Łętowski, Żakowski, Szpakowski o Wołku: „Wychował Zarembę, Fąfarę, Krasowskiego, Terlikowskiego”

Tomasz Wołek zmarł w wieku 74 lat

Nie żyje Tomasz Wołek, dziennikarz, publicysta, komentator w tzw. trzódce Jacka Żakowskiego w radiu Tok FM, były redaktor naczelny „Życia Warszawy” i „Życia”, znawca piłki nożnej.

Urodził się w 1947 roku w Gdańsku. Ukończył studia historyczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego. W okresie PRL był działaczem opozycyjnym – w 1968 roku uczestniczył w wiecach studenckich w ramach wydarzeń marcowych.

Pracę dziennikarza zaczynał w redakcjach sportowych, początkowo w TVP i „Piłce Nożnej”. Był redaktorem naczelnym „Życia Warszawy” oraz dziennika „Życie”. Jego teksty ukazywały się m.in. w „Polityce”, „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”. W 2005 roku został dyrektorem redakcji publicystyki stacji Tele 5 i prowadził tam program publicystyczny „Plusy dodatnie, plusy ujemne”.

Był znawcą futbolu – zwłaszcza południowoamerykańskiego. Komentował mecze w TVP. Napisał kilka książek – nie tylko o piłce nożnej, ale też o tematyce katolickiej, był też współautorem – ze Stefanem Kisielewskim – słynnego „Abecadła Kisiela”. W czerwcu 2020 roku ukazał się zbiór jego felietonów „Historia pewnej prowokacji”. Jest  laureatem Nagrody Kisiela, którą otrzymał w 1997 roku. W 2011 został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Maciej Łętowski, zastępca Tomasza Wołka w tzw. „Życiu” z kropką, poznał go w 1987 roku, podczas spotkań tzw. rodzin Dziekanii – Wołek przyjeżdżał z Gdańska do Warszawy jako delegat Ruchu Młodej Polski Aleksandra Halla, a Łętowski należał do Klubu Chrześcijańsko-Demokratycznego. – Obaj byliśmy antykomunistami, Tomek był wręcz nacechowany antykomunizmem. Wyrastał z podwójnej tradycji: solidarnościowej i młodoendeckiej. Wtedy już się wytwarzały pewne podziały, które w pełni ukształtowały się w Polsce demokratycznej: na lewicę laicką i obóz konserwatywny. Tomek wyrastał z prawicy i ciążyły na nim dwie presje: ideały Ruchu Młodej Polski i gdański liberalizm. Obie te siły wytyczały jego myślenie jako publicysty oraz działanie jako wydawcy i redaktora – wywodzi Łętowski.

Łętowski uważa, że Wołek to ciekawa postać dla historyka. – W jego biografii zawodowej widać, jak bardzo nasz zawód był uwikłany w politykę. Tak bywa, gdy kończy się dyktatura, a zaczyna demokracja. Tomek był pod silnym wpływem Aleksandra Halla, nawet należał do jakiejś jego partyjki, a jednocześnie kierował „Życiem Warszawy”, które podlegało konfliktom politycznym, najpierw między Mazowieckim a Wałęsą, a potem między Wałęsą a Kwaśniewskim. A na rok przed wyborczą wygraną AWS – założył „Życie” z kropką. To pokazuje, jak już wtedy przenikały się dwa światy: politycy zabiegali o własne media, o wpływ na nie, a dziennikarze nie umieli tworzyć mediów bez kontaktów z politykami – przypomina Łętowski.

Zdaniem Łętowskiego bezsprzeczną zasługą Tomasza Wołka jest wychowanie całego pokolenia dziennikarzy. – Terlikowski, Zaremba, Krasowski, Fąfara – to tylko niektórzy z całej formacji młodych, którzy wyrastali w stanie wojennym, a pierwszą pracę znaleźli w obu dziennikach kierowanych przez Tomka, choć nie wszyscy dziś przyznają się do Tomkowych koneksji. Tomek, mimo wikłania się w polityczne układy, otwierał drogę działania całemu pokoleniu dziennikarzy – stwierdza Łętowski.

Jacek Żakowski, który gościł Tomasza Wołka w swojej porannej piątkowej trzódce na antenie Tok FM przez 19 lat, zastanawia się, co mógłby powiedzieć „Presserwisowi”, czego od rana nie powiedział jeszcze innym mediom. Ale namysł trwa tylko chwilę. – Tomek miał dwie pasje: po pierwsze futbol, po drugie – Polskę. I zawsze zdawał test z przyzwoitości obywatelskiej. W latach 70., gdy nic nie zapowiadało, że świat się zmieni, świadomie porzucił karierę komentatora sportowego. Zrezygnował z czegoś, co kochał i na czym się znał jak nikt! Wybrał pisanie w prasie podziemnej. W latach 80. publikował pod pseudonimem Józef Wierny. To oddaje jego wierność sobie, bo gdy szło o sprawy podstawowe, wszystko inne odsuwał na bok, szedł za głosem sumienia. Świadczy o tym choćby ta jego ewolucja polityczna – od radykalnej prawicy do otwartego liberalizmu – mówi z przekonaniem publicysta „Polityki”. – Był fajnym kolegą, ciepłym, troskliwym. Ilekroć się spotykaliśmy, pytał: „A jak tam Stefanek?”. Mój syn ma już 16 lat, Tomek poznał go jako berbecia i zapamiętał imię. Przyznam, że ja imion jego dzieci niestety nie znam. Nasza 40-letnia przyjaźń, mimo licznych sporów i nieporozumień, nigdy nie została zerwana. Ale to zasługa Tomka, nie moja – podkreśla Żakowski.

Dariusz Szpakowski, sportowy sprawozdawca TVP, odejście Tomasza Wołka przyjął z niedowierzaniem. – To wielka wyrwa w mojej komentatorskiej pracy, bo niejednokrotnie współpracowałem z Tomkiem przy relacjach z meczów. Miał potężną wiedzę o futbolu, szczególnie południowoamerykańskim, nie wiem, czy ktoś byłby mu w stanie dorównać, choć dziś mamy internet. On swoje wielkie znawstwo w tej dziedzinie wykuwał sam, dzięki pasji, inteligencji, dociekliwości. Imponowała mi nie tylko jego wiedza, ale też jego krasomówstwo. Posługiwał się wspaniałą polszczyzną, miał ogromny zasób słownictwa, wtrącał zwroty staropolskie, ale znał też język współczesny, potoczny, dzięki czemu trafiał także do młodego pokolenia. No i miał niepodrabialne poczucie humoru – kiedyś zganił jednego z przyjaciół, że nie słyszał o jakimś wybitnym piłkarzu latynoskim, a gdy ten po kilku godzinach zadzwonił z pretensjami: „Wrobiłeś mnie, nie ma takiego zawodnika”, przyznał się do mistyfikacji, i obaj się z tego uśmiali – kończy anegdotą Szpakowski.