„A skoro o śmieciach mowa, to wrócimy też do słów Władimira Putina, który (…) był łaskaw różne rzeczy opowiadać” – powiedział Igor Sokołowski z Polsat News w zapowiedzi prowadzonego przez niego programu »W rytmie dnia«”. Pytanie o zaangażowanie dziennikarzy i używany przez nich od początku wojny język należy postawić – niezależnie od wyrażanych w mediach społecznościowych zachwytów wobec tego typu bezkompromisowej postawy.
Przy okazji środowego orędzia Władimira Putina Igor Sokołowski, prowadzący „W rytmie dnia”, zapowiadając swój program na antenie Polsat News, powiedział: „Powiemy, że są tacy, którzy zbyt dosłownie wzięli słowa Jarosława Kaczyńskiego, który mówił, że w tej chwili trzeba palić wszystkim poza oponami czy podobnie szkodliwymi rzeczami, bo Polska musi być ogrzana, i rzeczywiście, śmieciami niektórzy zaczęli palić”.
I dalej, przechodząc do nowego tematu: „A skoro o śmieciach mowa, to wrócimy też do słów Władimira Putina, który pół godziny temu był łaskaw różne rzeczy opowiadać”.
W mediach społecznościowych doceniano Sokołowskiego za „inteligentne nawiązanie”, które było „godne mistrza”. Zapowiedź dziennikarza chyba podobała się też stacji, bo z tytułem „Skoro o śmieciach mowa, to wrócimy też do słów Władimira Putina” wrzucono jej fragment po godzinie 10 na Polsatnews.pl. Wideo to szybko znalazło się w dziale „Popularne”.
„Likwidacja Rosjan”
Jednak tego typu zaangażowanie dziennikarzy, które łatwo zaobserwować od początku rosyjskiej agresji, nie wszystkim się podoba. Niezależnie od oczywistej i jednoznacznej oceny Putina schłodzenie emocji jest warsztatowym obowiązkiem dziennikarza. Nie bardzo udaje się to w polskich mediach. Rosjanie są „likwidowani” jak czołgi czy wyrzutnie, ewentualnie „eliminowani”; tego typu odhumanizowanie jest obecne w wielu materiałach. W jednej z depesz Polskiej Agencji Prasowej znalazło się zdanie: „…odnotowano także likwidację 36 Rosjan, trzech czołgów, trzech haubic” (PAP, 29.07.2022). Na portalach również tytuły w stylu: „Ukraińskie wojsko wyeliminowało kolejnego rosyjskiego dowódcę” (Tvp.info z 29.05.2022). Lub radosne: „Jechali na transporterze. Ukraińcy wyeliminowali Rosjan, jest nagranie (Tvp.info 11.06.2022)”
Prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyznaje, że sposób relacjonowania wojny przez dziennikarzy to problem, ponieważ w grę wchodzą emocje. – Władimir Putin, którego nie można nazwać inaczej niż politycznym bandytą, morduje rękami swoich żołnierzy niewinnych ludzi, w tym dzieci. Te okoliczności oczywiście nie zwalniają dziennikarzy z obowiązku stosowania jak najbardziej bezstronnego opisu wydarzeń – mówi prof. Dąbała.
Jak dodaje, niektórzy dziennikarze nie wytrzymują i nazywają działania Putina w sposób bardzo bezpośredni. – Warto jednak pamiętać, że jeśli ktoś w twardej informacji użyje takiego określenia jak np. „śmieć”, to jest to już element publicystyki. W niej może funkcjonować – podkreśla prof. Jacek Dąbała. Jego zdaniem w publicystyce, zwłaszcza w tak ważnym temacie jak mordowanie niewinnych ludzi, można sobie pozwalać na znacznie więcej niż w twardej informacji, ale nigdy nie może to być język nadmiaru emocji.
Zachować umiar i szacunek
Dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego, zauważa różnice między serwisem informacyjnym a komentarzem. – W serwisie informacyjnym obowiązuje bezwzględne oddzielanie informacji od komentarza i informacji od emocji. Takie stwierdzenie w serwisie byłoby więc ewidentnym błędem warsztatowym – stwierdza.
Według dra Grzegorzewskiego nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku reporterów wojennych, którzy pracują na miejscu w Ukrainie. – Tam mamy do czynienia z dużym stresem i ciągłym zagrożeniem – zaznacza dr Grzegorzewski.
Mateusz Lachowski, korespondent wojenny Polsat News, w ostatnim numerze „Press” wyraził sprecyzowane zdanie na temat języka polskich dziennikarzy: „Moim zdaniem musimy zachować umiar. Na tej wojnie Rosjanie popełnili tak wiele zbrodni, że wiadomo, co o nich myśleć. Dziennikarz nie może nikogo odczłowieczać. Bo nawet jeśli w dobrej wierze użyjemy zbyt mocnych słów, jesteśmy już blisko propagandy. Takie teksty są przegięciem. Staram się sam pilnować, więc nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek użył takiego sformułowania”.
Lachowski przypomniał, że kibicują takiemu językowi odbiorcy mediów: „Wiele razy na Facebooku czytałem uwagi od czytelników w stylu: „Dlaczego pan pisze Rosjanie dużą literą?” albo „Dlaczego pisze pan o żołnierzach rosyjskich, a nie o zbrodniarzach, kacapach czy raszystach? (…) Jest oczywiste, że ja popieram Ukrainę, mówiłem o tym wielokrotnie, ale w relacjonowaniu wojny chodzi też o jakiś elementarny szacunek do ludzi. Sam też się kontroluję, czy nie przekraczam jakiejś granicy”.