Fedczenko wziął udział w konferencji „Niepodległa Informacja”, zorganizowanej przez Akademickie Centrum Komunikacji Strategicznej w warszawskiej Akademii Sztuki Wojennej. Konferencja dotyczyła walki z dezinformacją i rolą informacji w trakcie konfliktów.
„Ukraińcy polegają na małych, niezależnych projektach medialnych”
Fedczenko pytany przez PAP w jaki sposób Zachód może wspierać prowadzoną przez Ukraińców walkę informacyjną podkreślił, że „Ukraińcy polegają teraz nie na wielkich kanałach telewizyjnych, tylko na małych, niezależnych, samodzielnych projektów medialnych, które mają trudności w ekonomicznym przetrwaniu, szczególnie w warunkach wojennych”. „One mogą zniknąć, a to byłby największy chyba szok tej wojny” – zaznaczył.
Jak tłumaczył, tego typu projekty powinny otrzymywać pomoc finansową, a publikowane przez nich treści powinny być w łatwy sposób monetyzowane.
Na pytanie, czy ukraińskie media próbują docierać do rosyjskiego społeczeństwa Fedczenko ocenił, że problem nie polega na tym, że Rosjanie nie mają dostępu do różnych źródeł informacji, ale mało kto jest zainteresowany docieraniem do nich. „Poprzez sieci VPN mogą zyskać dostęp do praktycznie wszystkiego, ale z pewnych powodów nie wykorzystują tej możliwości, a nawet jeśli wykorzystują, to nie trafia to do ich światopoglądu. Nie sądzę, by ukraińskie media powinny próbować tam docierać i przekonywać, bo nie ma tam dla tego żyznej gleby” – powiedział.
Fedczenko odniósł się również do zagranicznego wsparcia dla ukraińskich mediów i dziennikarzy. Jak zauważył, wiele pomocy, w tym środków finansowych, trafia do opozycyjnych mediów rosyjskich. „Widzę, że wiele rosyjskich (opozycyjnych – PAP) organizacji za granicą jest wspieranych milionami euro. Tymczasem te przekazy medialne nie przełożą się na masowe protesty uliczne” – zaznaczył.
„Tymczasem nikt nie robi tego dla ukraińskich mediów. To jeden z największych paradoksów dla mnie; to rzeczywiście czasem są ciekawe pomysły, ale problem polega na tym, że to jednak marnowanie pieniędzy. Być może w przyszłości takie działanie dla demokratycznych mediów w Rosji będzie miało sens, ale nie teraz” – mówił Fedczenko. Jego zdaniem, rosyjskie media prodemokratyczne – w odróżnieniu od ukraińskich – nie mają obecnie żadnego przebicia społecznego i żadnej siły oddziaływania wśród rosyjskiego społeczeństwa.
Sfera publiczna Rosji i Ukrainy już od dawna jest trwale rozłączona
Fedczenko ocenił także, że obecnie sfera publiczna Rosji i Ukrainy już od dawna jest trwale rozłączona. „Zazwyczaj pojęcie +bańki+ oznacza coś złego, ale w tym przypadku to dobrze – Rosja straciła swoją +soft power+ na Ukrainie” – podkreślił.
Ekspert zapytany również został o przedwojenną i aktualną obecność i wpływ rosyjskich mediów na Ukrainie. Podkreślił, że sytuacja zmieniała się od czasu aneksji Krymu w 2014. Jak dodał, wtedy m.in. zaprzestano nadawania rosyjskich kanałów telewizyjnych na terenie Ukrainy – a było ich aż 82. „To wręcz przyczyniło się do rozwoju mediów ukraińskich” – dodał.
Zwrócił uwagę, że równocześnie malało znaczenie tradycyjnych mediów, a rosło mediów społecznościowych. Jak podkreślił, popularne we wschodniej Europie platformy społecznościowe – jak Telegram czy portal VKontakte- powstały w Rosji i są w jakimś stopniu pod wpływem i kontrolą rosyjskiego państwa. „Te platformy zostały stworzone przez Rosję, Rosja w nie zainwestowała i je utrzymuje na swoich serwerach, ale udają, ze są w jakiś sposób niezwiązane z Rosją. Ludzie często określają Telegram mianem niezależnego” – zaznaczył badacz.
„Rosja chce mieć taki instrument pod swoją kontrolą, który nie będzie jednoznacznie z nią kojarzony. Telegram jest najmniej kontrolowalną platformą – nie można wyśledzić, kto jest właścicielem danego konta, składać skarg na zamieszczaną treść; pozyskiwanie zamieszczanych tam danych to też jest problem” – wyliczał Fedczenko.
Jak tłumaczył, m.in instytucje państwowe Ukrainy używają Telegrama do zamieszczania różnych informacji w celu dotarcia do możliwie wielu odbiorców, ale nie znaczy to, że sama platforma jest bezpieczna. Badacz podkreślił, że osoby szukające informacji – w tym dziennikarze – powinni bardzo ostrożnie korzystać z takich serwisów społecznościowych.
„Problemem nie jest informacja, tylko dezinformacja. Wokół wielu doniesień tworzy się szum; dużo odbiorców nie potrafi odróżnić, co jest prawdziwym newsem, a co tylko szumem – to jest problem. Gdybyśmy teraz mieli te 82 rosyjskie kanały telewizyjne na Ukrainie, to wojna byłaby już przegrana, to byłaby katastrofa” – ocenił Fedczenko.
Jewhen Fedczenko jest redaktorem naczelnym portalu przeciwdziałającego rosyjskiej dezinformacji StopFake.org oraz dyrektorem Mohylańskiej Szkoły Dziennikarstwa. Ponad 25 lat spędził w branży medialnej. Jest specjalistą w zakresie badania propagandy oraz wojny informacyjnej.