł wydawcy otrzymali niespełna 1,9 mln zł.
– Zastrzeżenia Biura co do współpracy z nami są absurdalne – mówi Andrzej Andrysiak, przewodniczący Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. – Panowie stwierdzili, że dwóch spośród wydawców 140 tytułów nie chce z nimi współpracować. Dwóch na 140 tytułów!
Andrzej Andrysiak sugeruje, że przyczyną zerwania umowy może być prowizja dla SGL. Kwota niewielka, ale stanowiąca zysk firmy reklamowej.
„Nasza praca nie jest szanowana”
Stanowisko w sprawie zerwania umowy z SGL zajęło też Biuro Reklamy. – Wypowiedzieliśmy umowę, gdyż doszliśmy do wniosku, że nasza praca nie jest szanowana. Zwątpiliśmy też w to, że jesteśmy w stanie uzgodnić takie zmiany w umowie, które by satysfakcjonowały obie strony – mówi „Presserwisowi” Marek Olejnik, prezes zarządu Biura Reklamy Gazet Lokalnych.
Dodaje, że audyt przeprowadzony latem przez Stowarzyszenie Gazet Lokalnych wykazał, iż biuro realizowało zlecenia zgodnie z podpisaną umową. – Oskarżenia, między innymi o stosowanie innych cen dla różnych gazet o tych samych nakładach, nie potwierdziły się – podkreśla Olejnik. – Średni procent od obrotu na zleceniach dla gazet lokalnych pozostający w firmie na inne koszta niż zakup powierzchni reklamowej, oraz na nasz zysk, który wypracowujemy, wynosi 21 procent, a były lata, w których nie przekraczał 15 proc. Zysk za 2021 rok, który jest naszej firmie wytykany, wynika w dużej mierze z nierównomiernego rozłożenia przychodów i kosztów między grudniem 2021 roku a pierwszą połową roku 2022.
Olejnik podkreśla, że Biuro płaci za powierzchnie reklamowe zgodnie z umowami: takie same ceny dla gazet o takich samych nakładach. – Ze względu na to, że każda gazeta lokalna ma inny rynek i inne cenniki, ci, którzy na swym terenie mogą mieć wysokie ceny i dają 80-procentowe rabaty, uważają, że dostają grosze względem swego cennika, a inni – którzy na przykład mają konkurencję i niskie ceny cennikowe lub beznadziejny rynek – wręcz przeciwnie. Niektórzy wydawcy czuli się wykorzystywani, głośno to mówili, a my już mieliśmy dość udowadniania, że nie jesteśmy wielbłądem – kwituje Olejnik.
– Teraz jesteśmy na etapie poszukiwania osoby lub agencji, która podejmie się współpracy z tygodnikami lokalnymi – mówi Andrysiak. – Wydaje mi się, że jesteśmy łakomym kąskiem na reklamowym rynku.